Czechom wciąż nie udało się zepsuć tego auta. Skoda Octavia MHEV mało pali i zadowoli każdą rodzinę… lub handlowca

To naprawdę rzadki przypadek w świecie motoryzacji. Skoda Octavia obecnej generacji, już po liftingu, dalej jest autem niemalże bez (istotnych) wad. Jeśli przymkniemy oko na drobne problemy montażowe i kulejącą momentami ergonomię – jest wręcz świetnie.

Ale ten czas leci. Pamiętam, jak Skoda Octavia 1.5 TSI mHEV, którą widzicie na zdjęciach, wchodziła na rynek i miała przed sobą naprawdę trudne zadanie, bo miała zastąpić niezwykle udaną trzecią generację tego pojazdu. I co? I udało się.

Skoda Octavia 1.5 eTSI MHEV. Polacy ją kochają

Octavia dalej sprzedaje się w Polsce jak wściekła. W zeszłym roku było to drugie najchętniej wybierane auto w Polsce z sumą rejestracji nieco poniżej 20 tysięcy sztuk. Zresztą może trzeba to wszystko inaczej wyjaśnić: od 2006 roku Skoda Octavia na podium najchętniej wybieranych aut w Polsce nie była tylko... raz.

Czy jestem zdziwiony? Po kilkuset kilometrach poliftingową Octavią odpowiedź może być jedna: absolutnie. Dzięki liftingowi to nawet trochę bardziej dopracowane auto, choć zmiany są kosmetyczne, ale nie jest to żadne zaskoczenie, bo takie auta raczej nie potrzebują rewolucji.

Skoda Octavia 1.5 eTSI MHEV TEST

W każdym razie: zmieniła się sygnatura świetlna reflektorów, które są już w standardzie w pełni LED-owe, przemodelowano (trochę) zderzaki, są nowe kolory lakierów, nowe wzory felg… i w sumie to tyle z zewnątrz.

W środku natomiast zmieniły się materiały wykończeniowe (muszę przyznać, że plastik na desce rozdzielczej do złudzenia przypomina materiał, polecam zdjęcia), ładowarka indukcyjna ma 15W zamiast 5W i dalej najczęściej nie ładuje telefonu, a ekran multimedialny ma trochę odświeżony układ.

Na dole ekranu zresztą pojawił się pasek do obsługi klimatyzacji, ale… tylko do regulacji temperatury. Jeśli jako kierowca chcę zwiększyć lub zmniejszyć siłę nawiewu, dalej muszę przeklikać się przez menu, co podczas jazdy jest po prostu katorgą. I do tego niebezpieczne.

I tylko nie mówcie, żebym ustawił na auto, bo nie spotkałem jeszcze się z autem, którego klimatyzacja w trybie automatycznym nie zamieniała wnętrza w lodówkę. Skoro już przy klimie jesteśmy – dwustrefowa to teraz standard. Tak jak cyfrowe zegary.

Poza tym to dalej stara, dobra Skoda Octavia

Czyli bagażnik jest po prostu PRZEPASTNY. Ustawny i pojemny. 600 litrów robi robotę – tak naprawdę nie trzeba brać kombi, chyba że ktoś lubi takie auta. Liftback jest tak samo praktyczny, a według mnie ładniejszy.

To stara, dobra Octavia, czyli też nie zniknęły problemy z montażem. Wiele elementów jest spasowanych byle jak, wnętrze generalnie trochę trzeszczy, klapa bagażnika, kiedy się otwiera, wydaje z siebie dźwięki, jakby ktoś ją na siłę wyrwał z zawiasów. Ale da się z tym żyć.

Skoda Octavia 1.5 eTSI MHEV TEST

Auto jest też całkiem nieźle wyciszone, zwłaszcza na trasach szybkiego ruchu. Bo właśnie tam Octavia króluje.

Jak to auto mało pali!

Na początek muszę z czytelnikami Autogalerii podzielić się drobną refleksją. Otóż jestem bardzo wybredny w kwestii spalania aut i wręcz denerwuje mnie, kiedy palą – według mnie – za dużo.

Prywatnie jestem użytkownikiem przedostatniej – już niestety – generacji Audi A5. Pod maską mam 2.0 TFSI (miękka hybryda) w tej bazowej, 150-konnej wersji.

Redaktor Kuchno lubi się z tego auta podśmiewywać, natomiast samochód jako taki spełnia wszystkie moje potrzeby. Jest duży, ładny, wygodny (liftback!) i w połączeniu z siedmiobiegowym DSG pali śmiesznie mało.

Uprzejmie donoszę więc, że Octavia jako miękka hybryda pali jeszcze mniej. A wręcz pali tak mało, że diesel przestaje mieć w tym samochodzie sens. Ale do rzeczy.

Droga ekspresowa i 120 km/h to spalanie…. 5,3 litra na sto kilometrów, a przy drugim przejeździe (z wiatrem) wyszło mi... 5 litrów. Autostrada i 140 kilometrów to… 6,4 litra na sto kilometrów. A za drugim razem... 5,5 litra. Spalanie dopiero rośnie przy 150 km/m, ale to wciąż zupełnie nieporażające 7,2 litra na sto kilometrów. Byłem totalnie zszokowany.

I jakby tego było mało, Octavia w mieście pali… siedem-osiem litrów. Jak są korki, to osiem. Jak nie ma, to siedem. O ile wyniki w trasie nie są jeszcze dużo lepsze niż w moim A5, o tyle wyniki w mieście to nokaut, bo mi w moim aucie jest ciężko zejść poniżej dziesięciu litrów, a jak są korki, to szkoda gadać.

Co ma wpływ na to, że Skoda Octavia 1.5 TSI mHEV pali tak mało?

Po pierwsze – pojemność silnika. Po drugie – siedem biegów. I po trzecie – to zawsze był dopracowany układ w kwestii oszczędności paliwa, ale teraz niemieccy (czescy?) inżynierowie poszli już na całość. I to widać podczas jazdy.

System start-stop działa tak nienachalnie, że ciężko odnotować, kiedy silnik gaśnie, a kiedy się uruchamia. Do tego komputer pokładowy bardzo chętnie przeskakuje podczas jazdy w tryb żeglowania lub w tryb dwucylindrowy. Co ciekawe, szczególnie chętnie z obu tych rozwiązań komputer pokładowy korzysta… podczas jazdy w mieście. I stąd tak małe zużycie paliwa.

A to wszystko łączy się z przyzwoitymi osiągami. Prędkość maksymalna to nikomu niepotrzebne 229 km/h (nie dotyczy przedstawicieli handlowych), a przyspieszenie do 100 km/h to godne jak na takie auto 8,5 sekundy. Nic tylko jeździć.

Z kronikarskiego obowiązku odnotuję jeszcze, że kolegom po fachu zdarza się narzekać na pracę tylnego zawieszenia, które jest oparte na belce skrętnej. Szczerze – ja tego nie widzę. Octavia jeździ po prostu jak normalne auto w tym segmencie. Jest w porządku, ten samochód nie służy do czerpania radości z jazdy, tylko do transportowania się na często znaczne odległości. I z tego wywiązuje się bez zarzutu.

Tanio to już było

Wiecie, po co producenci robią liftingi? Głównie po to, żeby bezkarnie podnieść cenę auta. I tak też jest w przypadku Octavii, która po liftingu nieznacznie, ale jednak podrożała. Nie znaczy to oczywiście, że jest droższa niż konkurencja. Kosztuje podobnie.

W konfiguratorze Octavia startuje od 110 800 zł za wersję Essence. Wersja Selection, czyli taka jak w teście, to co najmniej 128 100 zł. Nie jest to samochód źle wyposażony, bo na pokładzie są między innymi czujniki parkowania, kamera cofania, wirtualny kokpit, podgrzewane przednie fotele czy reflektory LED-owe, więc tak naprawdę wielu kierowców dopłaci już tylko do lakieru (albo i nie), ale z drugiej strony doposażona wersja (taka jak na zdjęciach) to już okolice 180 tysięcy złotych.

Cennik zamyka naturalnie wersja RS, czyli co najmniej 181 300 zł w portfelu mniej i 265 koni na pokładzie.

Jaki jest wniosek? Właściwie dość oczywisty, bo te 20 tysięcy klientów rocznie (i to już od wielu lat) nie może się mylić. Octavia dalej robi to, co powinna.