Leapmotor B10 jest tanim elektrykiem. Ale czy warto go rozważyć? Sprawdziłem go i zaskoczę Was odpowiedzią
Leapmotor B10, chiński elektryczny crossover, ma urzekać ceną i jej stosunkiem do wydajności napędu. Czy to sprawia, że jest samochodem wartym uwagi? Po pierwszych testach mam skrajne odczucia.
Leapmotor w Polsce nabrał rozpędu. Model T03, mały elektryk za stosunkowo nieduże po dopłacie pieniądze, sprzedał się w liczbie 1204 egzemplarzy. Łączna sprzedaż sięgnęła zaś 1500 samochodów, co jest niezłym wynikiem jak na markę skupiającą się na samochodach na prąd. Teraz, na fali ostatniej "transzy" dopłat, Leapmotor B10 może podbić ten wynik o nawet drugie tyle samochodów. Wszystko z powodu swojej ceny.
To samochód o proporcjach kompaktowego auta, ale z cechami SUV-a. Nazwałbym go więc crossoverem, gdyż wyglądem i prześwitem raczej nie przypomina lekko podniesionych pojazdów. Może i nie jest też kandydatem do tytułu "miss w świecie motoryzacji", ale za to oferuje zaskakującą ilość miejsca w kabinie. Czy to jest przepis na sukces?
Leapmotor B10, czyli tanio i zwyczajnie. To brzmi sensownie
Zacznijmy od usytuowania tego samochodu na rynku. B10 to kompaktowy crossover, którego cena startuje w promocji od 119 900 złotych (standardowo 124 900 złotych). Za takie pieniądze dostajemy 217 KM i baterię o pojemności 56,2 kWh. Alternatywę stanowi większy akumulator o pojemności 67,3 kWh. Łączny zasięg to odpowiednio 340 i 430 kilometrów według normy WLTP.
Kliknij tutaj, aby obejrzeć mój wideotest Leapmotor B10 - YouTube
Ładowanie prądem przemiennym (AC) odbywa się z mocą do 11 kW, zaś prądem stałym (DC) do 168 kW w szczycie. Liczby są więc obiecujące i wyprzedzają wielu konkurentów, także droższych.
Gdzie jest więc haczyk? Na pewno nie w wyglądzie. Owszem, nie jest to porywający projekt. Ba, jest bardzo generyczny, ale to może być przepis na sukces. Specyficzne proporcje (wysokie nadwozie) sprawiają, że trudno zakochać się w wyglądzie B10-ki. Ale, tak jak wspomniałem, chodzi tutaj o praktyczność. To ona gra pierwsze skrzypce.
Podczas pierwszych jazd ciężko jest sprawdzić każdy aspekt samochodu, więc skupiłem się na kluczowych kwestiach - komforcie podróżowania, zwrotności i wydajności. Zwróciłem także uwagę na ergonomię i łatwość obsługi.
Zaczynajmy tutaj od końca, czyli właśnie od obsługi Leapmotor B10. Pod tym kątem jest to samochód daleki od ideału. Problem zaczyna się już w momencie, w którym trzeba dostać się do pojazdu. Jeśli na smartfonie nie macie aplikacji, która obsługuje bezkluczykowy dostęp (auto otwiera się i zamyka wykrywając telefon), to zostaje Wam karta. Nie ma kluczyka, jest tylko kawałek plastiku, który trzeba przyłożyć do lusterka po stronie kierowcy, aby samochód otworzyć. To samo robimy przy zamykaniu.
A jak uruchomić auto? Cóż, tutaj także jest cała misterna procedura. Przy braku smartfona karta musi pojawić się po lewej stronie "tacki" na smartfony. Dopiero wtedy samochód umożliwi włączenie trybu jazdy.
Dwa ekrany, kierownica i raptem dwa fizyczne przełączniki
A jeśli liczymy przyciski sterowania szybami, to jest ich tylko sześć. Leapmotor, na chińską modłę, wymusza sterowanie wszystkimi funkcjami z ekranu. Nawet lusterka musicie obsługiwać włączając odpowiednią funkcję w systemie multimedialnym. Później rolkami na kierownicy dopasowujecie ich ustawienie.
Same multimedia przywodzą na myśl rozwiązania z Xpenga, Mazdy 6e czy z Geely. Wyglądają niemal identycznie, ale to kolejna typowa przypadłość chińczyków. Do software'u podchodzą w bardzo "generatywny" sposób. Funkcji jest dużo, ale odnalezienie się w ich gąszczu wymaga chwili nauki. Do tego niektóre elementy obsługi są nieco zaszyte.
Na przykład komputer pokładowy wyzerujecie tylko z poziomu ekranu głównego. Dane można też podglądać na małym wyświetlaczu zegarów, ale tutaj pojawiają się jedynie podstawowe informacje.
Przednie fotele są obszerne i wygodne, ale to tylna kanapa jest największym atutem Leapmotora B10
W 4,5 metrowym samochodzie, z rozstawem osi na poziomie 2,7 metra, dostajemy ilość miejsca bijącą na głowę wiele większych samochodów. Na poniższym zdjęciu widzicie moje nogi, człowieka mierzącego 185 cm wzrostu, siedzącego "za sobą". Co więcej, jest tutaj bardzo, ale to naprawdę bardzo dużo przestrzeni na stopy. To w elektrykach rzadkość, ale w tym przypadku pomogła podniesiona linia nadwozia.
Leapmotor B10 oferuje 430 litrów przestrzeni bagażowej, z możliwością powiększenia kufra do 1700 litrów po złożeniu kanapy. Jest tutaj także malutki frunk, w sam raz na dodatkowy kabel do ładowania (Type 2).
Leapmotor B10 to samochód dla fanów bardzo miękkiego resorowania. Ma to swoje plusy
Komfort jest tutaj na pierwszym miejscu. Nadwozie wyraźnie przechyla się w zakrętach i zachęca do bardzo leniwej jazdy. Zresztą układ kierowniczy też jest mocno wspomagany i raczej mało komunikatywny. Plusem tego wszystkiego jest fakt, że nawet przy większej i cięższej baterii dostajemy bardzo dobre resorowanie, nawet na gorszych drogach.
Z wad, które ujawniają się na dziurawych odcinkach, muszę wymienić niską sztywność nadwozia. Słychać, jak cała buda "pracuje", a uszczelki ocierają o metal.
O wydajności wiele powiedzieć nie mogę, gdyż raptem kilkadziesiąt kilometrów po Warszawie ograniczyło możliwość sprawdzenia tego samochodu. Przy typowo miejskiej jeździe średnie zużycie energii, według komputera pokładowego, wyniosło 15,2 kWh. Nie jest to zły wynik, ale liczyłem na wartości bliższe 12-13 kWh, zwłaszcza przy tak dobrej pogodzie (12 stopni, słońce, sucho).
Czy jest to auto warte uwagi?
Jeśli szukacie elektryka, który ma mieć najlepszy stosunek ceny do oferowanej przestrzeni, to Leapmotor B10 nie ma sobie równych. To naprawdę przestronny samochód, z sensownym zasięgiem i z bardzo dobrym wyposażeniem. Moim zdaniem bazowa wersja Life ma wszystko, czego potrzeba na co dzień. Wariant Design, testowany, zyskuje lepsze nagłośnienie, eko-skórę, wentylowane i podgrzewane fotele, a także oświetlenie nastrojowe.
Kliknij tutaj, aby poznać cennik B10
Przy cenach, które de facto w promocji zamykają się w przedziale 120-130 tysięcy złotych (a standardowo 125-140 000 złotych), B10 praktycznie nie ma sobie równych. Ładuje się, według deklaracji marki, szybko. Ma solidny zasięg i spory bagażnik. Z dopłatami staje się ciekawą alternatywą nawet dla takich aut, jak Fiat Grande Panda, czy Citroen e-C3.
Jeśli więc nie oczekujecie samochodu, który wygląda świetnie i który jest dopracowany w każdym calu, chcecie mieć elektryka w niskiej cenie z przestronnym wnętrzem, to B10 ma dużo sensu. Nie jest to auto, które mnie urzekło i przekonało, ale daje mu spory kredyt zaufania. Może być po prostu typowo "zdroworozsądkowym" wyborem dla osób gotowych do wejścia w świat elektromobilności.


