Czy nowe samochody są jeszcze ekscytujące? Otóż nie - i nic się nie zmieni

Zadałem sobie to pytanie patrząc na zaprezentowane wczoraj Bugatti Brouillard. Być może jest to kwestia zmęczenia motoryzacją, a być może po prostu te wszystkie nowości, które regularnie podziwiamy, nie mają już charakteru i nie chwytają za serce.

Kiedyś naprawdę czekało się na nowe samochody. Kolejna generacja BMW, Mercedesa czy nawet jakiegoś Forda budziła zainteresowanie. Wszyscy wyczekiwali premiery i zastanawiali się, czy domysły dziennikarzy faktycznie będą miały potwierdzenie w rzeczywistości. Rozmawiało się o tym, dyskutowało w ożywiony sposób, a sam moment odsłonięcia samochodu wywoływał sporo emocji.

A teraz? Niemal codziennie pojawia się jakieś "super-hiper" auto, które ma silnik V12, manualną skrzynię biegów i powstanie w ograniczonej liczbie egzemplarzy. Kolejne warianty Porsche 911 wyrastają niczym grzyby po deszczu, a wszechobecne elektryki, choć coraz nowocześniejsze, próbują nas przekonać imponującymi liczbami. Te jednak głównie ograniczają się do tego, ile koni mechanicznych dostajemy pod prawą nogą i w ile taki samochód przyspiesza do setki. Aż chce się ziewać.

Nowe samochody nie są już ekscytujące. Takie są fakty

W ciągu ostatnich dwudziestu lat motoryzacja zmieniła się nie do poznania. Myślę, że najlepszym punktem odniesienia jest tutaj premiera Bugatti Veyron. Plotek na temat powrotu tej marki było bardzo dużo. Atmosferę podsycały najróżniejsze prototypy, a strzępki informacji, które docierały do dziennikarzy dzięki "szpiegom", podglądającym muły testowe w akcji.

Bugatti Veyron nowe samochody

I potem nastał moment premiery. Piękna sylwetka, szesnaście (!) cylindrów w układzie W i 1001 KM. Taka moc do tej pory zarezerwowana była tylko dla najbardziej szalonych projektów tuningowych (a i tam wymagała gigantycznych nakładów pracy). Veyron był "nadsamochodem". Stanął nad wszystkimi pojazdami na rynku, nawet tymi najdroższymi i pokazał piękno inżynierii. Ciężko było się nim nie fascynować. Ten samochód należał do tej samej grupy pojazdów, co przed laty McLaren F1, Bugatti EB110 czy Ferrari F40 i F50.

Później mieliśmy jeszcze 3 piękne lata w motoryzacji

Do 2008 roku wiele firm dosłownie wrzucało łopatami do pieca pieniądze, aby tworzyć projekty odlotowe i nietuzinkowe. BMW wpakowało pod maskę M5 silnik V10, bo mogło. Audi zrobiło S6, RS6 i S8 z silnikiem V10, bo mogło. Lexus opracował kosmiczne LFA, bo mógł. Producenci bawili się samochodami jak małe dzieci i tworzyli auta z sercem i z duszą.

Pierwszym ciosem był kryzys finansowy z 2008 roku. Uderzył wszystkich - jednych mocniej, innych nieco lżej. Niektórzy musieli ograniczyć produkcję dziwnych samochodów, inni całkowicie je zarzucili. Honda na przykład nie tylko pożegnała się z Formułą 1, ale także musiała zarzucić rozwój nowego NSX-a. A miał to być samochód z jednostką 10-cylindrową, inspirowaną F1. Został tylko wyścigowy model bazujący na tej konstrukcji, oraz garść filmów z Nurburgringu, gdzie inżynierowie marki katowali zamaskowane prototypy.

Honda NSX HSV-010

Niektóre marki z trudem wprowadziły niszowe nowe samochody, nawet pomimo niekorzystnych warunków na rynku

Na przykład Peugeot postawił na ciekawy model RCZ, a Volkswagen wypuścił kapitalne Scirocco. Dało się więc zbudować coś niebanalnego i intrygującego na bazie zwyczajnej platformy, dzielonej ze standardowymi kompaktami.

To była już jednak ostatnia prosta dla takich projektów. W 2014 roku wybuchła afera Volkswagena, która na dobre zmieniła rynek. Oszustwa marki z Wolfsburga wpłynęły na całą branżę i sprawiły, że dźwignia przesunęła się w stronę rozsądnej i bardziej ekologicznej motoryzacji. W latach 2015-2020 pojawiło się jeszcze kilka ciekawszych aut, ale większość firm trzymała się już bardziej stonowanego i rozsądnego podejścia do projektowania.

Volkswagen Scirocco

A potem dostaliśmy "lata wyjęte z życia"

Okres 2020-2022 dla wielu osób był dziwnym momentem w życiu. Wiele biznesów stanęło, niektóre zbankrutowały. Nieliczni znaleźli się w położeniu, w którym mogli zarabiać jeszcze większe pieniądze, ale było to wąskie grono szczęśliwców.

Motoryzacja za to znowu dostała "po łbie". Sprzedaż najpierw spadła, a później zwolniła za sprawą kryzysu związanego z brakiem półprzewodników. Jednocześnie regulatorzy w Europie przesunęli dźwignię w kierunku pełnej elektryfikacji, za czym poszły niemal wszystkie marki. Do 2025 roku mieliśmy jeździć głównie samochodami na prąd, co jak wiadomo nie stało się rzeczywistością.

Za to w międzyczasie rynek w Europie zaczęły zalewać chińskie marki, które zmieniły zasady gry. Słabnąca sprzedaż europejskich marek w połączeniu z wysokimi kosztami rozwoju pojazdów ekologicznych sprawiły, że nie ma już miejsca na eksperymenty. Tym, co możemy dostać, jest co najwyżej sportowa wersja, która oferuje bardzo dużo mocy. Choć platformy oferują szereg możliwości, to np. powrotu Scirocco lub Peugeota RCZ, nawet w elektrycznym wydaniu, na pewno nie zobaczymy.

Jest to też wina nas, klientów

Mówimy, że chcemy fajnych samochodów, ale gdy te fajne samochody trafiają już na rynek, to ich nie kupujemy. Powodów jest wiele. Niektóre modele osiągnęły absurdalny poziom cen, wręcz nieakceptowalny dla wielu osób. Inne zaś kuszą nas na papierze, ale finalnie i tak wybór pada na coś rozsądnego i bardziej przyziemnego.

Nieliczne marki zostały w grze z ciekawymi projektami. Toyota ma dalej cudownego GR Yarisa i przez chwilę oferowała GR86. To samo tyczy się Subaru, które sprzedawało model BRZ. Niemieckie marki dalej mają w ofercie sportowe samochody pokroju BMW M2 i M3, ale np. Mercedes strzelił sobie w stopę, wkładając 4-cylindrowy silnik do C63. Kto o zdrowych zmysłach kupiłby taki wynalazek?

Toyota GR86 nowe samochody

Jednocześnie te wszystkie nowe hipersamochody, które mają po 1500 czy 2000 koni mechanicznych, są już tak wtórne i nijakie, że rzadko kiedy budzą większe emocje. Chyba jedynie GMA T.50 Gordona Murray'a przyciągnęło uwagę w ostatnich latach, głównie za sprawą nawiązań do kultowego McLarena F1. Mam wrażenie, że nawet Ferrari F80 (następca LaFerrari, Enzo i F50), czy McLaren W1 (spadkobierca P1) nie wywołały żadnych emocji.

Dziwne to czasy.