Dopłaty do elektryków? Owszem, ale nie do tych z Chin. Za to więcej podmiotów dostanie pieniądze
Rząd planuje istotne zmiany w programie NaszEauto, czyli systemie dopłat do zakupu samochodów elektrycznych. Zmiany mogą uderzyć w marki, które budują swoją ofertę głównie w oparciu o produkcję w Chinach.
Wszyscy dobrze wiemy, że dopłaty do elektryków napędzają sprzedaż pojazdów na prąd. Gdyby z dnia na dzień wstrzymano obecny program, to popyt na samochody na prąd spadłby w zauważalnym stopniu. Zmiany na rynku są oczywiście widoczne, gdyż duże firmy i korporacje, wyłączone obecnie z programu dopłat, coraz częściej samodzielnie decydują się na zakup pojazdów na prąd.
Słupki poszły jednak w górę dzięki głównie właścicielom jednoosobowych działalności gospodarczych i za sprawą osób fizycznych, decydujących się coraz częściej na takie pojazdy.
Jakby nie patrzeć dopłaty w wysokości nawet 30 000 złotych znacząco obniżają cenę, a raczej ratę za taki pojazd. Tylko czy faktycznie dopłaty są słuszną metodą? Rząd szykuje zmiany w programie, które włączą większą liczbę podmiotów, zmniejszą budżet na dopłaty i... wykluczą potencjalnie samochody z Chin.
Rząd rozpoczyna konsultacje. Dopłaty do elektryków zostają, ale budżet mocno się skurczy
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozpoczął konsultacje, które trwają od 5 do 12 września 2025 roku. Zakładają one m.in. redukcję budżetu programu, z 1,6 mld zł do około 1,1 mld zł. To wciąż więcej, niż obecne tempo wydawania środków mogłoby realnie zagospodarować.
Jednocześnie poszerzy się katalog beneficjentów. Dopłaty będą mogły otrzymać nie tylko osoby fizyczne i przedsiębiorcy, lecz także organizacje pozarządowe, parki narodowe czy instytucje edukacyjne i medyczne.
Kwoty wsparcia zostaną ujednolicone i podniesione. Osoba fizyczna otrzyma bazowo 30 tysięcy zł, a posiadacz Karty Dużej Rodziny 35 tysięcy zł. Dodatkowe 10 tys. zł można będzie uzyskać dzięki zezłomowaniu samochodu posiadanego od minimum trzech lat.
W grę wchodzą także nowe kategorie pojazdów
Zgodnie z propozycją wsparcie obejmie różne kategorie pojazdów:
samochody osobowe (M1): do 40 tysięcy złotych
samochody dostawcze do 3,5 t (N1): do 70 tysięcy złotych
małe busy do 5 t (M2): do 600 tysięcy złotych
Jednocześnie zniknie kryterium dochodowe, które wcześniej wpływało na wysokość dopłaty.
Ciosem w chińskie samochody ma być brak dopłat do aut z cłem
W dokumentach konsultacyjnych znalazł się zapis, który może dosłownie wywrócić rynek. Z programu dopłat wypadną samochody, na które naliczono cło. W praktyce oznacza to brak wsparcia dla pojazdów produkowanych poza Unią Europejską, o ile kraj nie ma podpisanej umowy handlowej z UE.
Najmocniej odczują to chińskie marki, które liczyły na rozwój sprzedaży samochodów elektrycznych w Polsce. Problematyczna będzie również sytuacja modeli produkowanych w Azji przez europejskich producentów. Przykładem jest Dacia Spring, sprowadzana z Chin.
Kto zyska, a kto straci?
Tesla częściowo uniknie problemów dzięki fabryce w Berlinie. Większość popularnych modeli elektrycznych sprzedawanych w Polsce produkowana jest w Europie lub w krajach objętych umowami handlowymi, więc ich sytuacja pozostaje stabilna.
Chińscy producenci zostaną zmuszeni do zmiany strategii. Jeśli chcą poważnie wejść na nasz rynek, muszą uruchomić produkcję w Europie. Alternatywą jest sprzedaż bez dopłat, co oznacza realne dokładanie do interesu. BYD do końca roku ma wystartować z produkcją małego Dolphina Surfa na Węgrzech, co może dać im przewagę w tym programie.
Dopłaty wciąż kluczowe dla rynku. Bez nich słupki rosną w śmiesznym tempie
Historia programu „Mój elektryk” pokazuje, że bez rządowych dopłat sprzedaż samochodów elektrycznych jest mizerna. Nowe przepisy mogą znacząco ograniczyć ekspansję elektryków z Chin, a jednocześnie wzmocnić pozycję producentów produkujących w Europie. Nie brzmi to jak zła transakcja.


