Ford i Tesla przyspieszają dostawy... i to nie jest dobra wiadomość

Media obiegła informacja, że Ford i Tesla starają się przyspieszyć dostarczanie samochodów do klientów. Powody są różne, a skutki... to się okaże.

Z jednej strony jesteśmy bombardowani informacjami o setkach tysięcy samochodów zalegających na placach, bo kryzys, bo nikt nie kupuje, bo... nowe normy i nie będzie można ich sprzedać. Tymczasem ten ostatni temat dotyczy wyłącznie Europy. A producenci, którzy większość swojej oferty wypychają do klientów np. w USA, mają zupełnie inne problemy.

Ford F-150 - zabrakło... fabryki

Ford F-150 to jeden z najlepiej sprzedających się samochodów na świecie. I to mimo tego, że sprzedawany jest niemal wyłącznie w Ameryce Północnej. Nowy model sprzedaje się tak szybko, że znika z salonów zaledwie chwilę po do dotarciu do nich.

Na przyfabrycznych pracach w fabrykach Flat Rock (Detroit, Michigan) i Kansas City, stoją setki pickupów, w których pracownicy montują pasy bezpieczeństwa i dokonują przeglądu elektroniki. Na parkingu dogrywane są aktualizacje oprogramowania i sprawdzane działanie systemów.

Zgodnie z wypowiedziami przedstawicieli marki, nie powinno to wpłynąć na jakość samochodów. Wszystkie F-150 przechodzą ostateczną kontrolę jakości przed wyjechaniem w podróż do dealerów.

A skoro jesteśmy przy ostatecznej kontroli jakości, to prowadzi nas do drugiego producenta.

Tesla - dowieźcie targety!

Tesla od wielu lat boryka się z pewnym, zupełnie nie wpływającym na kursy akcji, problemem polegającym na dotrzymywaniu przyrzeczeń. Zwłaszcza tych dotyczących premier czy ilości dostarczonych samochodów. Elon Musk, zapowiadał, że dostarczy pół miliona samochodów w 2018 roku, a do końca 2020 roku milion. No cóż - zostało nam mniej niż 48 godzin do końca 2020 roku, więc przydałoby się dostarczyć chociaż pół miliona.

Tesla

To wymaga dostarczenia w ostatnim kwartale tego roku 182 000 samochodów, niemal 50 tys. więcej niż poprzednim. Tesla krzyczy więc "wszystkie ręce na pokład" - zarówno w marketingu (zachęta do leasingu Modelu 3 dla oczekujących na Cybertrucka), jak i w produkcji.

W mailu do pracowników, cytowanym przez serwis electrek.co, "nie ma czasu na poprawki", a samochody muszą trafiać do klientów z pominięciem PDI (Pre-Delivery Inspection). Czyli "jak Hank złożył, tak David odbierze". A wg niektórych doniesień, nawet podpisze, że odebrał, zanim odbierze.

Biorąc pod uwagę odpadające szklane dachy, zderzaki, problemy z lakierem i inne wpadki jakościowe w samochodach, które przeszły PDI, trochę wątpię, że Tesla (głównie Model 3) z końcówki 2020 roku to dobry pomysł na zakup. Już teraz mówi się o uszkodzonych i krzywo spasowanych elementach nadwozia. Trafiają się też brudne soczewki systemu Autopilot, czy nawet prześwit niezgodny z deklarowanym.

Miejmy nadzieję, że tego typu problem jest przejściowy u obu producentów. Może warto jednak się tak nie spieszyć i poczekać na samochód trochę dłużej?