Ford Mustang MACH-E z bliska, czyli dlaczego ta nazwa ma sens i czy konie lubią prąd
Ford Mustang Mach-E, czyli ani coupe, ani też mocne V8, a praktyczny SUV z elektrycznym napędem. Profanacja? Nic z tych rzeczy - to świetna strategia, która przyniesie marce wiele korzyści.
Wiecie co najbardziej poruszyło wszystkich podczas debiutu tego auta? Nie wygląd, a nazwa. Ford Mustang Mach-E to elektryczny SUV, który dołącza do rodziny "galopującego konia". I choć daleko mu do znanego nam coupe, to jednak całkiem sporo łączy te auta.
Ford Mustang Mach-E - czy konie napędza prąd?
Zagorzali fani amerykańskiej motoryzacji powiedzą, że liczą się tylko oktany i eksplozje w cylindrach. Trudno się z nimi nie zgodzić, zwłaszcza, gdy w naszych żyłach płynie benzyna. Jesteśmy jednak teraz w dość dziwnym miejscu, w którym nie ma miejsca na zabawy. Albo inaczej - miejsce na zabawę jest w momencie, w którym coś ją balansuje.
Ford Mustang Mach-E
To właśnie auta elektryczne, te cieszące ekologów i regulatorów, są "bezpiecznikiem", który pozwala na dalszy rozwój analogowej motoryzacji. Spójrzcie na przykład na Porsche. Taycan to absolutny hit, którego sprzedaż przewyższa wszelkie inne modele marki. W drodze jest też Macan na prąd, który zapewne poprawi ten wynik. Efekty? Kieszenie Porsche napełniają się gotówką, a marka może szaleć z innymi projektami - takimi jak wolnossące 911 GT3 czy program rozwoju syntetycznych paliw.
Tutaj jest dokładnie tak samo
Ford Mustang Mach-E zamienił spalinowe konie mechaniczne na elektryczne, ale robi to w dobrej wierze. W swoim charakterze wizualnym nawiązuje do kultowego sportowego samochodu, ale ma też dozę własnego stylu, wyróżniającego go na tle konkurencji.
No właśnie, wygląd. Kontrowersyjny, ale i ciekawy. Masywny front z wąskimi lampami tak naprawdę tylko pojedynczymi detalami bezpośrednio zapożyczonymi z Mustanga tworzy dość unikalny zestaw. Inspiracje nie zamieniły się w kopię, a to bardzo dobra rzecz.
Linia boczna? Gładka, delikatna, nie zmącona nawet klamkami, których się pozbyto. Nie zapomniano tutaj o masywnych przetłoczeniach na tylnych błotnikach, będących wyróżnikiem każdego Mustanga.
Tył dostał z kolei charakterystyczne trójdzielne lampy, choć ubrane w nieco inne wydanie. Nie zapomniano też o łagodnie opadającej linii dachu, dynamizującej całe nadwozie. Choć początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego projektu, to jednak po bliższym kontakcie mogę przyznać, że widać tutaj konsekwentne myślenie i kompletną strategię działania.
Ten samochód mógł być znacznie gorszy
Tak naprawdę Mustang Mach-E stał się tym, czym jest, dzięki Jimowi Farleyowi, aktualnemu szefowi marki. Kiedy designerzy rysowali w kółko jakieś dziwne wynalazki, Farley przyszedł, popatrzył na wszystko, cmoknął głośno i powiedział - "Ej, a może zróbcie z tego Mustanga?". Jego marketingowe zmysły podsunęły dobry trop, który przeistoczył się właśnie w ten samochód.
A jak wypada wnętrze Forda Mustanga Mach-E?
Najpierw jednak trzeba się do niego dostać - i nie zrobicie tego w standardowy sposób. Klasyczne klamki ustąpiły miejsca małym przyciskom w słupkach. To ciekawa koncepcja, która o dziwo wcale nie jest taka niepraktyczna, jak początkowo wieszczono w sieci. Co więcej, auto można otworzyć kluczykiem lub smartfonem, co też jest dużym udogodnieniem.
Czas na wnętrze. Na pewno nie można o nim powiedzieć "przesadzone". To kokpit, który jest minimalistyczny, oparty na dwóch ekranach. Mniejszy, panoramiczny, ukryty jest za kierownica i przekazuje najważniejsze wskazania. Drugi to 15,5 calowy pionowy tablet, który jest wielkim centrum dowodzenia tym samochodem. Można śmiało powiedzieć, że to swego rodzaju nawiązanie do popularności takiego rozwiązania w Tesli (i być może szansa na przyciągnięcie klientów tej marki, szukających znanych im koncepcji). Czy trafione? Cóż, obsługa nie pozostawia niczego do życzenia. Ekran działa sprawnie, reakcja na dotyk jest fenomenalna, a fizyczne pokrętło to ciekawy "smaczek" i unikalny dodatek. Liczbę fizycznych przycisków ograniczono do minimum - poza trzema przełącznikami na tunelu środkowym, kierownicą i włącznikiem świateł takowych tutaj brak.
Wykończenie? Moim zdaniem jest ono bardzo przyzwoite. Przypomina mi to mocno "podrasowanego Edge'a", gdzie wymieniono cześć tworzyw na nowsze lub bardziej ekologiczne.
Ford Mustang Mach-E - wnętrze
Cieszy tutaj ogrom miejsca na tylnej kanapie - nawet przy maksymalnie odsuniętym fotelu miałem zapas przestrzeni na nogi, a mam 185 cm wzrostu. Sama kanapa jest dobrze wyprofilowana, a otwór drzwiowy szeroki i odpowiednio wysoki.
Ford Mustang Mach-E ma też wielkie bagażniki
Tak, bagażniki - bo są dwa. Pierwszy, z tyłu, ma od 401 do 821 litrów, w zależności od tego jak liczymy pojemność. Jest ustawny, nie ma żadnych dziwnych "schodków" i idealnie sprawdzi się nawet przy dużej rodzinie. Pod podłogą jest też kilka zagłębień na rzadziej używane przedmioty.
Ford nie zapomniał też o "frunku", czyli przednim kufrze. Ma on 136 litrów pojemności i podzielony jest na kilka kieszeni. Miękka torba, małe zakupy czy płyn do spryskiwaczy i kable mogą tutaj bezpiecznie jeździć. Przestrzeń ta jest izolowana i odporna na wilgoć.
Nie wiem jak jeździ, ale wiem, co oferuje
Na jazdę Fordem Mustangiem Mach-E przyjdzie jeszcze pora - póki co mogłem obcować z tym autem w studiu. To nie będzie auto, które zniknie w tłumie innych samochodów. Amerykanie mają ogromną chrapkę na największy kawałek tortu w Europie i w USA. Nasz rynek jest mocno priorytetem, a największy nacisk kładziony jest na dostępność w takich krajach jak Dania, Holandia czy oczywiście Norwegia.
Wyrazisty wizerunek łączy się tutaj z dobrą ceną, świetną specyfikacją i zadowalającym wyposażeniem. Bazowy Ford Mustang Mach-E w Niemczech kosztuje 46 900 euro, czyli niecałe 210 000 zł. Dorzućcie do tego dopłaty i inne przywileje. Brzmi ciekawie?
Specyfikacja nie zawodzi
Bazowy wariant z napędem na tylną oś i baterią 68 kWh ma oferować do 440 km zasięgu na ładowaniu. Wersja Extended Range, z akumulatorem 88 kWh, zaoferuje aż 610 km zasięgu. Moc to odpowiednio 270 i 294 KM i uzależniona jest od baterii.
Co ciekawe w przypadku wyboru napędu AWD w wydaniu Extended Range zyskujemy więcej koni mechanicznych - aż 351. Na szczycie gamy stanie zaś wariant GT, który zadebiutuje pod koniec przyszłego roku. Tutaj dostaniemy aż 487 KM i 490 km zasięgu przy baterii 88 kWh.
Mustang Mach-E oferuje oczywiście wszystko, czego oczekujemy od takiego auta. Pokładowa ładowarka jest trójfazowa, mamy szybkie ładowanie z mocą do 150 kW (115 kW przy baterii 68 kWh), jest sprawna rekuperacja i - podobno - doskonale rozwiązany system dystrybucji energii. Czego chcieć więcej?
Ford Mustang Mach-E oferuje też unikalne tryby jazdy
Szept, Aktywność i Nieokiełznanie. To nie są przypadkowe słowa, a nazwy trybów jazdy w tym aucie. Ich wybór nie tylko zmienia ustawienia samochodu, ale także wpływa na generowany w kabinie i na zewnątrz dźwięk. Szczerze mówiąc jestem ciekaw jak to wygląda w praktyce i jak sprawdza się podczas jazdy.
Główny rywal? Tesla Model Y
Auta te są niemal identyczne pod kątem wymiarów. Nie od dzisiaj wiadomo, że Elon Musk wiąże ogromne nadzieje z "igrekiem". Czy Mustang Mach-E wprosi się na podwórko Tesli i zabierze część klientów? Jeśli faktycznie okaże się, że auto jest udane i oferuje solidny zasięg, to jest na to duża szansa. Tesla non-stop boryka się z wieloma niedoróbkami, które coraz bardziej irytują użytkowników. A tutaj Mustang wchodzi "cały na biało", z zapleczem w postaci wielkiej sieci sprzedaży i ciekawym wizerunkiem.