Gdzie jest ta chińska dominacja? Szukam jej, ale widzę tylko kilka mocniejszych stron

Ciągle słyszę i czytam, że chińska dominacja w branży motoryzacyjnej "zmiecie" z planszy europejskie marki. Po blisko dwóch latach regularnego obcowania z samochodami z Państwa Środka mam jedno przemyślenie - gdzie ta domniemana dominacja tak naprawdę jest, bo ja jej nie widzę.

Gdy pod koniec 2023 roku na polski rynek wchodziło MG, BAIC i Omoda/Jaecoo, nikt nie spodziewał się, że chwilę później liczba firm z Chin wzrośnie do około trzydziestu. Tymczasem teraz, niczym grzyby po deszczu, znikąd pojawiają się kolejne marki, które chcą podbić nasz rynek. Ambicje są duże, realizacja nie zawsze najlepsza, ale retoryka niezmienna - oferujemy coś lepszego za mniejsze pieniądze. Wiele osób dało się pociągnąć tej narracji i głoszą wszem i wobec, że chińska dominacja jest nie do zatrzymania, a europejskie marki przegrają.

Cóż, nie zgodzę się z tym. Powiem więcej - po sprawdzeniu większości chińskich samochodów dostępnych w Polsce doszedłem do wniosku, że ta "dominacja" jest owocem dobrego marketingu, który idealnie połączył się z rozczarowaniem europejskimi produktami. Problem w tym, że o żadnej prawdziwej dominacji mówić nie można.

Chińska dominacja, teoria i praktyka. Większość samochodów jest poprawna lub dobra, żaden nie ma cech, które zmiażdżyłyby konkurencję

Spójrzmy na to obiektywnie: największym atutem wielu chińskich produktów jest cena. Ta faktycznie stanowi główny punkt zaczepienia i otwiera wielu osobom dostęp do fabrycznie nowych samochodów, do niedawna jeszcze będących poza komfortowym zasięgiem.

Kiedy zaczniemy przyglądać się ofercie silników i wyposażenia, to znajdziemy specyficzny miks. Z jednej strony mamy sprawdzone jednostki napędowe i ciekawe hybrydy (do elektryków przejdę później), oferujące niemal wszystko w cenie wynoszącej 70% konkurencji ze "starej ligi". Z drugiej w tych samochodach nie ma niczego, czego ta konkurencja nie posiada.

A gdy zaczniemy uważnie wertować katalogi i specyfikację konkretnych modeli, to zauważymy, że nawet te najdroższe i najlepsze nie mają pewnych elementów wyposażenia. Na przykład żaden chiński samochód, nawet z tych z najwyższej półki, nie oferuje matrycowych świateł LED. Próżno jest też szukać bardzo zaawansowanych multimediów, czy naprawdę dopracowanych systemów wspierających kierowcę.

Przykładowo takie rozwiązania jak Lane Assist, czy asystent utrzymywania odstępu od poprzedzającego samochodu, w szeregu chińskich aut działają "zero-jedynkowo", nerwowo i mało przyjaźnie. Wiele systemów bezpieczeństwa uwielbia krzyczeć na każdym kroku, a ich wyłączenie to często droga przez całe długie menu.

chińska dominacja w europie

Hybrydy są wydajne, ale nie rzucają na kolana

Faktycznie, niektóre w mieście zużywają śmieszenie mało paliwa (te klasyczne, jak i plug-in), inne zapewniają teoretycznie kapitalny zasięg. Chińczycy w zupełnie inny sposób podeszli do tworzenia tych samochodów i mają one swoje zalety (inny poziom wydajności w trasie), ale okupione jest to też często zestawem specyficznych wad - na przykład przeciętnym wyciszeniem.

Układy jezdne to także pole, na którym wiele firm ma jeszcze sporo do poprawy. Hybrydy plug-in Chery i Jaecoo są dość miękkie i nie zachęcają do dynamiczniejszej jazdy. Geely Starray EM-i ma wręcz kanapowe zawieszenie, nijak nie spełniające oczekiwań wielu osób na Starym Kontynencie.

Problemy jakościowe i serwisowe to nieco inna bajka

Każdy nowy samochód bywa kapryśny. Czasy niezawodnych konstrukcji są już dawno za nami. Elektronika strzela fochy po obu stronach barykady - jedynie grupa chińskich aut jest jeszcze nieco skromniejsza. Obserwuję jednak wiele wątków o mniejszych lub większych wpadkach samochodów z Chin i nie są one ideałami.

Serwis z kolei wciąż boryka się z dostępnością części. Większość faktycznie jest w Polsce, ale niektóre specyficzne elementy wymagają długiego czasu oczekiwania. I tu czasami mówimy nawet o miesiącach.

A co z tymi elektrykami? Czy faktycznie są tak doskonałe?

Chińczycy postawili na rozwój akumulatorów i napędów elektrycznych już kilka lat temu i osiągnęli na tym polu naprawdę wiele. Tak, mogą chwalić się megawatowym ładowaniem, czy unikalnymi konstrukcjami akumulatorów.

Porównywanie tego z Europą jest jednak dość nieuczciwe, gdyż zestawiamy ze sobą jabłka i gwoździe, dosłownie. Mówimy o kraju, który ma specyficzny system polityczny, a gospodarkę wciąż planuje się odgórnie pod kątem kierunku rozwoju. Europa to zlepek 46 państw, z czego 27 zrzeszonych jest w Unii Europejskiej.

W moje ręce trafiło wiele elektryków z Państwa Środka. Mówię tutaj o samochodach oferowanych w polskiej dystrybucji - nie interesują mnie auta sprowadzane indywidualnie. Póki co w ofercie żadnej marki nie ma przełomowych konstrukcji. Samochody na prąd BYD są po prostu okej, ale ani wydajnością, ani zużyciem energii nie imponują. To samo można powiedzieć o elektrycznym MG4. Omoda E5 okazała się być dużym rozczarowaniem, podobnie jak i GAC Hyptec, który trafił niedawno w moje ręce.

Ze względu na cła ich ceny są mało kuszące, a konkurencja w postaci Tesli i wielu europejskich marek jest naprawdę silnika. Tutaj znowu ta teoretyczna "chińska dominacja" jest niezauważalna.

Chiny wygrywają ceną. Dla wielu osób to furtka do fabrycznie nowego samochodu

I wcale mnie nie dziwi fakt, że tak szerokie grono zmotoryzowanych sięga po produkty z Państwa Środka. Są dobre - ale tylko dobre. Jednocześnie stanowią, przynajmniej w mojej opinii, solidny cios w te wszystkie europejskie marki, które przespały swój moment. Przez lata podział rynku działał mniej więcej tak samo, a drobne zamieszanie wywołali tutaj tak naprawdę tylko Koreańczycy i Japończycy. Wszyscy podzielili się tortem, a rozmiary kawałów tylko nieznacznie się zmieniały.

Teraz na większą część tego tortu zakusy mają też Chińczycy W Polsce zgarnęli 10% (dane: IBRM SAMAR) i chcą więcej. Na pewno wykroją co swoje, ale i tutaj ten rozwój w pewnym momencie dojdzie do pewnej granicy. Co więcej, europejskie marki wreszcie zrozumiały, że nie mogą jechać na dawnej renomie i muszą podwinąć rękawy i ciężko pracować.