Ta hybryda plug-in kosztuje 166 900 złotych i ma wszystko. Geely Starray EM-i w naszym teście
Geely Starray EM-i to kolejny chiński nowicjusz na naszym rynku. Klientów chce skusić napędem plug-in hybrid i dobrą ceną. Czy jest to propozycja warta uwagi? Pokonałem tym samochodem ponad 1000 kilometrów i znam odpowiedź na to pytanie.
- Geely Starray EM-i to kolejna chińska nowość na polskim rynku
- Jest to SUV o długości przekraczającej 4,7 metra długości
- Pod maską jest napęd typu plug-in hybrid, z silnikiem 1.5
- Ceny startują od 149 900 złotych, testowana wersja kosztuje 166 900 złotych
Uwierzcie mi, nawet my, ludzie "siedzący" w motoryzacji, widzimy potrzebę stworzenia wielkiego leksykonu chińskich marek. W zasadzie nie ma tygodnia, aby jakiś producent nie ogłosił debiutu w Polsce. W tej chwili jest to ponad 20 firm, a ta lista rośnie w ekspresowym tempie. Geely dołączyło do niej stosunkowo niedawno. Początkowo spróbowali swoich sił z elektrycznym modelem EX5, który sprawdziliśmy w lecie. Teraz przyszedł czas na dużo atrakcyjniejszą propozycję - Geely Starray EM-i.
Pod tą nazwą kryje się model, który w Chinach występuje jako Starship 7. Mowa o całkiem sporym SUV-ie, z napędem typu plug-in hybrid i z bardzo dobrymi cenami. Wariant, który trafił w moje ręce, a jest to flagowa wersja, kosztuje 166 900 złotych. Listy opcji tutaj nie ma, wszystko dostajecie w cenie.
Jeśli więc spojrzycie na ceny konkurencji, zarówno chińskiej, jak i europejskiej czy azjatyckiej, to ta kwota jest naprawdę kusząca. Ale czy faktycznie warto ją przeznaczyć na ten samochód?
Geely Starray EM-i - test samochodu. Pierwsze spotkanie jest miłym zaskoczeniem
Wiecie jaki mam największy problem z chińskimi samochodami? Coraz łatwiej jest mi je ze sobą pomylić. Niemal każda marka stosuje podobną koncepcję designu nadwozia i wnętrza. Tutaj nie jest inaczej, aczkolwiek pomimo swojej generyczności jest ona dość przyjazna dla oka.
Tym, co mnie urzekło w Starray'u, jest brak udziwnień. Zderzaki mają prostą i czystą formę, nie dodano tutaj żadnych dziwnych wstawek ani dekorów. I może sylwetka nie urzeka, ale też nie ma większych wad - ot, po prostu kolejny SUV w przystępnej formie.
Z długością wynoszącą 4,74 metra i rozstawem osi na poziomie 2755 mm teoretycznie plasuje się w segmencie D w gronie SUV-ów. I to odczujecie po zajęciu miejsca we wnętrzu.
Znowu: jest jak z generatora, ale na początku robi dobre wrażenie
Dwuramienna kierownica, duży ekran multimediów, mniejszy wyświetlacz za kierownicą. Do tego półka na dwa telefony i minimalistyczna konsola środkowa. Widząc taki opis możecie w wyobraźni wygenerować dowolnie wyglądający kokpit - i zawsze będzie on pasować do jednego z chińskich samochodów.
Tak, tutaj nie ma za grosz indywidualnego stylu. Jest za to naprawdę solidne wykończenie, wygodne fotele i spora liczba schowków. Z punktu widzenia użytkowania "początek tej podróży" jest naprawdę obiecujący.
Pasażerowie siadający w drugim rzędzie też będą miło zaskoczeni. Miejsca jest BARDZO dużo. Płaska podłoga ułatwia ulokowanie się nawet w trzy osoby, a kanapa należy do wyjątkowo wygodnych. Tutaj także postawiono na niezłe wykończenie, miejscami lepsze, niż w europejskich samochodach. Ciężko obok tego przejść obojętnie, nieprawdaż?
Wadą jest tutaj jedynie bagażnik, mający tylko 428 litrów pojemności. Nie należy do dużych i ustawnych, a kształt tylnej części nadwozia nieco ogranicza przestrzeń ładunkową. Na pewno zapakowanie kilku dużych walizek będzie dość skomplikowane, a miękkie torby staną się przyjaciółmi użytkowników tego modelu.
Czar może nie pryska w momencie, w którym zaczynamy bliżej poznawać się z tym samochodem, ale wiele elementów może nieco irytować, a nawet rozczarowywać. Geely Starray EM-i nie jest ideałem
W moich rękach nowy chiński zawodnik nie miał lekko. Na dzień dobry musiałem zrobić blisko 100 kilometrów po samej Warszawie, a kolejnego dnia ruszyłem w trasę na drugi koniec kraju. Były to więc idealne okoliczności do sprawdzenia tego samochodu.
W Warszawie pozytywnie zaskoczył mnie zasięg na prądzie. Akumulator o pojemności 18,4 kWh, według oficjalnych danych, zapewnia nieco ponad 80 km zasięgu. Tutaj bez problemu pokonałem 90 km na jednym ładowaniu, bez uruchomienia silnika spalinowego.
Jazda na prądzie jest bardzo "aksamitna". Do tego na miejskich ulicach zaletą staje się zawieszenie, które dobrze radzi sobie z nierównościami. Nie wiedziałem jednak, że to, co tutaj faktycznie uznałem za zaletę, w trasie stanie się wadą - ale o tym za chwilę.
Układ kierowniczy w Starray'u pracuje lekko, ale daje nam "podstawowe" czucie pracy kół. Generalnie jest to samochód rozleniwiający i raczej odcinający nas od jakichkolwiek wrażeń, ale w sumie... kto chciałby takim autem jeździć szybko? Do takiej zabawy są zupełnie inne pojazdy.
Kręcąc się po Warszawie sprawdziłem także funkcję szybkiego ładowania. To coś, co pojawia się w wielu chińskich hybrydach plug-in. Maksymalna moc ładowania w Geely nie jest jednak duża (25-30 kW) i ustępuje np. Jaecoo 7 SHS.
W przypadku ładowania prądem przemiennym (AC) osiągniemy maksymalnie moc 6,6 kW. To także wynik poniżej oczekiwań, gdyż 11 kW jest już standardem w wielu samochodach PHEV.
Łyżka dziegciu w beczce miodu, czyli hybryda w trasie. Tu Geely ma jeszcze sporo do poprawy
System EM-i składa się z silnika 1.5, wolnossącego, generującego raptem 73 kW mocy (100 KM). Współpracuje on z 217-konnym silnikiem elektrycznym (znanym z Geely EX5) i z przekładnią 1DHT (jedno stałe przełożenie). Systemowa moc to 262 KM i 262 Nm.
Podobnie jak większość chińskich hybryd plug-in, Starray EM-i po rozładowaniu baterii pozostawia "żelazną rezerwę" na poziomie 10-20%. Kiedy więc widzicie 0 km zasięgu na prądzie, w akumulatorze jest wciąż sporo prądu. Ma on wspierać samochód przy przyspieszaniu i pozwalać na toczenie się bez użycia jednostki spalinowej.
W teorii brzmi to nieźle. W praktyce jednak pojawia się jeden duży problem w postaci przekładni 1DHT. Gdy prądu brakuje, silnik spalinowy ma dużo pracy. I tu pojawia się problem, bo przy prędkościach autostradowych (zwłaszcza w przedziale 130-140 km/h), obroty wchodzą na bardzo wysoki poziom.
To generuje nie tylko dużo hałasu, ale i winduje zużycie paliwa. Realnie więc czar pryska, bo w samochodzie robi się głośno, a wskaźnik ilości benzyny w zbiorniku przesuwa się w lewo w dynamicznym tempie.
Geely Starray EM-i - zużycie paliwa (rozładowany akumulator)
| przy 100 km/h: | 6,2 l/100 km |
| przy 120 km/h: | 8,1 l/100 km |
| przy 140 km/h: | 10,3 l/100 km |
| w mieście: | 5,4-6,8 l/100 km |
Moim największym zarzutem jest właśnie wybór przekładni z jednym przełożeniem. Konkurencja korzysta z konstrukcji z dwoma lub trzema przełożeniami. Tutaj tego bardzo brakuje - i ta drobna zmiana wpłynęłaby na komfort użytkowania samochodu.
Dynamika na papierze nie prezentuje się źle. Setka, według danych technicznych, jest możliwa do osiągnięcia w 8,1 sekundy. Prędkość maksymalna to 170 km/h. W praktyce jednak powyżej 100 km/h czuć, że Geely niechętnie zabiera się do przyspieszania, nawet w trybie "MOC". Jest to jednak mój zarzut pod adresem wielu chińskich samochodów. Nawet te mocne potrafią zaskoczyć przeciętnymi wynikami w elastyczności powyżej 100 km/h.
Przy szybszej jeździe brakowało mi też "pewności" ze strony zawieszenia
Ta miękkość, która jest dobra w mieście, zawodzi w trasie. W zakrętach Starray EM-i dość mocno się przechyla i zdaje się wykazywać tendencję do podsterowności. Układ kierowniczy, mocno wspomagany nawet w ustawieniu bardziej sportowym, nie daje nam przyjemnego komfortu operowania samochodem.
W mojej opinii Geely powinno usztywnić zawieszenie w wersji oferowanej w Europie. Nie oczekuję "sportowych wrażeń", ale ta miękkość jest tutaj nieadekwatna do naszych dróg.
Największym problemem były jednak dla mnie dwie inne rzeczy: nadgorliwość elektroniki i... ekran multimediów
Chińskie systemy bezpieczeństwa często działają bardzo "zero-jedynkowo". Zauważyłem to w wielu samochodach i tutaj nie jest inaczej. Jest ich dużo (niektórzy to docenią), ale do akcji wkraczają bardzo agresywnie.
Szczególnie irytujący jest sposób działania systemu Lane Assist, który "wtrąca się" nawet w momencie, w którym go wygasicie. Jest to szczególnie męczące na wąskich drogach, gdzie trzeba jechać blisko krawędzi. Auto usilnie doprasza się o przesunięcie się w stronę osi jezdni, co często nie jest możliwe.
Bardzo nadgorliwa jest też kamera monitorująca kierowcę. Czasami próba ustawienia nawigacji na multimediach owocuje głośnym sygnałem, który ma nas przywołać do porządku.
ISA także jest "głośna", a do tego wyłączenie tego systemu wymaga 3-4 kliknięć w systemie multimedialnym. Nie ma tutaj żadnego skrótu (a przynajmniej takowego nie znalazłem) do wyłączenia wybranych systemów wsparcia kierowcy.
Rozczarowałem się także światłami. Chińskie marki nie weszły jeszcze "masowo" w segment lamp LED MATRIX. Tu mamy prostą konstrukcję z ręcznie regulowaną wysokością snopa światła. Niestety, lampy świecą "krótko i blisko", choć światło, które rzucają, jest jasne.
A o co chodzi z ekranem?
Tu problemem jest szkło, z którego go wykonano. Odbija absolutnie wszystko. W słoneczny dzień dane z multimediów są niemal niewidoczne, za to bez problemu zobaczycie twarz pasażera podróżującego w przednim prawym fotelu.
System multimedialny, o typowo chińskiej filozofii obsługi (menu wygląda niemal identycznie, jak w innych samochodach z tego kraju) ma też nawyk włączania kamer przy wykonywaniu manewrów, np. przy skręcaniu. Wyłącza wtedy jednak CarPlay'a, przez co tracimy wgląd w mapę. A to bywa, niestety, bardzo irytujące i rozpraszające.
Troszkę irytuje mnie też brak przycisku startera. Auto włącza się przesuwając dźwignię kierunku jazdy w pozycję D. Z kolei po wciśnięciu P, nawet gdy silnik pracuje (np. po podróży autostradą), samochód nie wyłącza się. Dopiero pociągnięcie za klamkę wyłącza silnik. Można to też zrobić z poziomu... ekranu.
Plusem jest natomiast obecność fizycznego pokrętła od głośności i przycisków do obsługi klimatyzacji (temperatura i nawiew). To nie jest oczywistą rzeczą w chińskich samochodach - a tutaj na szczęście nie zabrakło kilku klasycznych przełączników. Wciąż jest ich jednak zbyt mało, ale tutaj przez Chińczykami jeszcze długa droga.
Geely Starray EM-i kosztuje 149 900 złotych w bazowej wersji
Cena jest więc bardzo atrakcyjna - zwłaszcza na tle hybryd plug-in z Europy, Japonii i Korei. Na tle chińskich konkurentów też nie wypada źle, zwłaszcza w zestawieniu z dobrym wyposażeniem samochodu.
Uważam jednak, że jest to samochód, który wymaga jeszcze kilku solidnych szlifów. Chodzi tutaj głównie o kwestię układu jezdnego i hybrydowego, które muszą bardziej dopasować się do oczekiwań europejskich klientów. Na tę chwilę opisałbym ten samochód jako "SUV-a, który idealnie sprawdzi się przy jeździe z prędkością do 110-120 km/h". Krótsze trasy są przyjemne, dłuższe bywają męczące.
Jestem niemal pewien, że Geely wprowadzi szereg zmian, gdyż Chińczycy faktycznie dość szybko są w stanie aktualizować swoje samochody. Tu mają odrobinę pracy - ale jej efekty powinny przełożyć się na stworzenie jednego z lepszych samochodów z Państwa Środka.


