Japonia samochodem, czyli autoGALERIA w podróży
Zapraszamy do motoryzacyjnego przeciwieństwa, po którym lepiej poruszać się... bez samochodu. Konichi-Wa, lądujemy w Japonii.
Wszyscy miłośnicy motoryzacji oglądali albo Szybkich i Wściekłych, albo Initial D, albo jakiś bardziej dokumentalny film o japońskiej scenie tuningowej. A jak to się ma do rzeczywistości. No cóż, samochód w Japonii sprawia wrażenie nieodzownego, choć jeśli spojrzymy na infrastrukturę, to wygląda na to, że samochodów tam się nie lubi. Dróg jest mnóstwo, są równe, ale jednocześnie ciasne, wąskie i niezbyt wygodne do podróżowania.
Podobnie jest z autostradami i "ekspresówkami"– są wąskie, bardzo drogie, a na dodatek mają bardzo niskie ograniczenia prędkości (60- 100 km/h), których przekroczenie jest karane z całą surowością. Mandaty za przekroczenie prędkości na drogach ekspresowych zaczynają się od ok. 300 zł, a w skrajnym przypadku (ponad 50 km/h) długoterminową utratą prawa jazdy, sprawą skierowaną do sądu, a w przypadku obcokrajowca - nawet deportacją. I jak tu driftować, gdzie się ścigać, a przede wszystkim, gdzie zaparkować potężną Silvię, Skyline’a czy Toyotę Soarer. Bo miejsca parkingowe są na wagę złota. W budynkach, gdzie są, samochody potrafią być ustawione piętrowo, z windami, które opuszczają „nasz” samochód wtedy, gdy go potrzebujemy.
Inna kraina
Miejsce jest w Japonii w ogóle problemem, dlatego niech Was nie zdziwią stacje benzynowe, które w miastach są często... wewnątrz budynku, z dystrybutorami i pistoletami do tankowania zwieszającymi się z sufitów. Za to często są wyposażone w stanowisko serwisowe lub myjnię.
Na drogach panuje spory ruch, jednak daleko mu nawet do "kontrolowanego chaosu". W obszarze "wielkiego Tokio" możemy spotkać zarówno ciasne uliczki, na których tylko rower ma racje bytu, a także szerokie, wielopasmowe "obwodnice" biegnące względnie przez centrum, tak jak ma to miejsce między ekskluzywną dzielnicą Ginza a Chuo (czyli centrum, które tak naprawdę wcale tym centrum nie jest). Mimo bardzo rozbudowanego systemu ulic, świateł, skrzyżowań, ruch odbywa się dość płynnie, i spokojnie - żeby nie powiedzieć flegmatycznie. Zresztą, przy częstych ograniczeniach do 40 km/h to nic dziwnego. Choć samochodów jest dużo, w Tokio, czy Kioto, poza obwodnicami nie spotkaliśmy raczej korków, zwłaszcza takich, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni u nas.
A jakimi samochodami jeżdżą Japończycy? Możemy podzielić zmotoryzowanych na dwie grupy. Jedni to Ci, którzy po prostu mają samochód, a drudzy to Ci, którzy traktują samochód jako coś więcej niż środek transportu. Ci pierwsi, a jest ich zdecydowanie więcej, zazwyczaj poruszają się Kei Carami – małymi pudełkami, z silnikami nie przekraczającymi 660 cm3 i w 99% z automatyczną skrzynią biegów. Nie przekraczając przy tym 3,2 metra mieszczą się w przepisach pozwalających nie płacić podatków i załapać się na tańsze/darmowe miejsce parkingowe. Mimo niewielkich rozmiarów zazwyczaj są tak zbudowane, żeby oferować jak największą przestrzeń. Poza Kei Carami królują niewielkie samochody, takie jak Honda Fit (nasz Jazz), Toyota Aqua (Prius C), hybrydowe Yarisy i przeróżne Daihatsu. Nawet zaawansowany motoryzacyjnie człowiek przez pierwszych kilka dni może się nie odnaleźć w gąszczu stricte japońskich modeli, o których nikt nigdy nie słyszał.
A co z tymi drugimi? Łażąc normalnie po mieście zauważymy na pewno, że atencją darzy się tu samochody europejskie, zwłaszcza wyższych klas. Mercedesy klasy C, E, S i BMW, często białe, są tu bardzo popularne i choć raczej nie jest jak w latach 90-ych, gdy większość takich samochodów należała do Yakuzów, sunący wieczorem przez Tokio czarny Mercedes CL63 z podświetlonym niebieskim neonem podwoziem, robi wrażenie (zupełnie inne niż w Europie).
Japończycy lubią też włoską motoryzację. Alfa Romeo, Lancia, Ferrari – jak na "egzotyki" spotyka się je dość często. W końcu w Japonii znajduje się największy klub Lancii Delty Integrale poza Włochami. Maserati? Proszę bardzo – nie powinno Was zdziwić krwistoczerwone, stare Ghibli sunące w deszczu. Zwłaszcza, że za chwilę tą samą drogą przejedzie Toyota Celica GT4 w formie repliki rajdówki.
Tuning nie jest może wszechobecny, ale na pewno zauważalny. Duża część widzianych modyfikacji to oczywiście niedostępne w Europie fabryczne pakiety. Takie jak wspomniana wcześniej Honda Jazz z pakietem Mugena. Albo wielki van Toyoty - Alphard, opuszczony nisko i ze zdecydowanie dużymi felgami. Sporo jest samochodów przebudowanych dość dyskretnie, bądź na wozy wyścigowe. Wspomniany wyżej Alphard to dobry przykład, bo często zewnętrzne modyfikacje ograniczają się do takiego "standardowego" zestawu, który pasuje wszędzie, od vanów, po kei cary. A często również limuzyny. Tzw. VIP Style króluje wśród właścicieli Lexusów, tj. Toyot. Modele Aristo i Celsior, znane u nas jako GS, czy LS, często można spotkać sunące niemal po asfalcie, na kołach "postawionych w negatyw".
Turysta poza siecią dróg
Mimo iż jesteśmy portalem motoryzacyjnym, wszyscy kochamy samochody, to każdemu radzimy – jeśli lecicie pozwiedzać Japonię, nawet pod kątem motoryzacyjnym, to… nie wynajmujcie samochodu. Wspomniane wyżej koszty mandatów, gęsty ruch na drogich autostradach, drogi wynajem i niewielka ilość miejsc do parkowania zdecydowanie zniechęcają do podróży "za kółkiem". Sieć kolejowa w Kraju Kwitnącej Wiśni jest tak dobrze zorganizowana, że aż żal z niej nie skorzystać. Dla turystów dużym ułatwieniem będą "Rail Passy", albo na cały kraj, albo na konkretny region, pozwalające na nielimitowane przejazdy określonymi rodzajami pociągów (zazwyczaj państwowymi, poza kilkoma najszybszymi Shinkansenami).
Dokładając do tego działającą ogólnokrajowo kartę PASMO (coś jak londyńska Oyster Card) i sieć metra możecie dotrzeć niemalże wszędzie i poświęcić czas na eksplorowanie miejsc – również tych motoryzacyjnych. W razie czego możecie jeszcze skorzystać z niezbyt tanich, ale wszechobecnych taksówek. Toyota Comfort, często z koronkowymi pokrowcami na siedzeniach oraz automatycznie otwieranymi tylnymi drzwiami, ze swoim nadwoziem wziętym wprost z lat 80-ych (choć zadebiutowała w 1995 roku) jest równie charakterystyczna dla japońskich ulic, jak TX4 dla Londynu czy Checker dla Nowego Jorku.
Dane Podręczne:
Kiedy jechać: Zależy dokąd. Japonia jest tak "szeroko rozłożona" że o każdej porze roku znajdziecie jakiś region, w który warto się wybrać. Jeśli jednak chcecie zobaczyć Tokio, Kioto i okolice – najlepsze są dwie pory roku. Jedna to wiosna – w kwietniu traficie na kwitnące drzewa wiśniowe. Potem następuje znaczny wzrost temperatur i wilgotności. Ciepło i przyjemnie robi się od połowy września, przez cały październik, aż do początku listopada. Wtedy nieco spada temperatura, jednak, jeśli zapuścicie się dalej niż salon Bingo Sports, obejrzycie festiwal kolorów podczas okresu "jesiennych liści".
Gdzie jechać: Albo inaczej, gdzie nie jechać? W Japonii jest tyle do zobaczenia, również pod kątem motoryzacyjnym, że nie polecamy wybierania się tylko w rejon Fukushimy.
Za co jechać: W podróży do Japonii mamy trzy elementy, które mogą nas odstraszyć cenowo. Przelot (choć ostatnio sporo jest promocji), nocleg (spodziewajcie się ok. 3 500 zł za 10 dni wynajmu mieszkania np. przez AirBnB ) i transport na miejscu (Japan Rail Pass, ważny 14 dni, kosztuje ok. 1 500 zł – ale to i tak jest najtańsza opcja podróżowania). Poza tym ceny nie są bardzo wysokie. Obiad można zjeść nawet taniej niż w Polsce. No i koniecznie weźcie ze sobą gotówkę. Karty wydane poza Japonią raczej nie działają. W wielu sklepach nie można w ogóle płacić "plastikiem". Bankomaty obsługujące karty z innych krajów są tylko w sklepach "7-11" i na pocztach, co nie powoduje komfortu przy płaceniu. Lepiej zabrać jeny w odpowiedniej ilości.
Czym jechać: Pociąg, pociąg, ewentualnie metro. Dobrze oznaczone, niesamowicie punktualne, czyste i szybkie.