Znacie KG Motors? W Japonii sprzedali więcej "elektryków" niż Toyota, a nie ma ich jeszcze na rynku

Mały start-up z Hiroszimy właśnie wyprzedził Toyotę w sprzedaży samochodów elektrycznych. A Ich Mibot na rynek trafi dopiero za rok. To bardzo "japoński" produkt w charakterze.

Japonia ma bardzo zdroworozsądkowe podejście do elektromobilności. Klienci (i producenci) z Kraju Kwitnącej Wiśni są dość ostrożni, preferując raczej samochody hybrydowe lub (co najlogiczniejsze) transport publiczny. Tymczasem "znikąd", a dokładniej z Hiroszimy pojawiła się firma KG Motors z produktem o nazwie Mibot. To małe pudełko mniejsze nawet od samochodów klasy Kei już przeskoczyło Toyotę, jeśli chodzi o sprzedaż samochodów elektrycznych, zbierając przeszło 3 300 zamówień.

A pierwsze z nich zacznie dostarczać klientom dopiero w przyszłym roku.

Mibot jest japońską niszą elektromobilności

Japonia to nie tylko zdrowy rozsądek. To również specyfika mieszkania w olbrzymich konurbacjach, w blokach, których osiedla poprzecinane są niewielkimi uliczkami. Nie ma miejsca na duże huby do ładowania, a mieszkańcy nie mają często garaży. Stąd też nie dziwi, że duże auta elektryczne nie cieszą się wielką popularnością.

Najpopularniejszy jest samochód klasy Kei, Nissan Sakura.

KG Motor z Hiroszimy postawiło na jeszcze bardziej ekstremalny projekt samochodu miejskiego. Nazwali go Mibot i chyba odnieśli sukces.

mibot mibot mieści się w Hiace

Mibot ma 2490 mm długości, 1130 mm szerokości i 1465 mm wysokości. Tak, ma niecałe 1,1 metra szerokości. Oznacza to jedno - jest jednomiejscowy. Tym samym jest jeszcze mniejszym autem niż np. Citroen Ami, czy bliźniaczy Fiat Topolino.

Japończykom to pewnie nie przeszkadza. Grunt, że taki KG mibot może przejechać 100 km na jednym ładowaniu, przy stałej prędkości 30 km/h. Maksymalnie rozpędzi się do 60 km/h. Na tokijskie ulice bez wątpienia wystarczy. Do tego ładuje się do pełna w 5 godzin. Z gniazdka 100V (standardowe gniazdko "domowe" w Japonii). Czyli nie wymaga drogiej infrastruktury do ładowania i znacznie łatwiej znaleźć mu "zasilanie".

Tu jest jakby minimalistycznie

Choć to pudełko na kołach, nie jest pozbawione wygód. Ma klimatyzację i system multimedialny z ekranem dotykowym. Bagażnik ma ok. 40 litrów pojemności, a więc na zakupy wystarczy.

I najważniejsze. Kosztuje milion jenów. Czyli 28 000 zł. Jest więc dwukrotnie tańszy od Nissana Sakury i znacznie więcej osób może sobie na niego pozwolić.

Jest więc dokładnie to, co lubią Japończycy. Uroczy, kawaii, wygląd, praktyczne rozwiązania oraz tona zdrowego rozsądku. Być może takie prywatne "kapsuły transportowe" są tym, co zelektryfikuje Japonię. Nie tylko tę wielkomiejską. Na wsiach z kolei potrzebny jest wygodny transport do najbliższej stacji kolejowej. Taki mibot będzie idealny.