Nissan Sakura 2023. Elektryczna "wisienka" nie będzie dla nas, a szkoda
Sakura to drzewo i kwiaty wiśni, z których słynie Japonia. Z kolei Nissan Sakura może być elektrycznym hitem w kraju "Kwitnącej Wiśni". U nas też by był!
Okres Hanami, czyli kwitnienia Sakury, już za nami, tymczasem u jednego z producentów właśnie pojawiły się kolejne "kwiatki". To Nissan Sakura, nowy elektryczny kei car, który może nie tyle zmieni bieg historii, ile po prostu będzie się świetnie sprzedawał. Nie tylko ze względu na dobrze kojarzącą się nazwę i "milion" kolorów do wyboru (na zdjęciach jest tylko kilka z dostępnych). Poza tym wygląda dość ciekawie. Mocno czerpie z konceptu IMk, ale również z Nissana Ariya. Nowocześnie, choć pudełkowato. Ale interesująco.
Nissan Sakura: czemu jest ciekawy?
Nawet nie dlatego, że jest keicarem. Które same w sobie są świetną alternatywą dla aut miejskich. Są o wiele bardziej praktyczne przy niewielkich wymiarach zewnętrznych. W dobie postępującej elektryfikacji nie dziwne jest, że powstają elektryczne keicary.
Najwyraźniej Japończykom znacznie bardziej to się opłaca niż Europejczykom, którzy postawili na duże i ciężkie crossovery, rezygnując ze zdrowego rozsądku.
Nissan Sakura ma więc rozmiary określone przepisami: 3 395 mm długości, 1 475 mm szerokości (to największy problem z naszego punktu widzenia) i 1 655 wysokości. Rozstaw osi wynosi 2 495 mm, a to jest niemal 20 cm więcej niż w Fiacie Panda, przy nieco mniejszej długości. Bagażnik jest wybitnie "miejski" - ma 107 litrów.
Ale, clue tego auta jest jego silnik elektryczny i bateria oraz masa. Ta ostatnia to zmora napędzanych prądem samochodów. Tymczasem Nissan Sakura jest bardzo lekka. 1070 kg to minimalnie więcej niż podobnej klasy samochód benzynowy. Oczywiście, z pełnym wyposażeniem jest cięższa. O całe 10 kg.
Silnik elektryczny w Sakurze ma 64 KM - tyle ile pozwalają przepisy, ale to powinno wystarczyć do sprawnego poruszania się po mieście. Ma w końcu też 195 Nm momentu obrotowego. Prędkość maksymalna na poziomie 130 km/h nie odstaje nawet od większych "elektryków" z naszego rynku. Bateria ma 20 kWh (więcej niż bazowy elektryczny Fiat 500 ) i pozwala na przejechanie do 180 kilometrów na jednym ładowaniu. Choć według japońskiej normy WLTC.
Naładowanie go z gniazdka domowego zajmie 8 godzin, a przy pomocy ładowarki "miejskiej" w ciągu 40 minut powinniśmy osiągnąć 80% poziomu baterii. Nissan Sakura może też "oddać prąd", zasilając nasze domostwo. Według statystyk przeciętne japońskie gospodarstwo potrzebuje w ciągu dnia 12 kW, i taką wartością może podzielić się Nissan.
Chcielibyśmy go w Europie
Jeśli już mamy jeździć samochodami elektrycznymi, to w mieście nie ma nic lepszego. Nissan obiecuje, że Sakura jest najcichsza w segmencie. Oprócz tego korzysta z systemu rekuperacji One-Pedal (tak jak Leaf), ma też system automatycznego parkowania ProPILOT Park. A, no i ma promień skrętu na poziomie 4,8 metra.
Najważniejsze. Ile to kosztuje? Bazowa odmiana, z japońskimi dopłatami, wyceniona jest na 1,78 mln jenów, czyli około 60 000 zł. Świetna cena, jak za miejskie auto elektryczne.
To na pewno zdecydowanie lepsza opcja niż np. Dacia Spring.