Lexus RZ Sport Concept to oficjalny, szalony projekt. Czy może coś zwiastować?

Ten crossover, który wygląda jak spod ręki któregoś z japońskich tunerów, to tak naprawdę oficjalny projekt Lexusa. Co się za nim kryje?

Trwają targi Tokyo Auto Salon 2023. Jedna z najbardziej oryginalnych imprez motoryzacyjnych na świecie. I chyba jedyna, która przetrwała pandemię. Odpowiada za to głównie gigantyczny rynek tuningowy w Japonii i duże możliwości, jakie to stwarza również przed producentami. Jednym z nich jest Toyota. Pisaliśmy już o ekologicznych restomodach na bazie AE86. Teraz pora na coś bardziej luksusowego - to Lexus RZ Sport Concept. Gdyby ktoś mi go pokazał "bez kontekstu", uznałbym to za projekt Veilside, Modellisty, albo któregoś z wielu tunerów z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Lexus RZ Sport Concept - "elektryk" dla fascynatów

Przynajmniej tak to reklamuje koncern. Sam Lexus RZ należy do dość urodziwych, smukłych crossoverów z napędem elektrycznym. Jest ładny, ale niczym się nie wyróżnia.

Lexus RZ - jest dobrze, ale bez szaleństw

Sport Concept wręcz przeciwnie. Samochód ocieka włóknem węglowym - pojawiło się na przednim zderzaku i na masce z olbrzymimi wylotami powietrza. Karbon jest też z tyłu, na obydwu (!) spoilerach. W sumie, co może być lepsze niż duża lotka z tyłu? Dwie lotki! To jasne. Arigato, można się rozejść.

Samochód został też solidnie poszerzony, ma zmienione progi oraz specjalny biały, lekko połyskujący lakier o nazwie Hakugin. Połączono go z granatowymi i czarnymi akcentami. Ten ostatni kolor znalazł się również na dedykowanych felgach.

To nie koniec zmian. Zawieszenie, podwozie i wnętrze zostały zmodyfikowane pod kierownictwem kierowcy wyścigowego Masahiro Sasakiego. Lexus RZ Sport Concept jest więc obniżony o 35 mm, aerodynamika nie tylko wygląda, ale i "coś daje", a we wnętrzu znajdziemy wyczynowe fotele kubełkowe.

Koncept bazuje na seryjnym Lexusie RZ 450e, ale na tylnej klapie znajdziemy oznaczenie 600e. To daje spore nadzieje, choć w rzeczywistości nie ma aż tak dużego skoku osiągów. Prawdą jest jednak, że zamiast dwóch silników elektrycznych o mocy 204 i 109 KM, mamy dwie 204-konne jednostki.

Lexus nie obiecuje, ale obiecuje

W komentarzu do premiery, przedstawiciele marki podkreślają, że chcieli przenieść radość z personalizacji i modyfikacji na elektryczne samochody. Wszyscy jednak zastanawiamy się, czy to nie jest zwiastun czegoś, co nieuniknione. Czyli wersji "F" elektrycznego crossovera. Cały czas liczymy na następcę LFA, ale mniejsze modele marki, które "przejdą na prąd" również powinny doczekać się sportowych odmian.