Mercedes-AMG ONE miał być przełomem, a może być dużym rozczarowaniem
Wielkie obietnice, jeszcze większe rozczarowanie? Mercedes-AMG ONE, wyczekiwany "drogowy bolid" niemieckiej marki, tak naprawdę imponuje jedynie za sprawą silnika z F1. Cała reszta sprawiła jednak, że wielu kolekcjonerów poczuło się nieco oszukanych.
Pięć lat zapowiedzi i przechwałek. Szereg wyzwań, z którymi trzeba było się zmierzyć. I co? Nagle się okazuje, że efekt końcowy sprawia, iż kolekcjonerzy z lekkim niedowierzaniem przecierają oczy. Mercedes-AMG ONE miał być wielkim przełomem i pierwszym "drogowym bolidem" F1. Tymczasem okazuje się, że jego możliwości pozostawiają wiele do życzenia.
Mercedes-AMG ONE nie ma zbyt wielu przewag - przynajmniej na papierze
W mediach społecznościowych obserwuję wielu kolekcjonerów, niektórych z naprawdę imponującymi garażami. Wielu z nich zamówiło w ciemno AMG ONE, wierząc w zapewnienia marki ze Stuttgartu.
A te były naprawdę obiecujące - technologia z F1, niska masa (około 1200 kg), fenomenalne osiągi. Brzmi to imponująco, nawet pomimo wizji obowiązkowego remontu jednostki napędowej po przejechaniu 60 000 km kilometrów.
Oczywiście zwłoka z jednej strony budziła niepokój, gdyż projekt cały czas "nie miał końca". Jednocześnie podsycało to emocje, gdyż mogło oznaczać, że dzieło niemieckiej marki będzie naprawdę przełomowe.
A potem pokazano dane techniczne auta - wraz z finalnym projektem
Stylistyka nie zmieniła się względem modelu studyjnego. Do kokpitu wciąż trzeba przedostać się przez wąskie otwierane drzwi. Kierownica przywodzi na myśl tą z bolidu F1, a szereg przełączników na niej bezpośrednio nawiązuje do rozwiązań z torowych Mercedesów.
Mamy tutaj chociażby funkcję DRS (Drag Reduction System, zmniejszającą opór powietrza). Jest też przełącznik "push to pass", który wyciska z jednostek elektrycznych sto procent mocy. Ale to wciąż zbyt mało.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie możliwości tego auta. Silnik z F1 wspierany jest tutaj jednostkami elektrycznymi. Moc? 1063 KM. Wow, to musi robić przeciąg, nieprawdaż?
Otóż nie. Okazuje się, że przyspieszenie do setki zajmuje tyle, co w McLarenie 765LT. Do 200 km/h także go nie wyprzedzicie - będziecie szli z nim łeb w łeb.
A mówimy o aucie tańszym, oferującym fenomenalne właściwości jezdne i abstrakcyjne osiągi. Co więc stało się problemem AMG ONE?
Otóż jest nim masa auta
Mercedes-AMG ONE waży 1700 kilogramów. To o ponad 600 kilogramów więcej, niż pierwotnie zakładał Mercedes. Ten przyrost jest efektem zastosowania szeregu usprawnień konstrukcji, większych jednostek elektrycznych i pojemniejszej baterii, niż pierwotnie zakładano.
Problem w tym, że w ten sposób zabito to, co miało być największym zbliżeniem do bolidu F1, czyli lekkość. Ta, w połączeniu z osiągami jednostki V6 z torowego auta miała dawać symulację tego, co czują kierowcy siedzący w bolidach.
Projekt ten oczywiście jest unikatem w świecie motoryzacji, gdyż przenosi nowoczesną jednostkę z F1 na drogi publiczne. Problem w tym, że poszło za tym wiele kompromisów. Mercedes sam uważa, że drugi raz nie podjąłby się takiego wyzwania. Ba, marka sama do końca nie wie, czemu w ogóle zdecydowała się na to przedsięwzięcie.
Perła w kolekcji, ale czy zabłyśnie ona na drogach?
A przede wszystkim - czy Mercedes-AMG ONE będzie w stanie zaimponować na torze wyścigowym? O tym nieliczni przekonają się w nieodległej przyszłości. Obawiam się jednak, że możliwości tego samochodu mogą być potężnym kompromisem, oddalonym o lata świetlne od tego, czego od niego oczekiwano.
Autem, które może więc zaoferować najwięcej z F1, stanie się Aston Martin Valkyrie - o ile brytyjska marka poradzi sobie z różnymi przeciwnościami losu. Tutaj jednak sercem jest klasyczne wolnossące V12, które nawiązuje do F1, aczkolwiek w wydaniu sprzed hybrydowej ery.