Naoki Sakai i "Pike Cars". Historia najoryginalniejszych Nissanów i mody na retro

Naoki Sakai wprowadził modę na retro już w latach 80-ych w Nissanie. Efektem były tzw. "Pike Cars" i jedne z najoryginalniejszych samochodów na rynku. Prześledźmy tę historię.

Naoki Sakai nie jest wymieniany w gronie najsłynniejszych projektantów samochodów. Nawet fani JDM-u w klasycznym wydaniu mogą nie znać tego nazwiska. Tymczasem Nakai-san miał niebagatelny wpływ na markę Nissan w latach 80-ych. Spod jego ręki wyszło kilka modeli, które do dziś uchodzą za jedne z najciekawszych wizualnie samochodów swojego okresu. I... najoryginalniejszych. Tzw. "Pike Cars" to przykład tego, że w Japonii sprzeda się wszystko co szalone.

W latach 80-ych japońska motoryzacja przeżywała swój rozkwit. Nawet na rynkach międzynarodowych pozycja tych samochodów stała się bardzo mocna. W zestawieniu z mocno rosnącą gospodarką Kraju Kwitnącej Wiśni, spowodowało to znacznie większą odwagę producentów. A przede wszystkim, chęć spełnienia coraz większych wymagań klientów. Nie wystarczyło już produkować dobre samochody. One musiały się jakoś wyróżniać.

Nissan Be-1, czyli narodziny "Pike Cars"

Z tym problemem borykał się Nissan. Od 1982 oferował świetną Micrę (a w zasadzie model March), ale był to zwykły samochód. Tymczasem na przykład Honda miała oryginalny model City, który wraz z gamą akcesoriów mocno "odsadzał" propozycję Nissana. W tym celu zlecono wymyślenie projektu samochodu, który byłby oryginalny, "przytulny" i przypominał "stare dobre samochody".

Do konkursu stanęły trzy studia projektowe. Koncepcję A przedstawiciele Nissana. Koncepcja B, w pierwszym wydaniu, to dzieło właśnie Naoki Sakaia. Druga wersja była dziełem niepoznanego studia projektowego z Włoch. Jednak Japończycy już wtedy powoli rezygnowali z zagranicznych projektantów, wierząc w siebie. Była jeszcze C, ale mało kto o niej pamięta. Wszystkie poza B-1 wyglądały jak... Micra K10 tylko nowoczesna. Nie dziwne więc, że do fazy prototypu przeszła wersja B-1, która wyglądała jak z zupełnie innej bajki. Przy okazji chyba wymyślono nazwę, tylko nieco ją "łagodząc" ze stricte projektowego żargonu wewnętrznego.

Nissan Be-1 jako prototyp pojawił się na Tokyo Motor Show w 1985 roku. Wykorzystując sporo elementów z Micry K10, był jednocześnie czymś zupełnie nowym w świecie japońskich kantów lat 80-ych. Nic dziwnego, że wywołał furorę.

Pike Cars Fiat Brava miał to 10 lat później

Okrągłe "oczka", ewidentne nawiązania do starszych modeli i oryginalny tył z lampami w formie trzech pasów świetlnych. 10 lat później świat ujrzał podobny koncept w Fiacie Brava. Nissan Be-1, ze swoim oryginalnym wnętrzem, bez zmian trafił do produkcji. Ta zakładała 10 000 egzemplarzy, jednak w latach 1987-1988 powstało ich nieco więcej. Zamówienia ciągle napływały, więc finalnie szczęśliwców wybierano w losowaniu.

Wyposażony w litrowy silnik samochód miał nie tylko odlotowy wygląd, ale również kolory. Dostępne były co prawda tylko cztery, ale nawet ich nazwy wywoływały uśmiech. Były to: Pumpkin Yellow, Tomato Red, Onion White oraz Hydrangea Blue. To ostatnie to hortensja. Cudo.

Dziwię się, że Nissan Be-1 tak bardzo przepadł w historii, mimo niewątpliwego sukcesu sprzedażowego.

Ten spowodował, że Naoki Sakai dostał grupę projektantów i założyli fabrykę "Pike Factory".

Wbrew nazwie, to tylko nazwa zespołu, który w ciszy pomiędzy targami (Tokyo Motor Show odbywał się wtedy co dwa lata) wymyślał kolejne "ciekawostki".

Pike Cars Sakai-san we własnej osobie

Pike Cars idą po swoje miejsce w historii

Jeszcze zanim Nissan Be-1 dobrze zagościł w salonach "Nissan Cherry Store" i stał się pierwszym samochodem, który miał własną linię akcesoriów i gadżetów, Sakai-san pokazał światu kolejne dzieło.

Inspiracją była firma... Banana Republic, czyli "odzieżówka", która wtedy nawiązywała do ubrań Safari. Japoński projektant zaprezentował światu (no, powiedzmy że Tokijczykom) małego trzydrzwiowego hatchbacka opartego na Micrze. Okrągłe przednie światła, chromowana atrapa, zawiasy na zewnątrz i bardzo charakterystyczna bryła. Nie może być pomyłki.

Spece od reklamy też mieli wtedy dużo fantazji

Mowa o kultowym dziś Nissanie Pao. Ten nigdy nie miał być limitowany, i choć produkcja nigdy nie była aż takim sukcesem, znalazł blisko 32 tysiące chętnych, w ciągu trzech lat oferowania go na rynku. Pao również zadebiutował w salonach dwa lata po prezentacji, w 1989 roku. I również składany był częściowo ręcznie w zakładach Takata Kogyo. Tak, to ta sama Takata, która w ciągu ostatnich kilku lat zasłynęła wadliwymi poduszkami powietrznymi. Pao wadliwy nie był. Zresztą, liczba wyprodukowanych egzemplarzy różni się w zależności od źródła. Mówi się o tym, że w ciągu pierwszych trzech miesięcy zamówień (tylko tyle czasu można było go kupić) wyprzedał się całkowicie. Było to ponad 50 tys. sztuk. Finalnie wyprodukowano jednak wspomniane wcześniej 31 352. A przynajmniej tyle udało się zdekodować z numerów VIN.

Jeśli myślicie, że fabryka Noaki Sakaia na tym poprzestała, to mamy dla Was jeszcze kolejne "pike cars". Ta włócznia (a w zasadzie jej końcówka, zgodnie z angielską nazwą), szybko ukłuła ponownie. Nawet dwukrotnie.

Od "lodówki" do "bakelitowego pudełeczka"

W 1989 roku premierę miał jeden z najdziwniejszych japońskich samochodów. Widziałem go na ulicy raz. I owszem, wygląda jak samochodzik do wożenia dzieci w supermarkecie. Mowa o mikrodostawczaku S-Cargo. Trochę stylizowany na Citroena 2CV Fourgonette, z wyraźnymi wpływami retro "wyłupiastych oczu", charakterystycznych dla Sakaia, silnikiem 1.5 spiętym z automatyczną skrzynią (trzybiegową), wygląda jak urocza zabawka. W środku miał opcjonalnie trzyosobową ławkę, ale za to mógł pochwalić się klimatyzacją. Być może ze względu na zbytnią "lajfstajlowość", albo zbyt duży rozmiar na kei cara, nie sprzedał się za dobrze. Jedynie 8000 samochodów opuściło fabrykę. Obecnie to poszukiwany w Japonii klasyk. Co ciekawe, nie zaprojektował go Sakai, choć wstępna koncepcja pochodzi z "Pike Factory".

Pike Cars Czyż nie jest uroczy? Ile znacie dostawczaków z okrągłym okienkiem i faltdachem?

"Pike Cars" szeroki świat poznał dzięki ostatniemu projektowi z "fabryki". W Japonii zbliżał się wielki krach, i w 1992 roku takie szalone projekty nie miały już racji bytu. A przynajmniej nie wszystkie.

W 1991 roku powstało zaledwie (w zestawieniu z Pao) 20 tysięcy samochodów, które... znamy. Małe coupe, stylizowane na lata 50-e, z niby-zdejmowanym dachem i kawaii deską rozdzielczą. Nissan Figaro, bo o nim mowa, to stosunkowo częsty widok. Nawet w naszym kraju jest ich kilka sztuk. Figaro nie było kei carem. Bazowało na Micrze i korzystało z litrowego silnika o mocy 76 KM (dzięki turbo). Potrafiło się rozpędzić do 170 km/h, było więc już całkiem poważnym samochodem. Może gdyby nie to, że w ramach limitowanych edycji i akcesoriów trafiały do niego urocze uchwyty na kubki, bagażniki w formie koszyków i inne elementy, które kojarzymy w Japonii z kulturą kawaii. Producent nie odcinał się zresztą od tej estetyki. W końcu nawet cztery dostępne kolory inspirowane były porami roku: Beżowy Topaz Mist był "jesienią", Emerald Green "wiosną", bladobłękitny Pale Aqua symbolizował lato, a szarość Lapis Grey - zimę.

Kryzys i zmiany w polityce marki doprowadziły do końca Pike Cars, ale Noai Sakai wrócił potem jeszcze do motoryzacji. Dla Nissana zaprojektował crossovera Rasheen, a następnie pracował przy projekcie WiLL dla Toyoty.