Nowe Renault 5 Turbo 3E wygląda bosko i jest piekielnie szybkie, ale ma jeden duży problem. To cisza

Renault 5 Turbo 3E nabiera finalnych kształtów i już pokazuje swoje pazury na drogach. Nie mogę przestać zachwycać się jego wyglądem, ale mam też z nim jeden duży problem.

Cholera, jak ono dobrze wygląda! Naprawdę - dawno nie widziałem tak fantastycznie narysowanego samochodu. Z jednej strony czerpie z oryginału, z drugiej ma najlepsze cechy nowego wcielenia. Jednocześnie Francuzi nadali mu zupełnie inny charakter, głównie za sprawą całkowicie nowego pasa przedniego. Aż kusi mnie aby napisać, że wygląda on lepiej niż ten z "masowego" produktu. Generalnie rzecz biorąc Renault 5 Turbo 3E, czyli szalona, niszowa i niemal ręcznie składana "bestia", hołd dla kultowego modelu, jest prawie idealnym samochodem. Prawie.

Problem tyczy się jednej kwestii, niestety kluczowej. A jest nią napęd, a dokładniej jego... nieobecność akustyczna.

Renault 5 Turbo 3E pokazało swoje możliwości na Korsyce. I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że nagrania z przejazdów są po prostu pozbawione emocji

Jest szybko. Dzieje się naprawdę dużo - opony zamieniają się w sproszkowaną gumę i dym, prędkościomierz w szatańskim tempie przeskakuje przez kolejne liczby. Hydrauliczny hamulec ręczny zachęca do robienia efektownych nawrotów, a przyspieszenie prawdopodobnie przesuwa narządy wewnątrz ciała.

Tylko to wszystko odbywa się w absolutnej ciszy. Nie ma tutaj nawet jakiegoś wyraźnego wycia silników elektrycznych, ani też jakoś "wzmocnionego" brzmienia napędu. Nie ma nic, dosłownie.

Renault 5 Turbo 3E

I choć sam chętnie wskoczyłbym za kierownicę tego samochodu, a wygląd jest tutaj idealny, to mimo wszystko chętnie oddałbym część specyfikacji tego elektryka za coś, co "warczy, ryczy i trzeszczy".

Jakby nie patrzeć dane techniczne są imponujące. Bateria ma 70 kWh pojemności, a silniki generują 555 KM. Rozkład mas to 43:57, co może sugerować zaskakującą tendencję tego samochodu do nadsterowności (i podsterowności przy zbyt szybko atakowanych zakrętach). Skorzystano tutaj z architektury 800V i teoretycznie zapewniono 400 km zasięgu. Na zdjęciach widać jednak jakby nieco mniejsze liczby, choć zapewne samochód wcześniej troszkę "katowano".

A teraz wyobraźcie sobie, że jest tutaj nawet zwykła czterocylindrowa dwulitrówka, podkręcona do około 350-400 KM

Bez ciężkiego akumulatora masa z pewnością utrzymałaby się na poziomie 1000-1100 kilogramów. Większą część konstrukcji wykonano z kompozytów i z włókna węglowego (nie, tutaj nie ma nawet jednego elementu wspólnego z produkcyjnym Renault 5, może poza tylnymi lampami).

Na pewno liczba chętnych byłaby większa, a lista zamówień zapełniłaby się w kilka dni. Na drogi wyjedzie 1980 takich samochodów i do tej pory około 1000 pojazdów ma już swoich nabywców. Cena? 165 000 euro, czyli ponad 700 000 złotych. Tu więc pytanie do Was - czy Waszym zdaniem taka kwota przy mocnym, ale elektrycznym napędzie, jest adekwatna i warta wydania? W końcu mówimy o unikalnym projekcie dla wybranych. Mi brakuje w nim duszy, ale to problem wszystkich szybkich elektryków.