Ostatnią rzeczą, której możecie się spodziewać, jest Xiaomi SU7 Ultra wyjeżdżające z fabryki Ferrari
Tak, dobrze widzicie - z fabryki Ferrari w Maranello wyjechało Xiaomi SU7 Ultra. I nie jest to przypadek, gdyż Włosi szykują się do premiery swojego auta na prąd.
Nie jest tajemnicą, że producenci intensywnie testują samochody konkurencji. Testy porównawcze są normą, a rozkręcanie i badanie różnych pojazdów jest absolutnym standardem. Takiego widoku nikt się jednak nie spodziewał, gdyż z fabryki Ferrari w Maranello wyjechało... Xiaomi SU7 Ultra.
Tak, Włosi sprawdzają na co stać absolutnego nowicjusza na rynku, który już mocno namieszał. Prototypowa wersja, w wyczynowym wydaniu, wykręciła na Nurburgringu abstrakcyjny czas. Wariant drogowy pobił z kolei Porsche Taycana Turbo GT. Jest to całkiem niezłe CV, które ewidentnie przyciągnęło uwagę marki z wierzgającym koniem w logo.
Ferrari musi wiedzieć, jakie triki ma w rękawie Xiaomi
Jakby nie patrzeć ponad 1500 koni mechanicznych w sedanie, do tego stworzonym przez markę bez doświadczenia w motoryzacji, jest czymś imponującym. Może i w standardowej wersji pojawiały się problemy z hamulcami, aczkolwiek wariant Ultra póki co raczej imponuje, nie zawodzi.
Można więc śmiało powiedzieć, że Włosi z pełną premedytacją "zaglądają pod spódnicę", podpatrując rozwiązania stosowane przez Chińczyków. Pierwszy elektryk Ferrari, noszący ponoć jakże odkrywczą nazwę "Elettrica", szykuje się do oficjalnej premiery. We wrześniu mamy poznać założenia techniczne i architekturę tego samochodu. Na drogi wyjedzie nieco później, bo dopiero w 2026 roku.
Włoska marka dość szybko zderzyła się z rzeczywistością. W ślad za Elettricą miał pójść drugi samochód na prąd, aczkolwiek już wylądował na ławce rezerwowych, gdzie spędzi raczej dużo czasu. Problem polega na tym, że klienci kupujący supersamochody za miliony, nie chcą jeździć bezdusznymi elektrykami.
Płacąc ogromne pieniądze, oczekuje się czegoś więcej - mechaniczności, dopracowanego i wyjątkowego silnika, unikalnych emocji. To jest coś, czego napęd elektryczny, nawet najlepszy, nie potrafi zaoferować. Czym bowiem różnić się będzie takie Ferrari od chociażby Xiaomi czy Porsche Taycana? Mocą? Szybszym ładowaniem? Jeszcze głośniejszym dźwiękiem z głośników?
Mimo wszystko jestem ciekaw tego, co pokaże nam Ferrari. Zobaczymy też, czy lekcje chińskiego pobrane u Xiaomi przyniosą jakieś efekty. W końcu z konkurencją dobrze jest być w dobrych relacjach - zwłaszcza, gdy mogą one przynieść realne korzyści.


