Nowa strategia sojuszu Renault Nissan Mitsubishi jest pokręcona, ale może być korzystna
Sojusz Renault Nissan Mitsubishi przedstawił strategię działania na trudne czasy. Spodziewać się można dużych zmian, ale mają one szanse postawić na nogi te marki. Co czeka nas w najbliższych latach? Przede wszystkim unifikacja - ale to nie wszystko.
Sojusz Renault Nissan Mitsubishi walczy z kryzysem tak naprawdę już od dłuższego czasu. Jeszcze za czasów Carlosa Ghosna sytuacja w koncernie zaczęła gęstnieć, a wyniki finansowe nie spełniały oczekiwań akcjonariuszy. Później przyszła słynna afera związana z wykorzystywaniem przez Ghosna aktywów firmy, finalnie zwieńczona ucieczką w stylu dobrego filmu akcji.
Od tamtej pory napięcie wewnątrz grupy konsekwentnie narasta. Sugerowało to rozbicie sojuszu, aczkolwiek wisienką na torcie okazał się być COVID-19. Niemal zerowa sprzedaż sprawiła, że konta firmy zaczęły momentalnie świecić pustkami, a przyszłość marek zawisła na włosku. Paradoksalnie ten przeklęty sojusz stał się teraz największą szansą na sukces tych producentów. Wspólnie opracowali oni nową strategię, która ma pozwolić na przetrwanie w trudnych czasach.
Renault Nissan Mitsubishi - każda marka dostanie swój region
Krótko mówiąc - sojusz zostanie podzielony na konkretne kontynenty, gdzie dana marka ma największe szanse odnieść sukces. I tak oto Renault dostało Europę, Rosję, Afrykę Północną i Amerykę Południową. Nissan pierwsze skrzypce zagra w Ameryce Północnej, Chinach i w Japonii. Mitsubishi pokryje natomiast południowo-wschodnią Azję i Oceanię.
Każda z tych marek będzie grała pierwsze skrzypce w danym regionie, tak aby nie pojawiała się konkurencja wewnątrz koncernu. Co więcej, producenci podzielili się także planem opracowywania nowych aut.
Chodzi o to, aby przykładowo Renault i Mitsubishi nie pracowali "od zera" nad autem, które wcześniej powstało lub jest tworzone przez np. Nissana. Z tego powodu wybrano dość rozsądny podział - Nissan będzie rozwijać auta z segmentu C-SUV. Renault dostanie mniejszy segment B i B-SUV. Mitsubishi stanie się odpowiedzialne za segmenty C i D oraz, co najważniejsze, za napędy hybrydowe typu PHEV.
Identyczna koncepcja została przyjęta w temacie rozwoju technologii. Renault ma rozwijać nowe oprogramowanie dla samochodów (bazujące na Androidzie), elektryczne napędy dla platformy CMF-A i CMF-B. Nissan zabierze się za platformę CMF-EV i "autonomiczne samochody". A Mitsubishi? Cóż, tutaj nacisk położony jest na hybrydy PHEV i dopasowywanie ich do platform z segmentu C i D.
Taka strategia ma przynieść do 40% oszczędności w procesie opracowywania i wdrażania nowych aut. Oznacza to jednak jeszcze jedną rzecz - unifikację.
Renault Nissan Mitsubishi - te same auta, inne znaczki
Według sojuszu strategia ma opierać się na maksymalnej unifikacji opracowywanych przez "liderów" w danym segmencie aut. Oznacza to, że liczba platform zostanie maksymalnie zredukowana. Samochody trafiające na rynek być może będą różnić się między sobą jedynie detalami - np. frontem/tyłem i delikatnymi zmianami we wnętrzu.
To brzmi dość pokrętnie - ale ma sens
Nie da się ukryć, że koncern Renault Nissan Mitsubishi nieco zaplątał się w swojej ofercie. Renault oferuje auta niekiedy problematyczne, a kluczowe modele marki przegrywają z konkurencją. Nissan? Cóż, w USA próbują działać, ale idzie im coraz gorzej. W Europie natomiast z marki znanej z wysokiej jakości i nudnej stylistyki stali się marką z ciekawym stylem i iście francuską jakością.
A Mitsubishi? Cóż, Mitsubishi wciąż dryfuje gdzieś w okolicach 2004 roku - tak przynajmniej wygląda szereg aut tej marki. Nowa strategia biznesowa powinna więc dać wszystkim solidnego kopa, umożliwiając rozwój elementów, w których konkretni producenci czują się najlepiej.
Warto też pamiętać, że poszczególne marki mają też... swoje marki. Króluje tutaj Renault, które posiada także Alpine, Dacię czy Ładę. Jak nowa koncepcja biznesowa odniesie się do tych marek? Trudno powiedzieć, choć wszystko wskazuje na to, że Alpine zniknie z rynku.