Samochody hybrydowe to jedna z najlepszych innowacji w świecie motoryzacji [FELIETON]
Tak, nie żartuję - samochody hybrydowe to strzał w dziesiątkę i właściwy kierunek zmian w motoryzacji, który powinien być dalej eksplorowany.
Za samochody hybrydowe możemy w zasadzie dziękować Toyocie, choć jest tutaj pewien mały problem. Marka ta jest jednocześnie odpowiedzialna za wiele negatywnych opinii na temat tej technologii, co później zostało wręcz wyryte w mózgach wielu osób dzięki panu Clarksonowi i jego opinii na temat takowych pojazdów.
Mleko się wylało, a na słowo "hybryda" niektórzy reagują przenikliwym śmiechem, wysypką bądź wydawaniem z siebie odgłosu "yyyyyyyy", co ma nawiązywać do specyficznego wycia będącego owocem zastosowania bezstopniowej przekładni. Takie zachowanie oznacza też, że osoby te, często podające się za pasjonatów motoryzacji, absolutnie nic nie wiedzą na temat tego, co aktualnie dzieje się z takimi pojazdami. Nie zdają też sobie sprawy, że technologia ta może być kluczem do sukcesu dla wielu producentów, w tym tych, którzy tworzą supersamochody.
Samochody hybrydowe - to naprawdę dobra rzecz
Po pierwsze - przez ostatnie 25 lat przenieśliśmy się mniej więcej o dwie galaktyki dalej w temacie rozwoju tego rozwiązania. Nawet Toyota zauważyła, że pewne aspekty faktycznie irytowały kierowców, a brak mocy w hybrydowej odmianie był strzałem w stopę. I rozwiązali to, wprowadzając do Corolli 180-konny wariant czy ponad 200-konną Camry, będącą częściowym następcą Avensisa.
Wyjdźmy jednak poza kręgi tej japońskiej marki. Hyundai na przykład stworzył doskonałego IONIQ-a. I co więcej stopniowo go dopracowuje, co pokazuje wersja po liftingu. Poza tym samochód ten wyposażony jest w dwusprzęgłową skrzynię, która oferuje zupełnie inny komfort jazdy i dla wielu osób jest argumentem stojącym za zakupem tego auta. Ford też zauważył, że bez hybryd będzie kręcił się w kółko i to na własnym podwórku. Tutaj jednak pojawia się zupełnie inna kwestia, bowiem ta amerykańska marka stawia na tak zwane "plug-iny", czyli auta doładowywane z wtyczki.
Wtyczka pełna problemów
Z perspektywy czasu dochodzę bowiem do wniosku, że najlepszą hybrydą jest ta, której nie trzeba ładować z gniazdka. Auta typu plug-in hybrid to w zasadzie takie bękarty - trochę w nich klasycznego "spalinowca", a trochę elektryka. W praktyce zaś aby wykorzystać potencjał tej konstrukcji trzeba posiadać prywatne gniazdko, z którego codziennie da się doładować auto. Wtedy takie użytkowanie nabiera sensu. Jak dobrze wiemy taka możliwość, nawet w nowych blokach, jest bardzo ograniczona. Wielu deweloperów czy zarządców nieruchomości uniemożliwia ładowanie pojazdów z gniazdek, które znajdują się w garażach.
Argument? A to instalacja nie da rady, a to problem z rozliczeniami, a to bezpieczeństwo. Elektromobilność w tej postaci w zasadzie nie istnieje, a co gorsza nic nie wskazuje na to, żeby coś miało się zmienić na lepsze. W takiej sytuacji pozostaje ładowanie samochodu na mieście.
W Warszawie nie brakuje ładowarek, zarówno darmowych (należących do Innogy), jak i płatnych, w tym tych Greenway'a. Patrząc jednak na opłaty, które trzeba ponieść przy korzystaniu z tych drugich, w perspektywie wysokiej ceny auta przestaje mieć to jakiekolwiek ekonomiczne uzasadnienie.
Samochody hybrydowe mają dużo zalet. I nie zabijają silników spalinowych
Zasadniczo większość osób kupując auto chce, aby ich samochód nie był przesadnio paliwożerny. I nie trzeba tutaj pakować żadnego "rocket science" w postaci kolejnych "turbosprężarek napędzających turbosprężarki", a właśnie dobrze ogarniętą technologię hybrydową. Masa auta nie jest wyraźnie zwiększona, a korzyści płynące z obecności takiego systemu są ogromne. Nie obraziłbym się jednak, gdyby takie auta mogły przejechać więcej niż kilkaset metrów na samym prądzie i to przy niskich prędkościach. Przy stopniowym rozwoju baterii powinno to być możliwe już niebawem (choć w zasadzie nawet teraz najnowsze konstrukcje na to pozwalają), co tym bardziej cieszy.
Poza tym w ten sposób magicznie można obniżyć "zło wcielone", czyli emisję dwutlenku węgla. Ja osobiście należę do osób sceptycznie patrzących na działania regulatorów w Europie, zwłaszcza w kwestii radykalnego redukowania CO2. Dochodzimy bowiem do sytuacji, w której technologia absolutnie nie nadąża za ustawodawstwem. Pomijam kwestię potrzeb klientów. Ja na przykład jeżdżę dużo, a do tego często pokonuje długie trasy.
I jakoś nie uśmiecha mi się przystawać co 300-400 kilometrów na czasochłonne ładowanie, poprzedzone poszukiwaniami dostępnej ładowarki. Samochód wynaleziono w celu komfortowego i szybkiego przemieszczania się z punktu A do punktu B. Tymczasem okazuje się, że docieramy do momentu, w którym znowu stanie się to luksusem i małym wyzwaniem. Ot, postęp...
"Hybrydy twarde, hybrydy miękkie"
Nie zapominajmy też, że nowe silniki benzynowe jak i wysokoprężne (a zwłaszcza wysokoprężne) emitują znacznie mniej CO2 i jakichkolwiek szkodliwych substancji niż jeszcze 3-4 lata temu. Te sprawdzone rozwiązania są jednak demonizowane, a właśnie w połączeniu z małą jednostką elektryczną i baterią tworzyłyby zgrany duet. Na szczęście niektórzy producenci nie idą zgodnie z wiejącym wiatrem i starają się jeszcze forsować swoje pomysły. Jednym z takich pośrednich rozwiązań, które moim zdaniem jest strzałem w dziesiątkę, jest układ tzw. miękkiej hybrydy.
Po pierwsze - rozwiązuje on problemy związane z pracą układu start-stop. Po drugie - faktycznie pozytywnie wpływa na obniżenie zużycia paliwa. Najlepszym przykładem jest tutaj nowy Volkswagen Touareg z silnikiem 3.0 TDI. Na dystansie 600 kilometrów uzyskałem w nim zużycie paliwa na poziomie 7 litrów na sto kilometrów. I nie była to jazda krajowymi drogami, a autostradami i ekspresówkami. Da się? Jak widać nie ma z tym problemów.
Elektryczny kop dla supersamochodów
Na koniec zostawiłem to, co mnie najbardziej porusza w hybrydach - ich potencjał. Jeśli chcecie dalej nabijać się z takich rozwiązań, to lepiej spójrzcie na Porsche 918 Spyder, McLarena P1 czy LaFerrari. Każdy z nich korzysta z hybrydy, choć są to trzy skrajnie różne koncepcje. I każdy z nich oferuje dzięki temu wręcz niewiarygodne osiągi. A przypominam, że mówimy o autach, które już powoli się starzeją, a technologicznie odstają od najnowszych rozwiązań.
Tak więc jeśli następnym razem będziecie chceli pośmiać się z hybryd, to najpierw pomyślcie o faktycznych korzyściach płynących z tego rozwiązania. Niebawem okaże się, że to ostatnia deska ratunku dla dużych widlastych silników - i to wcale nie taka zła.