T-Roc w Tyrolu, czyli sprawdzamy nowego Volkswagena w Alpach
Tyrol, czyli duma Austrii i Włoch. Ten niezwykły region geograficzny roztacza się od Kufstein granicy Austriacko-Niemieckiej aż po północny brzeg jeziora Garda. Miejsce kochane przez fanów sportów zimowych, głównie ze względu na rewelacyjne stoki oraz mnogość tras. W takich okolicznościach miałem okazję sprawdzić możliwości nowego Volkswagena T-Roca.
To nie był mój pierwszy kontakt z tym samochodem. Najmniejszego jak na tę chwilę SUV-a w rodzinie Volkswagena miałem okazję sprawdzić już kilka miesięcy temu. Wówczas jednak jazdy odbywały się w nieco odmiennych warunkach - przy niemal 20 stopniach i pięknym słońcu. Tym razem trafiłem na zimę z krwi i kości. Jeszcze kilka dni przed przyjazdem polskiej grupy do Austrii opady śniegu odcięły wiele miejscowości, nawet na kilkanaście godzin. Służby rozpoczęły intensywne odśnieżanie i zrzucanie kontrolowanych lawin. Jedno było pewne - białego puchu z pewnością nam nie zabraknie.
Brak ograniczeń i pusta droga - to lubimy!
Wyprawę rozpoczęliśmy jednak nieco dalej, w Monachium. Stąd ruszyliśmy autostradą na Garmisch-Partenkirchen i dalej w dół w kierunku doliny rzeki Inn. Trasa ta nie tylko cieszy przepięknymi widokami i przyjemnymi zakrętami w końcowej partii (na granicy niemiecko-austriackiej), ale także długim odcinkiem “autobahnu” bez ograniczeń prędkości. Tam też sprawdziliśmy możliwości T-Roców. Wszystkie samochody wyposażone były w topową jednostkę napędową, czyli dwulitrowe TSI generujące 190 koni mechanicznych, spięte z przekładnią DSG. Spora moc w takim aucie zapewnia naprawdę dobre osiągi - setka w nieco ponad 7 sekund oraz prędkość maksymalna dochodząca do 240 km/h (tak, sprawdzone) ucieszą tych, którzy lubią czasami wykorzystać potencjał auta.
Monachium wiecznie zakorkowane. Kiepska pogoda szybko "pokonała" czyste T-Roci.
Zabawa zaczęła się dopiero w okolicach pierwszego celu, czyli miejscowości Kuhtai, położonej ponad 2000 metrów nad poziomem morza. Aby tam dotrzeć trzeba pokonać serię bardzo przyjemnych ostrych zakrętów. W tej chwili chciałoby się siedzieć za kierownicą czegoś sportowego, np. Porsche 911 Carrera 4S byłoby tutaj doskonałym wyborem. T-Roc tę drogę po prostu pokonał, szybko, sprawnie i bez zająknięcia. Emocji brak, ale wijąc się pomiędzy kolejnymi zakrętami można docenić komunikatywny układ kierowniczy oraz stosunkowo sprawną skrzynię DSG. Napęd 4MOTION też dorzucił swoje dwa grosze, ograniczając i tak zauważalną tendencję do podsterowności.
Aż kusi, żeby na tych zakrętach nieco poszaleć.
Nie ukrywajmy - 4MOTION nie umożliwi Ci efektownego zamiatania tyłem pojazdu. Do takiej zabawy od razu wybierajcie inne auta, najlepiej z napędem na tylną oś. 4MOTION, czyli znienawidzony z nieznanej przyczyny przez wiele osób Haldex to po prostu dobre wsparcie w tego typu aucie. “Tył” zawsze będzie tutaj jedynie dodatkiem, nawet jeśli przez cały czas transferowany będzie tutaj moment obrotowy. Owszem, na śniegu przy odrobinie chęci można pozwolić sobie na mniej lub bardziej efektowne poślizgi, ale na asfalcie cudów się nie zdziała. W Kuhtai znalazłem własnie taki plac zabaw - pusty parking przy stoku, w dużej mierze pokryty śniegiem i lodem. W takich warunkach T-Roc odnajduje się naprawdę nieźle. Po załączeniu sportowego trybu ESP (opóźnia i ogranicza jego ingerencję) i pokonaniu pojawiającej się na starcie podsterowności można nieco pozamiatać tyłkiem.
Takie warunki zastały nas tuż przed zamkniętą przełęczą Timmelsjoch.
Z Kuhtai ruszyliśmy doliną Otztal w stronę Solden - jednego z największych kurortów narciarskich w Austrii. Fani sportów zimowych przybywają tutaj głównie ze względu na lodowiec Rettenbach i Tiefenbach, z licznymi długimi trasami narciarskimi o różnym stopniu trudności. Moim celem była przełęcz Timmelsjoch, łącząca Austrię i Włochy. No dobrze, w zasadzie nie przełęcz, a jej początek po stronie austriackiej, na wysokości około 2050 metrów nad poziomem morza. Trasa ta bowiem nie jest odśnieżana w sezonie zimowym. Warto tam jednak zajrzeć z zupełnie innego powodu - trasę otwiera niezwykle ciekawe muzeum motocykli. Jeśli lubicie jazdę na dwóch kołach, to miejsce to będzie dla Was obowiązkowym punktem.
Dalej nie pojedziemy. Trzeba czekać na wiosnę!
Przy sprzyjających warunkach pogodowych z Timmelsjoch roztacza się cudowny widok na okoliczne szczyty. Niestety, mnie dopadła gęsta mgła, a jedynym wyróżniającym się punktem był T-Roc w kolorze Kurkuma.
Miły dodatek w zimne dni - podgrzewane fotele i kierownica.
A skoro wracamy do T-Roca, to warto rzucić okiem na jego sylwetkę - ta bowiem jest naprawdę przyjemna. Ciekawie rozwiązane LED-y w przednim zderzaku czy chociażby nieco inaczej ukształtowany grill sprawiają, iż model ten wyróżnia się na tle gamy Volkswagena. Nie jest to pojazd, który rzuca na kolana, ale wielu osobom z pewnością przypadnie do gustu - zwłaszcza w jaskrawych kolorach, które idealnie do niego pasują. Volkswagen zapewnia, iż auto można skonfigurować na 24 różne sposoby (3 odcienie dachu, 8 odcieni “głównych”), a wszystko to uzupełnia gama felg aluminiowych (16,17 i 18 i 19-calowych). W naszym egzemplarzu znalazły się 17-ki - i dobrze! Wyższy profil opony doskonale sprawdza się podczas jazdy po śniegu, zwłaszcza w połączeniu z podniesionym o 15 mm opcjonalnym zawieszeniem.
Wiraże na drodze do Garmisch-Partenkirchen.
T-Roc to dobre auto, ale jest w nim jedna rzecz, której niestety nie jestem w stanie przetrawić - wnętrze. Narysowano je w przyjemny sposób, zaś możliwość rozjaśnienia dzięki kolorowym wstawkom to miły gest w stronę młodszej klienteli. Tylko dlaczego wszystkie elementy wykonano z twardego plastiku?! Miękkich materiałów jest tutaj jak na lekarstwo - znajdziemy je w postaci podłokietników w drzwiach i foteli. Dodatkowo ilość miejsca na tylnej kanapie nie zachwyca - jest go nieco mniej niż w Golfie. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że T-Roc nie jest typowym przedstawicielem segmentu C. Podobnie jak Hyundai Kona “stoi w rozkroku” pomiędzy segmentem B i C.
Czas na solidne mycie przed powrotem do Polski.
Oznacza to, że na pokładzie znajdziemy wiele elementów wyposażenia znanych z Golfa (i większych modeli Volkswagena), ale część z nich jest nieco okrojona. Systemy wspierające kierowcę są przykładowo przeniesione niemal żywcem z kompaktowego Volkswagena. W T-Rocu nie brakuje też przednich świateł wykonanych w technologii LED. Te jednak pozbawiono aktywnej wiązki sterowanej przesłonami - mamy tutaj tylko prostego asystenta świateł drogowych.
Prosto i przyjemnie, ale dlaczego tak "twardo"?
A, no i jeszcze jedna kwestia. Nowe Polo oferuje we wnętrzu nieco więcej miękkich materiałów. Dlaczego więc w T-Rocu takowych poskąpiono? Odpowiedzi na to pytanie niestety raczej nie poznamy.
Pokrętło sterujące pracą silnika oraz napędu 4MOTION.
T-Roc - dla kogo jest ten samochód?
Oto bardzo dobre pytanie. Z jednej strony ma w sobie wiele z Golfa. Z drugiej jednak widać tutaj pewne cięcia, które niektórych mogą drażnić. Ceny? Te są porównywalne z Golfem (a nawet nieco niższe) w zależności od wariantu. Tanio nie jest, ale konkurencja również się ceni. Dodatkowo na Volkswagena i tak jest popyt - głównie ze względu na atrakcyjne formy finansowania zachęcające do zakupu. Atutem są także sprawdzone rozwiązania. Wiem, to określenie wzbudzi wiele kontrowersji, gdyż za chwilę zapewne posypią się komentarze o pijących olej silnikach TSI, padających przekładniach DSG czy też “płonących sprzęgłach” w Haldexie. Nowe konstrukcje grupy Volkswagena wyzbyły się już niemal wszystkich wad swoich poprzedników. Owszem, co jakiś czas pojawiają się głosy o najróżniejszych problemach, ale takowe doskwierają też autom konkurencji.
Jeśli poszukujecie ciekawie wyglądającego auta i nie straszne są wam twarde (ale za to solidnie spasowane) plastiki, to T-Roc z pewnością przypadnie Wam do gustu. Model ten szczegółowo sprawdzimy dopiero za kilka tygodni, podczas regularnego testu w Polsce.