Toyota Avensis Touring Sports 2.0 D-4D Premium
Toyota Avensis nigdy nie wywoływała we mnie większych emocji. To samochód zupełnie przezroczysty, który niczym się nie wyróżniał na tyle, żeby zatrzymać się przy nim choć na chwilę. Tym większe było moje zdziwienie po zaledwie chwili testu najnowszej wersji. Wciąż nie ma w nim emocji, ale okazuje się, że to bardzo dobry samochód.
Pozostawiam oczywiście każdemu do własnych przemyśleń skalę zmian stylistycznych. Jeśli o mnie chodzi, to "coś pięknego" – hasło, które mogłoby reklamować Alfę 159, albo chociażby Lexusa RC, jest smutnym przykładem myślenia życzeniowego specjalistów od marketingu. Avensis jest poprawny. Ma dobrą linię, ciekawe detale, a w perłowej bieli może się nawet podobać. Ale wciąż nie ma w sobie nic porywającego. Ale nie o to chodzi. To, co zmieniło się po ostatnim liftingu udowadnia, że samochód, który zadebiutował w 2008 roku, może spokojnie być konkurencyjny. I o dziwo nie chodzi mi o to, że silnik diesla nosi na sobie oznaczenia pewnego niemieckiego koncernu. No cóż, przynajmniej premium, które Toyota reklamuje w niektórych swoich spotach, objawia się we wspólnym silniku z BMW 318d.
Duży krok naprzód
Choć za dużą część pozytywnego zaskoczenia odpowiada nowy silnik, to tak naprawdę nowe wnętrze jest tym, czym nowy model zmienia do siebie nastawienie. Nie ma oczywiście mowy o tym, że zmieniła się ilość miejsca wewnątrz. Z przodu jest bardzo obszernie - zarówno między kierowcą a pasażerem, jak i po bokach. Jest sporo miejsca na kolana, a tylko nieco mniej nad głową (co wynika z dość wysoko "posadzonego" fotela). Z tyłu nie ma może tyle miejsca, co w Mondeo, czy Superbie, ale jak na klasę średnią, to naprawdę wysoki poziom. Zwłaszcza, że i kanapa jest bardzo wygodna, bez nadmiernego silenia się na dwumiejscowość w postaci głęboko wyprofilowanych bocznych siedzisk. Jest miękko i wygodnie, także dla trójki osób, choć może niekoniecznie na jakimś międzynarodowym dystansie.
Nieźle prezentuje się też bagażnik Avensisa. Dostęp jest prosty, choć próg załadunkowy nie jest bardzo nisko. Przestrzeń pod roletą jest długa i płaska, z możliwością wrzucenia drobiazgów do kuwetek pod podłogą bagażnika. Łączna pojemność bez składania siedzeń to 543 litry – w sam raz na wakacje. Jeśli chodzi o uwagi – przydałyby się chociaż ze dwa haczyki po bokach, żeby móc zawiesić siatki z zakupami.
Testowana wersja Premium wyposażona została dodatkowo w skórzaną tapicerkę, czarną z pomarańczowymi elementami z alcantary, a także z pomarańczowymi listwami we wnętrzu. To jak na Toyotę bardzo duże szaleństwo, ale jest w nim metoda. Wnętrze po liftingu, w takiej konfiguracji, jest po prostu ładne. Nie jest spektakularne, jest proste, ale ciekawe, a przede wszystkim funkcjonalne i ergonomiczne. Tak na dobrą sprawę, znalazłem tylko jedną wpadkę, której nie poprawiono w stosunku do wersji przed modyfikacjami – i jest to schowek w podłokietniku, którego nie można otworzyć normalnie. Najpierw trzeba przesunąć podłokietnik do tyłu i dopiero można dostać się np. do gniazda USB.
Poza tym, jest świetnie. Obsługa z kierownicy jest wygodna, a system multimedialny działa szybko, sprawnie i tak jak bym tego chciał. Mimo kolorowego wyświetlacza (8") w odcieniach błękitu, wszystko ładnie widać, spolszczenie jest na wysokim poziomie a obsługa intuicyjna. Jak widać czasem bez silenia się na oryginalność można odnieść sukces. Poza systemem inforozrywkowym cała reszta ergonomii również stoi na wysokim poziomie. Wyświetlacz między zegarami jest czytelny i banalny w obsłudze. Reszta przełączników – tak samo.
A tym wszystkim możemy sterować, siedząc w naprawdę bardzo wygodnym fotelu. Podkreślę to jeszcze raz – fotele są świetne. Z szerokim, bardzo dobrze wyprofilowanym oparciem, miękkim (choć na granicy "za miękkiego") siedziskiem i niezłym trzymaniem bocznym. Jak już wspomniałem, dla mnie siedzi się trochę za wysoko, ale w gruncie rzeczy, pozycja za grubą, wygodną kierownicą wykończoną skórą, jest bardzo dobra i myślę, że każdy będzie potrafił odnaleźć ustawienie idealne nawet na najdalszą trasę.
Druga sprawa, to jakość. Zaprosiłem do środka użytkownika pierwszej serii Avensisa T27 – był bardzo zadowolony ze zmian. Faktem jest, że w niektórych miejscach jest jeszcze mocno średnio (tunel środkowy), ale całość jest o niebo lepsza niż była, materiały w testowanym egzemplarzu mają ciekawą fakturę, są bardziej miękkie, przyjemniejsze w odbiorze zarówno wizualnym jak i organoleptycznym. Toyocie daleko do segmentu premium, ale na pewno wygląda w środku lepiej niż np. Opel Insignia.
Skoro wygodnie się siedzi…
… to wypadałoby również wygodnie jeździć. Tutaj też Avensis radzi sobie świetnie. Daleko mu do bujania, choć na zakrętach przechyla się na boki, czasem wywołując nawet nerwowość wśród pasażerów. Nic z tego – Toyota jedzie całkiem stabilnie i choć z wyraźną podsterownością, to w sposób nadzwyczaj przewidywalny. Płużenie przodem może występować tylko w sytuacjach, kiedy niczym jeźdźcy flot handlowych dociśniemy Avensisa "do maksimum" (co pewnie będzie się zdarzać, znając popularność tych samochodów wśród klientów firmowych). W innych przypadkach podróż będzie gładka. Układ kierowniczy jest w sam raz, aby kierowcy "niezaangażowanego w jazdę" nie absorbować zbytnio i nie utrudniać mu życia podczas manewrów w mieście. Z kolei kierowca z benzyną we krwi raczej nie będzie zgrzytać zębami na samą myśl o elektrohydraulicznym układzie Toyoty, tak jak to ma miejsce w niektórych, nie dających czucia i przewspomaganych przekładniach u konkurencji.
Przy miejskich manewrach również bezstresowo, choć nie w testowanym egzemplarzu. Tutaj w wersji Premium znalazła się kamera cofania (z notabene całkiem dobrym obrazem), ale nie ma czujników parkowania – ani z przodu, ani z tyłu. Przydałyby się, jednak znajdziecie je dopiero w cenniku… opcji. Nawet najbogatsza odmiana Prestige wymaga dopłaty 2 000 zł. Ja wiem, że kiedyś parkowało się bez takich pomocy. Ale mimo wszystko, w obecnych czasach to już w zasadzie się nie zdarza, zwłaszcza w samochodzie za sporo ponad 100 tysięcy złotych.
Wróćmy jednak do komfortu. Wiemy, że samochód wychyla się na zakrętach, ale poza tym, bardzo sprawnie połyka wszelkie nierówności. Spora w tym zasługa nieprzesadzonych felg (17") na naszym samochodzie, ale nie ma co się oszukiwać. Bardzo dobrą pracę wykonuje zawieszenie. Zarówno na wzdłużnych uskokach, jak i krótkich nierównościach, Avensis izoluje pasażerów całkiem nieźle, choć jeśli miałbym określić układ (MacPherson i podwójne wahacze z tyłu) mianem sprężystego, bądź miękkiego, poszedłbym w kierunku tego drugiego. Innymi słowy, to idealny wóz na długie trasy dla osób bez zamiarów ścigania się po krętych drogach.
Coś za coś
Jednostka napędowa w Avensisie ma kilka oblicz. Pierwsze znamy z BMW. A jak nie znamy to poznamy tuż po odpaleniu silnika przyciskiem. Na biegu jałowym bardzo wyraźnie zdradza sposób "karmienia" – innymi słowy upiornie klekocze.
Tyle tylko, że samochodem jeździmy w środku, a nie na zewnątrz. A wyciszenie w poliftowej Toyocie jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Nie powiem, czy to najcichszy samochód w klasie średniej, ale na pewno jest w czołówce. Zarówno w mieście, jak i przy wyższych (choć dopuszczalnych) prędkościach. Cisza i spokój.
Dwulitrowa jednostka współpracuje z sześciobiegową przekładnia manualną, przenoszącą moc standardowo na przednie koła. Cały zestaw sprawuje się całkiem nieźle. Skrzynia przełącza biegi lekko, ale precyzyjnie, sprzęgło jest łatwe do wyczucia, a samochód poza zbyt krótką jedynką nie irytuje podczas jazdy. Prędkości na papierze nabiera całkiem szybko – poniżej 10 sekund potrzebuje 143-konny silnik BMW, aby Avensis przekroczył 100 km/h. Do 130 km/h przyspiesza całkiem żwawo i poruszanie się w tym zakresie skali prędkościomierza powinno każdemu kierowcy przypaść do gustu, o ile nie jest on maniakiem "wciskania w fotel" i "strzałów mocy". Ot, znów wracamy do „spokojnego” charakteru Toyoty. Tempo jest ok, ale spektakularne. Problemem nie będzie też wyprzedzanie. Redukcja jedna, lub dwie, i wyprzedzamy kogo trzeba, korzystając z 320 Nm.
No chyba, że podróżujemy w 4 osoby z pełnym bagażnikiem. W takich warunkach okazuje się, że brakuje ze 20 KM i ze 30 Nm. Doładowana Toyota jest wtedy już tylko przeciętna w kwestiach dynamiki i zadowoli pewnie tylko tych mniej wymagających kierowców. Poza tym, powyżej 130 km/h samochód wpada w mikrowibracje od jednostki napędowej – mam nadzieję, że to tylko nasz egzemplarz, bo choć nie jest to żadne nieprzyjemne wrażenie, to jest po prostu dziwne.
Zarówno szybka jazda, jak i miejskie turlanie się, w końcu zaprowadzi nas pod dystrybutor. A tu niespodzianka. Avensis jest po prostu oszczędny. Maksymalne miejskie zużycie nieznacznie przekroczyło 8 litrów, wahając się zazwyczaj jednak w granicach 6-7,8 l/100 km. W trasie nie jest problemem zmieścić się poniżej "szóstki", a na autostradzie o pół litra więcej. Trzymając się „90-ki” na znakach, bez znacznego ruchu, komputer powinien pokazać nam nawet 4,5 l/100 km. Oczywiście z niewielkim tylko obciążeniem, ale to wciąż bardzo dobre wyniki jak na klasę średnią.
Relatywizm cenowy
Ostatnio często mam poczucie, że cena samochodu jest sporo przesadzona. Tak jak przy Avensisie. Zwykły diesel, z bogatym wyposażeniem (ale wcale nie jest to najwyższa wersja, wypasiona wszystkim co się dało), marki nie bardzo prestiżowej, zaskakuje na końcu konfiguratora kwotą 139 280 zł. No cóż, niemal 1 000 zł za 1KM to nie jest mało. A do dokupienia jest jeszcze kilka gadżetów – wspomniane już czujniki parkowania, dach panoramiczny i większe koła. Choć i tak nie jest źle. Jest skórzana tapicerka, system bezkluczykowy, diodowe przednie lampy, czy nawigacja z funkcją wykorzystania internetu (dostępne np. Panoramio, czy Google Street View).
Jeszcze mniej przekonany, co do zbyt wysokiej ceny jestem po przejrzeniu cenników konkurencji. Karuzela konfiguratorów kilku innych marek pokazuje, że Avensis jest… najtańszy. Citroen C5 i Peugeot 508 będą ok 2 000 zł droższe, lepiej wyposażona Mazda 6, o 6 000 zł. Natomiast Ford Mondeo i Opel Insignia nominalnie sięgną niemal 150 000 zł. Do Passata 2.0 TDI w podobnej specyfikacji dodajcie kolejne 10 000 zł.
Podsumowanie
Avensis wciąż jest dla mnie przezroczysty. Ale tym razem już wiem, iż tylko dlatego, że nie trafia w mój gust. Bo nie mogę po tygodniu testu napisać, że jest zły, bądź przeciętny. Wręcz przeciwnie, okazał się być nadspodziewanie dobry dla większości kierowców na naszych drogach, szukających kombi klasy średniej. Nie ma ambicji być "sportowym kombi" (mimo nazwy Touring Sports). Jest przestronny, niesamowicie komfortowy i nieabsorbujący kierowcy. Świetne wyciszenie, wygodny fotel i oszczędny silnik czynią z niego bardzo dobrą ofertę dla tych, którzy poruszają się na długich dystansach. Jeśli miałbym coś w nim zmienić, to dałbym mu nieco mocniejszy silnik. I może jakiś dobry automat w opcji.