Volkswagen mierzy się z monstrualną karą za wysoką emisję. To pokazuje idiotyzm przepisów

Około 1,6 miliardów euro - tyle Volkswagen może zapłacić za zbyt wysoką emisję CO2 w 2025 roku. Ta sytuacja pokazuje absurd tych regulacji.

Czy powinniśmy walczyć o lepsze powietrze? Owszem. Czy powinno się to odbywać kosztem koncernów motoryzacyjnych, w których naprawdę się nie przelewa? Oczywiście, że nie. Tymczasem Volkswagen mierzy się z ryzykiem zapłacenia 1,6 miliarda euro kary za zbyt wysoką emisję. Niemiecka grupa ma trzy rozwiązania, które może wykorzystać. Prawda jest jednak taka, że to wszystko powinno wyglądać zupełnie inaczej.

Volkswagen ma trzy sposoby na to, aby nie zapłacić 1,6 miliarda euro kary (lub zapłacić mniej)

Pierwsza metoda jest oczywista: sprzedawać więcej samochodów elektrycznych i hybryd plug-in w Europie. Brzmi to wspaniale, nieprawdaż? Problem w tym, że rynek europejski zatkał się i skurczył o 3%. Gdy nie ma dopłat, nie ma sprzedaży. Widać to w Polsce, widać to w Niemczech, widać to też w większości krajów, gdzie prąd jest drogi, a sieci ładowania wciąż dalekie od idealnych.

Norwegia to wyjątek - nie dość, że ma zieloną i tanią energię, to realnie mało osób pokonuje tam ogromne dystanse. Elektryki przyjęły się więc doskonale, bo spełniają oczekiwania szerokiego grona osób. Do tego znakomita większość Norwegów mieszka w domach, więc automatycznie mają łatwiejszy dostęp do punktów ładowania.

Wróćmy jednak do innych krajów. Jak sprzedać więcej elektryków, gdy dla wielu wciąż są zbyt drogie i nie stanowią realnej alternatywy dla samochodów spalinowych? Być może trzeba o to zapytać kryształową kulę, lub ChataGPT. Obawiam się jednak, że żadna z tych opcji nie będzie rozsądna.

Volkswagen kara emisja co2

Realnie przechodzimy więc do opcji drugiej - sprzedawać więcej elektryków, dopychać to hybrydami plug-in i... sztucznie kontrolować sprzedaż wersji benzynowych i diesli.

Tak, takie scenariusze są brane pod uwagę. Mowa tu o grupie Stellantis, która jeszcze za czasów Carlosa Tavaresa przedstawiła plan kontroli sprzedaży samochodów. Realnie więc dostępność aut z jednostkami wysokoprężnymi i benzynowymi (nawet MHEV) będzie po prostu dużo niższa.

Teraz co prawda Stellantis ma alternatywę, gdyż skusił się na pooling CO2 (kliknij tutaj, aby przeczytać wyjaśnienie działania tego systemu) z Teslą. Amerykanie zarabiają miliardy, Stellantis może spać spokojnie. Zresztą inne koncerny też tak robią - przykładowo Mercedes i Toyota.

Trzecia opcja to właśnie CO2 pooling, tylko tutaj Volkswagen ma duży problem

Najlepsi gracze są... zajęci. Tesla zbratała się ze Stellantisem i Toyotą. Mercedes dogadał się z Volvo. Co więc pozostaje Niemcom?

Zgadliście: Chiny. Opcją jest CO2 pooling z chińskimi koncernami. W praktyce można to jednak nazwać "bezpośrednim finansowaniem konkurenta". Taki zastrzyk gotówki w Europie byłby dla firm z Państwa Środka manną z nieba.

A może by tak po prostu zmniejszyć kary i dać markom inwestować te pieniądze w rozwój ekologicznych technologii?

Tak aby, nie wiem, same przekonywały do siebie coraz większą liczbę osób i faktycznie stawały się alternatywą? Mam wrażenie, że Unia Europejska w tej kwestii staje się coraz bardziej tym memem z wkładaniem kija w szprychy koła w rowerze. UE trzyma się swego, nie bacząc na sytuację rynkową i gospodarczą. Jestem wielkim orędownikiem tej instytucji, ale w ostatnich latach widzę w niej rosnące zepsucie, które może kosztować nas utratę siły branży motoryzacyjnej. A pamiętajmy, że mówimy o milionach zatrudnionych w niej osób.