Byłem w prywatnym garażu rodziny Cooperów. Tak, tych od MINI. Wciąż kochają tę markę
O tym, że dopisek "Cooper" w nazwach MINI wywodzi się od nazwiska pewnego znanego Brytyjczyka, wszyscy doskonale wiedzą. Ale z pewnością nie spodziewaliście się tego, że ta rodzina wciąż jest blisko związana z marką. Miałem okazję zobaczyć miejsce, do którego weszli nieliczni. Jest nim prywatny garaż Mike'a Coopera.
MINI i Cooper to jedność, rzecz niepodzielna. Ta nazwa od lat jest symbolem samochodów o brytyjskich korzeniach i o unikalnym stylu. Pojawiła się na nich za sprawą Johna Coopera - konstruktora i kierowcy wyścigowego, który zmienił świat Formuły 1, o czym mało kto wie. Wszyscy kojarzą go głównie z podrasowanym małym samochodem, podbijającym różne rajdy i wyścigi, w tym wymagający Rajd Monte Carlo.
John Cooper miał niesamowite życie, a jego pasję do motoryzacji pochłonął zarówno syn, jak i wnuk. Obaj są cały czas związani z czterema kółkami, oczywiście z logotypem MINI na masce. Miałem okazję zobaczyć miejsce, w którym pojawili się nieliczni. Zajrzałem do ich prywatnego garażu, w którym trzymają naprawdę wyjątkowe skarby.
Jazda po Wielkiej Brytanii wykańcza. Zrozumiałem, dlaczego MINI cały czas cieszy się tam takim uznaniem
Londyn znam całkiem nieźle, gdyż często odwiedzam to miasto. Nigdy jednak nie miałem okazji poznać okolic stolicy Wielkiej Brytanii. Na lotnisku Heathrow wsiadłem do samochodu, który miał zabrać mnie "gdzieś na południe". Szczegółów nie znałem, więc zaufałem sympatycznie wyglądającemu kierowcy z plakietką BMW.
Jeśli kiedykolwiek mieliście okazję jeździć po Wielkiej Brytanii, to doskonale wiecie jak tragiczne są ichniejsze drogi. Owszem - te boczne urzekają, ale autostrady testują nerwy. Przebicie się przez M25, czyli obwodnicę Londynu, zajmuje wieki. Pasy są wąskie, ruch ogromny, a niektóre drogi szybkiego ruchu losowo stają się lokalnymi trasami, z wielkimi rondami pojawiającymi się "wtem".
Powoli sunęliśmy więc odrobinę zbyt dużym na niektóre odcinki BMW, rozmawiając z kierowcą o samochodach jeżdżących na wyspach. Podkreślił wprost, że MINI to coś więcej, niż tylko zwykły pojazd. Może i nie jest już na wskroś brytyjskie, ale wciąż niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. To właśnie on sprawia, że popyt na ten uroczy samochód nie maleje.
Wróćmy jednak do rodziny Cooperów. Choć kluczowy dla tej marki okres przypadł na działalność w Surbiton, obecnie części Londynu, to obecnie żyją spory kawałek od tego miasta. Już od późnych lat siedemdziesiątych byli związani z nadmorską okolicą Brighton, gdzie rozwinęli swoją nową działalność. To właśnie tam, w gąszczu niemal identycznych domów, kryje się mała szopa ulokowana za domem Mike'a Coopera.
Mike to syn Johna. Choć jest już po siedemdziesiątce, to wygląda wciąż świetnie i cały czas ma zapał do pracy. Umysł pozostaje bystry, a pasja do motoryzacji nie gaśnie. Wjeżdżamy przez elegancką bramę i mijamy naprawdę uroczy dom - nieduży, ale z pięknym ogrodem zimowym. Mijamy garaż, w którym kryją się dwa ciekawe samochody (ale o marce nie wspomnę) i wjeżdżamy na duży, niemal parkowy teren, który przynależy do całej posesji. To tam, na środku idealnie wykoszonego trawnika, stoi kilka samochodów budzących małą ekscytację.
Mike Cooper wraz ze swoim synem, Charlim, wyciągnęli najlepsze samochody ze swoich garaży
Moją uwagę przykuł bolid Formuły 3, autorski projekt firmy Johna Coopera. Lekki i malutki pojazd może i ma raptem 90 KM, ale to wystarczało, aby osiągał absurdalne prędkości przy zastosowaniu właściwych przełożeń. W kabinie jest też kilka autografów: podpisał się na nim Jackie Stewart, Derek Bell i Jack Brabham. Wszyscy trzej jeździli dokładnie tym samochodem. Ba, w tym aucie za kierownicą siedział też Bruce McLaren.
Tuż obok stało czerwone MINI, oryginalne, z lat sześćdziesiątych. To pierwszy samochód Mike'a Coopera, który dostał od swojego ojca. Ma go od nowości i nie zamierza się z nim rozstawać, choć od lat nie wyjeżdża nim na drogi.
Jego syn, Charlie, przywiózł z kolei swoje wyczynowe MINI, którym startuje między innymi w Goodwood Revival. Zbudowane zgodnie ze specyfikacją FIA auto powstało pod czujnym okiem Mike'a, znającego tę konstrukcję na wylot. Jest szybkie, głośne, brutalne i wymagające, ale odwdzięcza się świetnymi czasami na torach wyścigowych.
Pomiędzy tymi pojazdami stoi oryginalny Clubman, ale w nowej formie. Wygląda niczym piękny samochód serwisowy sprzed lat, co sugeruje obecność skrzyni z narzędziami na pace. Ta jednak kryje małą niespodziankę - w środku są... akumulatory.
Cooperzy postanowili zbudować elektrycznego "miniaka" jako eksperyment i traktują go jako reklamówkę dla swojej firmy. Ponoć na jednym ładowaniu przejedzie do 150 kilometrów, a osiągi są abstrakcyjnie dobre.
Poza tym pojawiło się tutaj także MINI JCW GP w ostatnim wcieleniu (należące do Charliego) i prywatne MINI Cooper S JCW poprzedniej generacji, czyli "daily" Mike'a. Wyróżnia je specyficzne malowanie, opracowane specjalnie dla wyjątkowego użytkownika.
Nie zdajecie sobie sprawy jak ogromny wpływ na obecne MINI miała i ma rodzina Cooperów
Gdy w latach dziewięćdziesiątych projekt nowego modelu powstał już pod skrzydłami BMW, szukano wszystkich sposobów na odwołanie się do tradycji. Frank Stephenson stworzył naprawdę udany projekt, który przeszedł już do historii. John Cooper miał okazję go zobaczyć z bliska - jeszcze przed śmiercią pokazano mi przedprodukcyjny model z jego nazwiskiem na pokrywie bagażnika. To robiło wrażenie.
W tym czasie Mike Cooper przejął już rodzinny biznes. Poza salonem MINI, rodzina Cooperów prowadziła także serwis zajmujący się obsługą i modyfikowaniem samochodów, a także punkt dealerski Hondy. Zresztą Charlie Cooper żartował sobie, że jego pierwszym samochodem paradoksalnie nie było MINI, a żółta Honda Civic.
Mike, jako człowiek z pasją do motorsportu, zauważył duży potencjał drzemiący w "nowym" MINI. Pod jego okiem najpierw powstała seria wyścigowa takich samochodów, a później zestaw modyfikacji dla drogowej wersji. Znacie go doskonale, gdyż stał się symbolem tej marki - a mowa o wersji Cooper S Works.
To właśnie firma Mike'a opracowała zestaw ze sprężarką mechaniczną, innym chłodzeniem i ze zmodyfikowanym komputerem, który instalowano w tych samochodach. Projekt zainteresował BMW, które przejęło go w całości i nie wprowadziło ani jednej zmiany. To dla Mike'a był dowód na to, że doskonale znał się na swojej robocie, a jego firma potrafiła stworzyć produkt wysokiej jakości.
Teraz Mike i Charlie skupiają się na nowej zabawce
Senior rodu Cooperów nie przechodzi na emeryturę i wraz ze swoimi partnerami biznesowymi powraca do gry z nowym projektem. Na drogi niebawem wyjedzie autorski "restomod", a w zasadzie opracowane od podstaw "nowe-stare MINI". To projekt, który zakłada instalację całkowicie nowego nadwozia na zmodyfikowane podwozie z dawcy. Pod maską jest silnik podkręcony na ponad 110 KM, a wnętrze obszyto znacznie lepszymi materiałami. Dodano też kilka nowoczesnych elementów, w tym multimedia, poprawiono wygłuszenie i usprawniono zawieszenie.
Właśnie podczas naszej wizyty w jego ogrodzie byłem jedną z pierwszych osób, która miała okazję zobaczyć ten samochód na żywo. Nazywa się MINI Grand Prix i jest jeszcze szlifowany przed rynkowym debiutem. Specjalnie na nasz przyjazd poskładano go w całość, ale brakowało tutaj jeszcze sterownika silnika i kilku innych elementów.
Charlie Cooper, syn Mike'a, jest z kolei ambasadorem marki MINI. Od lat odpowiada za projekty specjalne i prowadzi zespół wyścigowy Bulldog Racing. Zresztą to właśnie on siada za kierownicą jednego z samochodów, startujących regularnie w 24-godzinnym wyścigu na Nurburgringu.
Swoją drogą - wiecie, że zespół F1 Johna Coopera był jednym z najbardziej innowacyjnych w ówczesnych czasach?
Przede wszystkim to właśnie Cooper postawił na silnik umiejscowiony centralnie, co dało im przewagę. Choć ich budżet był skromny, zwłaszcza w zestawieniu z konkurencją, to w 1959 i 1960 roku sięgnęli po tytuł mistrzowski. Ostatni raz na podium konstruktorów stanęli w 1967 roku, zajmując trzecie miejsce.


