Ford B-MAX 1.4 Duratec Titanium

Kiedyś okna były tylko rozwierane, lecz wymagania klientów rosły i producenci okuć wprowadzili możliwość ich uchylania. Z czasem na rynku pojawiły się systemy przesuwne, popularnie zwane HKS-ami. Tego typu rozwiązanie można stosować nawet w samochodach osobowych.

Mieliście okazję już czytać moje testy Forda C-MAX'a i S-MAX'a. Teraz nadszedł moment przedstawienia Wam najmłodszego i najmniejszego członka z rodziny MAX-ów - B-MAX'a. Minivan powstały na bazie Fiesty po raz pierwszy został zaprezentowany w formie konceptu podczas genewskich targów motoryzacyjnych w 2011 roku. Rok później pokazano światu model produkcyjny. Od kilku miesięcy jest on również dostępny na naszym rynku.

Na kilka dni przed odbiorem samochodu testowego, Ford ruszył z kampanią reklamową nowego minivana. Telewizyjny spot ukazujący człowieka skaczącego do wody przez wnętrze samochodu naprawdę robi wrażenie i nie pozwala pozostać obojętnym do nowego modelu. Brawo za pomysł dla marketingowców oraz za odwagę dla skoczka. Egzemplarz, który otrzymałem do testów, podobnie jak ten z reklamy, był w kolorze Burnished Glow, który razem z Tectonic Silver należy do grona lakierów metalizowanych specjalnych (2400 zł). Moim zdaniem mały Ford w tych barwach wygląda najlepiej.

B-MAX bez B-słupka
Akcja marketingowa oraz charakterystyczny kolor sprawiły, że po raz pierwszy podczas testów byłem zagadywany przez przypadkowe osoby - głównie na parkingach. Najciekawsza sytuacja miała miejsce w Piasecznie, gdzie przypadkowy przechodzień zaczepił mnie, gdy stałem w korku. O co tyle hałasu? Oczywiście o system drzwi panoramicznych Ford Easy Access. Sam sposób otwierania nie jest nowym rozwiązaniem, jednak zastosowanie go w tej klasie samochodu oraz przede wszystkim brak słupka B sprawia, że mamy do czynienia z dość ciekawym i rewolucyjnym rozwiązaniem. Tylko jak ta znacząca zmiana sprawdza się w praktyce?

Ford nie jest pierwszym producentem masowym, który próbuje wprowadzić pewne zmiany w sposobie, w jaki możemy dostać się do samochodu. Już w 2004 w modelu 1007 Peugeot zastosował system elektrycznie przesuwanych drzwi. Niestety, posiadacze tego modelu podczas silnych opadów musieli czekać co najmniej kilka sekund, aż elektryka pozwoli im wejść do wnętrza samochodu.

Również największy konkurent B-MAX'a może pochwalić się ciekawym sposobem otwierania - Opel Meriva. Jak wspomniał w teście Opla redaktor Napieraj, system ten może się okazać problematyczny w chwili, gdy na ciasnym parkingu kilka osób będzie chciało opuścić pojazd.

A co na to NCAP?
Koncepcja zastosowana w Fordzie nie posiada wyżej opisanych wad. Brak środkowego słupka oraz przesuwane tylne drzwi sprawiają, iż wsiadanie do B-MAX'a to czysta przyjemność. Ciasny parking i fotelik? Żaden problem. Można wręcz rzec, że do szczęścia brakuje tylko rozwiązania z Focusa - listew chroniących krawędzie drzwi, czyli Door Edge Protector. Brak środkowego słupka po otwarciu wszystkich drzwi robi niesamowite wrażenie i nasuwa jedno podstawowe pytanie: co z bezpieczeństwem? Ford zapewniał, że opisywana zmiana nie wpłynie negatywnie na ten aspekt, a pięć gwiazdek w testach EuroNCAP to potwierdza. Jak to możliwe? Słupek B został zintegrowany z drzwiami. W momencie ich zamknięcia, nachodzą one na siebie, a zamki u góry i u dołu mocno łączą je z konstrukcją samochodu. Rozwiązanie sprytne, ale generujące jedyną wadę systemu Ford Easy Access.

Jak tylko otworzymy niemieckie wrota, szybko zwrócimy uwagę, iż drzwi są bardzo masywne, a zarazem ciężkie. W czasie testów wielokrotnie zauważyłem, że podczas pierwszych kontaktów z B-MAX'em, wiele osób ma problem z poprawnym zamknięciem drzwi - zwłaszcza tylnych. Bardzo często po ruszeniu samochodu, system zaczynał alarmować o niedomkniętych drzwiach. Czasem proces zamykania trzeba było powtarzać dwa, trzy razy, pomimo że na oko drzwi były zamknięte, a centralny zamek ryglował się bez żadnych komplikacji. Możliwe, że problemem są zbyt czułe czujniki otwarcia. Trudność z zamykaniem to na szczęście jedyna wada systemu otwierania drzwi w B-MAX'ie, jaką zauważyłem w trakcie kilkunastu dni testów.

Po staremu
Innowacja w sposobie dostawania się do wnętrza auta nie przyniosła jednak rewolucji na desce rozdzielczej. Jeżeli ktoś siedział w nowym Focusie, C-MAX'ie lub Fieście, to w zasadzie dobrze zna stylistykę deski B-MAX'a. Oczywiście, dokonano pewnych kosmetycznych zmian, jednak całość prezentuje się podobnie i co gorsza powiela kiepskie rozwiązania z innych modeli. Mowa tutaj przede wszystkim o centralnej części deski, na której zlokalizowano lekko ponad 4-calowy ekran systemu audio. Mały rozmiar oraz spore oddalenie od kierowcy sprawia, iż jego czytelność jest słaba. Testowany egzemplarz wyposażono w kamerę cofania - przydatny element, ale ze względu na ekran stanowi on gadżet i w gorszych warunkach jest w zasadzie bezużyteczny. Co ciekawe, w opcjach dostępny jest system nawigacyjny z większym, bo 5-calowym ekranem, jednak kamera cofania jest z nim niedostępna. Spasowanie oraz użyte materiały są typowe dla mniejszych modeli Forda. Miękkim materiałem pokryto tylko górną część deski rozdzielczej, reszta wykonana jest już z twardego plastiku, podobnie jak boczki drzwi.

Dość przydatnym rozwiązaniem jest składany fotel pasażera, który pozwala przewozić dłuższe przedmioty - a dokładnie do 235 cm. Bagażnik o pojemności 318 litrów wypada dość blado na tle konkurencji. Wystarczy na większe zakupy czy tygodniowy wyjazd dla dwóch lub trzech osób. W razie potrzeby można też wykorzystać relingi do montażu bagażnika dachowego. Znacznie lepiej wygląda natomiast kwestia ilości miejsca w kabinie. Mimo małego rozstawu osi, wysokie nadwozie sprawia, że przy czwórce pasażerów ilość miejsca z tyłu jest jak najbardziej wystarczająca, a przy piątce komfort jazdy jest na zadowalającym poziomie. Na pochwałę zasługują też przednie fotele, a przede wszystkim ich zagłówki regulowane zarówno w pionie jak i w poziomie. Na dłuższych trasach docenimy też regulację odcinka lędźwiowego. Szkoda tylko, że projektanci zdecydowali się zastosować "kapitański podłokietnik" w fotelu kierowcy.

Titanium...
...to trzecia z czterech wersji wyposażenia. Lista "składników" jest długa, ale szybko znajdą się pozycje warte odhaczenia podczas konfigurowania modelu. Na pokładzie naszego egzemplarza, poza bogatym standardowym wyposażeniem, znalazł się dodatkowy pakiet Easy Driver 3 (2700 zł), w którego skład wchodziła wspomniana wcześniej kamera cofania, czujniki parkowania oraz elektryczne składanie lusterek bocznych. By móc korzystać z kamery, obowiązkowo trzeba też wyposażyć się w radioodtwarzacz Sony (2150 zł). Jego obsługa, podobnie jak i wygląd, wymagają przyzwyczajenia, ale jakość muzyki płynącej z ośmiu głośników jest naprawdę niezła. Fotele częściowo wykończone skórą również wymagają dopłaty (3300 zł). Razem z nimi otrzymamy funkcję podgrzewania. W zimowe poranki docenimy także przednią szybę Quickclear dostępną w komplecie z podgrzewanymi dyszami spryskiwaczy (800 zł). Na koniec element, o którym nie sposób nie wspomnieć, czyli panoramiczne okno dachowe dostępne w pakiecie Titanium Pano 1 (2950 zł) razem z lusterkiem pozwalającym na obserwację pasażerów tylnej kanapy oraz przyciemnianymi tylnymi szybami. Wadą panoramicznego okna są sterowane ręcznie rolety. Siedząc z przodu, nie dosięgniemy do uchwytu żaluzji zasłaniającej tylną część okna.

Pod kątem napędu i właściwości jezdnych, B-MAX jest pełen sprzeczności. Jest to mały minivan o wysokim nadwoziu, który w szybszych zakrętach wykazuje tendencje do lekkich przechyłów. 90-konny silnik 1.4 Duratec również nie powala osiągami czy spalaniem. Rozpędzenia samochodu do pierwszej "setki" zajmuje mu około 14 sekund, jednostka najlepiej nadaje się do jazdy miejskiej, ale w tych warunkach potrafi spalić nawet ponad 9 litrów benzyny. Szkoda, bo z drugiej jednak strony mamy naprawdę fajny układ kierowniczy oraz TVC, czyli system poprawiający stabilność na zakrętach znany z nowego Focusa i zachęcający do szybszego pokonywania łuków. Jak połączyć dwie sprzeczności? Można zdecydować się na znacznie dynamiczniejsza jednostkę 1.0 EcoBoost oraz dodatkowy zestaw obniżający zawieszenie o 25 mm firmy Eibach, który znajdziemy w wyposażeniu akcesoryjnym.

Kinetic design
Stylistycznie B-MAX nie wyróżnia się na tle fordowskiej rodziny. Pierwsze zdjęcia modelu produkcyjnego budziły pewne obawy. Jednak koniec końców, mały minivan Forda może się podobać, a zwłaszcza testowany egzemplarz. Jak wspominałem wcześniej, lakier Burnished Glow prezentuje się świetnie. Dodajmy do tego 15-ramienne felgi aluminiowe o rozmiarze szesnastu cali, przyciemnione tylne szyby oraz panoramiczny dach i mamy naprawdę fajnie wyglądającego "malucha". Dla odważnych dostępny jest wspomniany pakiet obniżający zawieszenie oraz świetnie wyglądające 17-calowe felgi wzorowane na tych z Focusa ST... Mniam!

Cena testowanego egzemplarza to 84 550 zł, więc od razu widać, że B-MAX nie jest tani. Konkurencja taka jak Opel Meriva, C3 Picasso prezentuje podobny poziom cenowy. Trzeba też pamiętać, że B-MAX, pomimo bazowania na płycie Fiesty, może pochwalić się dość obszernym wnętrzem. Na cenę wpływ ma także system Ford Easy Access - to rozwiązanie praktyczne, ciekawe, ale i drogie. Wysoka cena na pewno odstraszy sporą część kupujących. Niestety, "mały duży" Ford może stać się dość rzadko spotykanym samochodem na polskich drogach.

Plusy:
+ system drzwi Ford Easy Access
+ układ TVC
+ wysoki poziom bezpieczeństwa

Minusy:
- słaby podstawowy silnik
- mały wyświetlacz LCD
- wysoka cena

Podsumowanie:
Pomysłowy, praktyczny i sympatyczny - taki jest nowy B-MAX, chociaż na polskie warunki trochę za drogi.