Nowa Honda Jazz w pierwszym teście. Swing z fałszywą nutą
To jest ten głupi moment, kiedy jeden zły dźwięk psuje odbiór całego auta. Nowa Honda Jazz to auto znacznie lepsze od swojego poprzednika. Szkoda tylko, że na ulicach będzie bardzo rzadkim widokiem - i winowajcą jest sam producent.
To jest mniej więcej tak jak z popularnym i całkiem przyjemnym utworem, który regularnie grany jest w wielu rozgłośniach radiowych. Jak poleci, to nawet posłuchasz i potupiesz nóżką. Na koncert artysty raczej się jednak nie wybierzesz - zostawiasz to tym, którzy naprawdę go lubią. Taka jest właśnie Honda Jazz. Samochód, który nie budzi emocji, ale też nie odrzuca od siebie. Ot, taka mieszanka segmentu B i umierających minivanów. Pakowny i przestronny pojazd, a w nowym wydaniu nawet przyjemny dla oka.
Honda nie ukrywa, że typową grupą docelową są ludzie w wieku 60+. To oni najczęściej wchodzili do salonów marki, pokazywali palcem na Jazza i po chwili wyjeżdżali z budynku swoim pancernym japońskim samochodem. Na działkę się nada, wnuki pomieści, w mieście będzie zwrotny i przyjazdy. Czego chcieć więcej?
Nowa Honda Jazz to jednak utwór w innym klimacie
W ten jazz wpleciono całkiem sporo muzyki elektronicznej. Po co? Cóż, Japończycy bardzo chcą dotrzeć do nowych klientów i pokazać, że segment B w ich wydaniu nie jest nudy. I biedny, bowiem już w gołej wersji dostajemy niemal wszystko. Listę wyposażenia otwierają ledowe światła przednie i tylne, przewija się przez nią zaawansowany system multimedialny, a zamyka elektronicznie sterowana klimatyzacja manualna.
Honda twierdzi, że to jest, czego chcą klienci. Czyżby? Problemem moim zdaniem jest cena, która startuje od blisko 94 000 złotych za bazowy model. Nie, to nie jest błąd w tekście - tyle kosztuje najtańsza Honda Jazz. Producent przygotował co prawda ofertę leasingu i wynajmu długoterminowego z niską ratą miesięczną (usługa Carefree od Credit Agricole), ale to nie jest coś, co przyciąga typowych nabywców takiego pojazdu. Oni zostawiają w salonie żywą gotówkę i kupują taki samochód na wiele lat. Nie w głowie im "lizingi", "banki" i inne rewolucje finansowe. A na pewno już nie potrzebują wyposażenia typu "high-tech". I tu jest pies pogrzebany.
A szkoda, bo nowa Honda Jazz e:HEV to ciekawe auto
Japończycy ugryźli temat w ciekawy sposób. Z jednej strony pozostawiono typowe założenia dla tego auta. Mamy więc obłe nadwozie, które skrywa pojemne i przestronne wnętrze. Z drugiej strony klasyczny napęd ustąpił miejsca BARDZO zaawansowanej hybrydzie.
Podkreślenie słowa BARDZO jest tutaj celowe. To nie jest typowe rozwiązanie, które można jakkolwiek porównać z pomysłami Toyoty. Pozwólcie, że opowiem Wam o tym wszystkim w maksymalnie uproszczony sposób.
Otóż Honda Jazz pod maską ma silnik 1.5, który pracuje w cyklu Atkinsona. Współpracują z nim dwie jednostki elektryczne. Słabsza ma 70 kW mocy i pełni rolę generatora, zaś mocniejsza oferuje 80 kW, 253 Nm. Łączna moc to 109 KM i 253 Nm. Nadążacie?
A więc tak: podczas jazdy miejskiej silnik spalinowy pełni głównie rolę "generatora", dzięki czemu auto możliwie najdłużej jeździ przy wykorzystaniu napędu elektrycznego. Później, w trybie hybrydowym, to właśnie jednostka elektryczna gra pierwsze skrzypce. Silnik spalinowy dostarcza energię, a ta wędruje na koła dzięki zaawansowanej przekładni e-CVT, która łączy te trzy układy w jedną całość.
W trasie, kiedy jedziemy szybciej i w użyciu jest wyłącznie napęd spalinowy, specjalne sprzęgło transferuje moc prosto na koła, z pominięciem silników elektrycznych. Co więcej, w użyciu jest wówczas jedno zaledwie jedno przełożenie. Jak działa ta magia? Aby się dowiedzieć musiałbym przegrzebać piekielnie długi podręcznik, pogadać dłużej z ekspertami marki i pojeździć tym autem.
Jaki jest ten Jazz?
Ze względu na ograniczenia czasowe Jazzem się nie najeździłem (udało mi się zrobić zaledwie kilkanaście kilometrów przez specyficzny plan prezentacji), ale poczułem jego swing. I jest to naprawdę miłe auto. Pierwsza myśl po zajęciu miejsca za kierownicą? Tu jest dojrzale. Miejska Honda nie przypomina już plastikowej trzeszczącej kulki. Owszem, wciąż jest sporo twardych plastików, ale spasowano je w solidny sposób. Projekt konsoli centralnej to kombinacja prostych i estetycznych linii. Cyfrowe zegary, system multimedialny, panel klimatyzacji i to by było na tyle.
Honda zadbała o wiele rzeczy. Grafika na wyświetlaczach jest naprawdę wysokiej rozdzielczości, a obsługa multimediów i zegarów jest dziecinnie prosta. Fotele? Wygodne, wykończone przyjemną tapicerką i - wreszcie - z długimi siedziskami. Za dwuramienną kierownicą siedzi się przyjemnie, a pozycja nie irytuje.
Fascynująca jest widoczność z miejsca kierowcy. Cienkie słupki i powiększone okna pomiędzy słupkami A a drzwiami sprawiają, że mamy tutaj 90 stopni widoczności. Praktycznie nie ma opcji, aby cokolwiek schowało się za słupkiem.
Magiczne fotele wciąż na swoim miejscu
Magic Seats to system, który przez lata wyróżniał Jazza i Civica. Większy model stracił to udogodnienie ze względu na nową linię auta, ale Honda Jazz wciąż je wykorzystuje. I świetnie - wrzucenie wielkiej donicy czy innego dużego przedmiotu to czysta formalność. Choć kufer skurczył się o 50 litrów (przez obecność baterii), to przestrzeni tutaj nie brakuje.
We wnętrzu mamy też multum schowków i gniazd USB. To ucieszy nie tylko tych jeżdżących z tyłu, ale też pasażerów tylnej kanapy. Miejsca nikomu nie zabraknie - zarówno na nogi jak i nad głową. Ja, mając 185 cm wzrostu, siadam za sobą i wciąż mam zapas miejsca pomiędzy oparciami a kolanami.
Swinguje także za kierownicą
W układzie jezdnym wykorzystano sprawdzoną kombinację, czyli kolumny McPhersona z przodu i belkę skrętną z tyłu. Niczego więcej w takim aucie nie potrzeba. Wszystko zestrojono w sympatyczny sposób, stawiając na sprężystość i komfort wybierania nierówności. Auto jest jednak stabilne i pewne w zakrętach. Mocno wspomagany układ kierowniczy może i nie należy do wybitnie precyzyjnych, ale tworzy idealny kompromis pomiędzy czułością a komfortem operowania kierownicą. To coś, czego wielu producentów nie umie osiągnąć, tak więc w tym miejscu duży plus dla Hondy.
Gdyby był tańszy...
... to miałby zadatki na hit. Ba, mógłby być Yaris-killerem. Przy cenie zrównanej z japońskim konkurentem Jazz stałby się bez wątpienia atrakcyjną propozycją. Tym bardziej, że Honda oferuje tutaj atrakcyjne warunki gwarancyjne, a znana niezawodność aut marki jest dużym plusem.
Wszystko wskazuje jednak na to, że Honda Jazz będzie rzadkim widokiem. Atrakcyjna oferta leasingowa może i jest jakimś magnesem na firmy i klientów indywidualnych, ale realnie ma małe szanse na powodzenie. Jazz ma w sobie zbyt dużo z segmentu B jak na swoją cenę i zbyt mało z kompakta, aby być dla takich aut nieoczywistą alternatywą. I to jest ta fałszywa nuta, która psuje całą kompozycję. Szkoda.