Hyundai stworzył świetny samochód, ale zupełnie nie rozumie idei stojącej za hothatchami. Nie będzie więc "zbawcą" w erze prądu
Hyundai Ioniq 5 N to bestwia stworzona, by dawać frajdę z jazdy. Ale wdeług mnie, to nie jest przyszłość. Hothatch przyszłości to zupełnie inne auta, wierniejsze tradycji.
Kiedy myślicie o haśle "hothatch", jakie auta przychodzą Wam do głowy? Mini? Oczywiście. Pierwszy Golf GTI? Jak najbardziej. Całe rzesze francuskich aut w stylu Peugeota 106 Rallye, czy 205 GTI, Renault 5 Turbo? Wszystkie Fiesty ST, Escorty i Focusy podkręcone do wysokich mocy. Nawet Suzuki Swift Sport, choć "na papierze" ciągnie się za konkurencją, można uznać za hothatcha.
Wiecie co je łączy? Frajda z każdego kilometra. Tego pokonanego szybciej, ale też tego pokonanego wolniej. Czasem "wolno, ale szybko", jak w najmniejszym supercarze świata. Emocje, praca skrzyni biegów, taka pierwotna "chęć do jazdy".
Hothatch nie może być algorytmem i wypadkową badań
Miałem okazję pojeździć Hyundaiem Ioniq 5 N. Samochodem stworzonym przez jednych z najlepszych speców i pochodzącym z marki, która dała światu tak świetne auta jak i30 N i i20 N.
Oba to pełnoprawne hothatche, które dają olbrzymią radość z pokonywania kilometrów. Czasem trochę brutalne, czasem trochę za głośne, ale genialne. Posiadające swoje wady, ale również i to, że jak wysiadacie po trasie, to oglądacie się za samochodem.
Wejściem w nową erę ma być Ioniq 5 N. Samochód stworzony dla pasjonatów. Imponujący na papierze. Pozwalający na wiele i starający się symulować wszystko to, co trudno jest otrzymać w samochodzie elektrycznym.
Ale mam wrażenie, że ten samochód powstał w biurach marketingu, a nie wśród inżynierów.
Bez wątpienia to genialny samochód, który potrafi z "elektryka" wykrzesać wszystko co się da. Koreańscy inżynierowie doszlifowali to auto tak bardzo jak tylko mogli.
Ale popatrzcie sami. 650 KM, 2,3 tony, 3,5 sekundy do 100 km/h i "sześćset tysięcy" ustawień. Do tego (genialna, to fakt) symulacja zmiany biegów, dźwięk silnika spalinowego i masa innych gadżetów.
I co? To auto szybko się nudzi. Jest koszmarnie mocne i bardzo wydajne, ale potrzebujecie do tego toru. A na ulicy jest... twardszym i szybszym Ioniqiem 5 z mniejszym zasięgiem. Spektakularnym, ale szybko do zapomnienia.
Nie taki powinien być hothatch.
Spalinowe, mocne auta w tym segmencie łatwiej wybaczają "nadmiar" mocy. Prowadzeniem, dźwiękiem, większą mechaniką jazdy.
To bardzo trudne zadanie w świecie elektrycznych samochodów. Znaleźć miejsce na "fun" i emocje w autach z natury ich pozbawionych. Do tego znacznie cięższych niż benzynowe. I kluczem jest właśnie zrozumienie, gdzie "hothatch" przestaje być małą codzienną przyjemnością, a stara się być poważną maszyną na tor.
Dlatego przyszłość szybkich, sportowych aut widzę zupełnie gdzie indziej. Mocy może być mniej, ale i masy musi być mniej. Pozycja za kierownicą raczej niska, a auto reposnywne i chętne do jazdy. Przede wszystkim zwinne. Nie musi mieć miliona trybów, możliwości ustawienia przyczepności osi i systemów poprawiających nasze możliwości drifterskie.
Niech po prostu powoduje, że będziemy szukać krętych dróg i nawet jadąc 90 km/h czuć, że "prowadzimy samochód". Że to zależy od nas, a samochód pozwala na dużo.
Prostota!
Dlatego cieplej patrzę na nowe Mini Cooper SE. Możecie zarzucać mu wiele, ale choć to miejski samochód, ma w sobie dużo więcej genów hothatcha. Nisko położony środek ciężkości, nisko się siedzi, układ kierowniczy zwinnie zmienia kierunek auta. Tak, tu jest znacznie więcej radości. Czymś podobnym mógł być Abarth 500e, ale nie do końca to wyszło.
Czekamy na nowe Alpine A290, na bazie nowego Renault 5. Fajne, lżejsze, z dużymi możliwościami. To jest ta droga, która pozwoli zachować ducha sportowych hatchbacków.
Hyundai zgubił się w założeniach, albo uznał, że rozumie tę kulturę i pasję. Zna składniki, ale jeszcze nie wie, jak je zbalansować. Jednak mając na względzie świetne spalinowe auta marki, liczę, że dostaniemy jakąś mniejszą "N-kę", zwykłego hatchbacka, który pokaże, że Koreańczycy jednak wiedzą, co potrzeba zrobić.