Kiedyś był i-MiEV, teraz mamy Mitsubishi Eclipse Cross. Sprawdziłem nowego elektryka z „japońskim znaczkiem”
Mitsubishi Eclipse Cross to Renault Scenic E-TECH z innym makijażem. I choć może to brzmieć głupio, to ta koncepcja... ma sens.
Tak, dobrze widzicie - nowe Mitsubishi Eclipse Cross nie jest już hybrydowym SUV-em, a elektrykiem. Do tego mamy tutaj do czynienia z Renault Scenic E-TECH, które zyskało tytuł europejskiego samochodu roku. Japończycy ponownie sięgnęli po gotowy produkt, aczkolwiek tym razem dodali coś od siebie. I trudno mi w tej kombinacji znaleźć jakieś większe wady.
Wiadomo, wszyscy chcielibyśmy zobaczyć jakiś autorski projekt tej marki, na czele z Lancerem EVO jedenastej generacji. Czasy są jednak trudne dla producentów samochodów, zwłaszcza tych, którzy chcą utrzymać się w Europie. Wspomniałem już o tym w tekście o Grandisie, ale tutaj odniosę się do tematu ponownie. Unijne regulacje stawiają w kącie mniejsze marki, które działają globalnie i nie mają mocnego „ekologicznego” portfolio.
Mitsubishi nie chciało jednak postawić kreski na Europie, choć teoretycznie byłoby to najprostsze rozwiązanie ich problemów. Renault podało pomocną dłoń i zaoferowało swoje produkty. Początkowo różnice ograniczały się do zmiany znaczka. Teraz wreszcie posunięto się nieco dalej.
Mitsubishi Eclipse Cross, zaparkowane obok Scenica E-TECH, nie będzie jego idealnym klonem. I za to należy się duży plus
Przede wszystkim Japończycy inaczej zaprojektowali pas przedni, w tym cały zderzak i obudowę grilla. Zmieniono także światła LED, dopasowując je do języka stylistycznego marki. Z tyłu pojawiła się własna sygnatura świetlna lamp, ukrytych w czarnej obudowie. Dodając do tego inne wzory felg dostajemy naprawdę zgrabną kompozycję. Rodzinne pokrewieństwo jest oczywiście widoczne, ale dokładnie tego wszyscy się spodziewali.
Zmian nie ma za to we wnętrzu (poza inną grafiką zegarów), niestety, choć dostajemy dzięki temu dobrze zaprojektowaną deskę rozdzielczą. Jest też dużo przestrzeni, a fotele i kanapa należą do wygodnych. Bagażnik zapewnia 545 litrów pojemności, a jakość wykończenia nie zawodzi.
Japońska marka póki co stawia na „flagowy” napęd
Dostajemy więc akumulator o pojemności 87 kWh i silnik elektryczny generujący 218 KM. To wystarcza, aby setka pojawiała się na zegarach w mniej niż 8 sekund. Zasięg, według normy WLTP, sięga 635 kilometrów. Z doświadczenia z Scenica E-TECH mogę śmiało napisać, że przejechanie 500 kilometrów na jednym ładowaniu nie będzie problemem.
Mitsubishi Eclipse Cross umożliwia ładowanie z mocą do 150 kW (DC) i 22 kW (AC). Szczególnie ta druga opcja jest bardzo użyteczna, gdyż pozwala na stosunkowo sprawne naładowanie samochodu na tańszych ładowarkach. W standardzie jest też pompa ciepła, przydatna w chłodniejszym klimacie.
Właściwości jezdne tego samochodu są naprawdę dobre. Jak na elektryka nie jest tutaj „zbyt sztywno”, a w zakrętach, nawet szybko pokonywanych, można czuć się pewnie. Przydatna jest także trzystopniowa rekuperacja (również z trybem AUTO, działającym przy wykorzystaniu radaru). Nie tylko pozwala na odzyskiwanie energii, ale przede wszystkim ogranicza zużycie hamulców.
Dla kogo jest nowe Mitsubishi Eclipse Cross?
Myślę, że wybiorą je wierni klienci marki (tak jak ma to miejsce w przypadku Grandisa), oraz Ci, którzy po prostu będą kierować się wyglądem lub chłodną kalkulacją. Podobnie jak we wspomnianym modelu, nowy Eclipse Cross ma 5-letnią gwarancję (ograniczoną przebiegiem 100 000 km), z możliwością przedłużenia ochrony do 8 lat i 160 000 km. Bateria trakcyjna objęta jest 8-letnią gwarancją ograniczoną przebiegiem 160 000 km.
Jedyny znak zapytania stoi przy cenach, które jeszcze nie są znane. Nie oczekujcie póki co atrakcyjnych kwot - te pojawią się wraz z tańszym wariantem z mniejszym akumulatorem, który dołączy do oferty dopiero za kilka miesięcy.


