Nowy Mercedes CLA 250+ jest królem wydajności (i ekranów). Sprawdziłem, czy da się go polubić
Co jest największym problemem elektryków? Zasięg. Czy da się go jakoś pokonać? Owszem - pomaga w tym Mercedes CLA 250+. Nowe wcielenie tego modelu po raz pierwszy debiutuje w elektrycznym wydaniu. Od razu pokazuje też konkurentom jak robić tego typu samochody.
Uwielbiam komentarze osób, które twierdzą, że nawet te samochody elektryczne, które mają stosunkowo nieduży zasięg, pozwalają na komfortowe podróżowanie na długich dystansach. Ba, czas podróży "tylko nieznacznie" różni się w nich od aut spalinowych. Wystarczy zjeść 5 obiadów dziennie, zatrzymać się do toalety 16 razy i wypić 34 kawy, a dotrzemy do celu. Być może jestem zacofany, ale niezmiennie uważam, że samochody stworzono do sprawnego pokonywania długich dystansów. Jeśli na autostradzie widzę ograniczenie do 130 km/h, to chcę jechać 130 km/h. Jeśli zaś ograniczeń nie ma, tak jak u naszych zachodnich sąsiadów, to liczę na to, że w dobrych warunkach pokonam duży dystans jadąc nawet 160-170 km/h. Do tej pory w elektrykach było to trudne, choć nowe modele przesuwają granicę coraz bliżej aut spalinowych. Samochodem, który jednak może zmienić zasady gry, jest Mercedes CLA 250+.
Ten model jest kombinacją sukcesu i porażki tej marki. Sukcesem jest rzecz jasna samo CLA, które cieszy się sporą popularnością. Ten model okazał się być strzałem w dziesiątkę, stanowiąc idealny pomost pomiędzy małą Klasą A, a Klasą C.
A o co chodzi z tą porażką? Cóż, tutaj trzeba odnieść się do gamy EQ, która, delikatnie mówiąc, zawiodła. Nie były to auta przełomowe, a za sprawą swojej stylistyki odpychały (i wciąż odpychają) wiele osób.
W Stuttgarcie uznano więc, że jest to doskonały moment, aby postawić na dużą zmianę. Tak oto nowe CLA stało się elektrykiem, ale nie będzie to jedyny napęd w tym samochodzie. Jest też wersja spalinowa, z silnikiem FAME (1.5), która do sprzedaży trafi za kilka miesięcy.
Póki co w moje ręce trafił kluczyk do elektrycznego modelu 250+. Po przejechaniu nim ponad 150 kilometrów podczas pierwszych jazd mogę orzec jedno - tutaj określenie "range anxiety" na pewno się nie pojawi.
Mercedes CLA 250+. Nowa koncepcja w typowym dla tej marki stylu. To sprawdzony przepis
Nie będę ukrywać, że nie jestem fanem designu tego samochodu. Uważam, że poprzednia generacja była niemal perfekcyjna i cieszyła świetnie narysowanymi liniami. Trzecie wcielenie CLA stało się bardzo obłe i wygląda nieco jak smutny "blobfish". Nie wpisujcie tylko w wyszukiwarkę tej nazwy, bo nigdy nie spojrzycie już na tego Mercedesa w ten sam sposób.
Kliknij tutaj, aby zobaczyć wideotest Mercedesa CLA 250+ - YouTube
Niemniej, jak się okazuje, jestem w mniejszości, gdyż nowy pomysł na CLA dosłownie "kupił" klientów. Kolejki w salonach są ogromne, a fabryka zasuwa na trzy zmiany. Dodam tylko, że wersja Progressive wygląda na żywo dużo ciekawiej, niż egzemplarz z linii AMG. Biały samochód ze zdjęć to właśnie "tańszy" Progressive. Oceńcie to sami.
Pod kątem wymiarów wielkiej rewolucji nie ma. CLA trzeciej generacji jest nieco dłuższe i ma większy rozstaw osi (aż o 6 cm). Za to wysokość zwiększyła się "tylko" o 1,8 cm, co w przypadku elektryka jest zaskakujące.
Pomogła w tym platforma MMA
"Jedna konstrukcja, by wszystkimi silnikami rządzić", parafrazując wspaniałego Tolkiena. Niemcy całkiem słusznie uznali, że musi to być samochód, który połączy dwa światy. Zapotrzebowanie na pojazdy spalinowe wciąż jest bardzo duże. Z drugiej strony dobry i wydajny elektryk w tej klasie też nie jest złym pomysłem.
Teoretycznie budowanie dwóch tak skrajnie różnych samochodów na jednej platformie jest trudne. W praktyce jednak Mercedes wybrnął z tego obronną ręką - ale o tym za chwilę, gdyż...
Porozmawiajmy o wnętrzu. Czy jest nowoczesne? Owszem. Czy wszyscy je polubią? Nie sądzę
Nie jestem fanem koncepcji wizualnej, którą rozwija Gorden Wagener. Kokpit CLA drugiej generacji był lekki wizualnie i bardzo przyjemny dla oka. Trzecie wcielenie tego modelu jest całkowitym przeciwieństwem. Zrobiono tutaj wszystko inaczej - i niekoniecznie lepiej.
Przede wszystkim po otwarciu drzwi (niezmiennie bez ramek okien!) naszym oczom ukazuje się wielka i masywna deska rozdzielcza. Wygląda niczym radio z lat pięćdziesiątych i stanowi bardzo przytłaczający wizualnie element tego samochodu. Na niej rządzą ekrany - standardowo są dwa (10,25 cali dla zegarów i 14 cali dla multimediów). Opcjonalnie trzeci taki telewizor o przekątnej 14 cali może pojawić się przed pasażerem.
Fizyczne przełączniki? W zasadzie ich nie ma. Nawet te, które towarzyszą wyświetlaczom, są w dużej mierze dotykowe. Do tego ulokowano je na powierzchni wykończonej odcieniem piano black. Kurz i odciski palców możecie witać z otwartymi ramionami.
Gdy nie zdecydujecie się na ekran po stronie pasażera (bo w sumie po co, moją opinię na ten temat znajdziecie tutaj), dostaniecie połacie czarnego plastiku, błyszczącego, z gwiazdkami. Mnie to zupełnie nie kupuje.
Za to doceniam pozycję za kierownicą, która jest naprawdę dobra (i zaskakująco niska, jak na elektryka), a także mnogość schowków. Jakość tworzyw? Dobra. Nic tu nie skrzeczało i nic mnie nie rozczarowało, co jest dużym plusem. Fotele też są wygodne i myślę, że nie zawiodą w długiej trasie.
Minusem jest za to przestrzeń na tylnej kanapie. W wersji sedan nie ma zbyt wiele miejsca nad głową, a o przestrzeni na stopy można zapomnieć - zwłaszcza, gdy kierowca lubi siedzieć nisko. Na szczęście na kolana centymetrów nie brakuje, choć nogi są tutaj mocno uniesione.
Mercedes CLA ma bagażnik oferujący 400 litrów pojemności. Na szczęście jest też coś pod maską
Przedni kufer jest tutaj ogromny - ma 101 litrów pojemności. Zasadniczo więc dostajemy naprawdę sporo przestrzeni na bagaże, gdyz z przodu spokojnie zmieści się nawet walizka kabina (a na upartego być może walizka i miękka torba). Pod tym kątem ciężko jest się więc do czegokolwiek przyczepić.
Poza tym w zapasie pozostaje wersja Shooting Brake, którą pokazałem Wam kilka dni temu. Ta oferuje nieco większy bagażnik (455 litrów), który można zapakować "po dach".
Przejdźmy do najważniejszej kwestii: jak jeździ Mercedes CLA 250+ i ile energii zużywa?
Nie bez powodu skupiłem się na "bazowej" na tę chwilę wersji. Po pierwsze: jest ona tylnonapędowa. Tak, elektryczny Mercedes przenosi moc na tylne koła. Wersja spalinowa będzie już przednionapędowa. To dobry ruch, gdyż przy mocnym silniku elektrycznym układ RWD wpływa na lepsze właściwości jezdne.
Po drugie: wariant 250+ oznacza 272 KM pod prawą nogą. W ważącym nieco ponad dwie tony aucie jest to wystarczająca liczba. Niestety o jeździe z gazem w podłodze nie napiszę Wam zbyt wiele, gdyż prezentację tego modelu Mercedes zorganizował w Kopenhadze. Tutaj lepiej nie łamać przepisów - o ile nie macie BARDZO grubego portfela.
Korzystając więc z nadmiaru czasu postanowiłem sprawdzić jak prowadzi się ten samochód i ile energii zużywa. I tu przeżyłem dwa duże zaskoczenia. Pierwsze to fakt, że elektryczny Mercedes CLA skutecznie ukrywa fakt, że ma ciężki akumulator pomiędzy osiami. To duża zmiana względem modeli z gamy EQ, które w mojej opinii są naprawdę przeciętne pod tym kątem.
Drugą kwestią jest zużycie energii. Jeżdżąc po zakorkowanej Kopenhadze uzyskałem wyniki na poziomie 11,4-13 kWh na sto kilometrów, zupełnie nie przykładając się do walki o rekordowe liczby. W trasie zaś wartości na poziomie 13-15 kWh są standardem.
Niestety nie mogę napisać zbyt wiele o prędkościach autostradowych, gdyż dotarcie do fragmentu drogi, na którym można osiągnąć "aż" 130 km/h wymagałoby długiej wycieczki. Może taki był zamysł organizatorów?
Mniejsza z tym - trzeba będzie sprawdzić tę kwestię w Polsce. Pewne jest jednak to, że CLA zużywa naprawdę mało, a z baterią o pojemności 85 kWh faktycznie zapewni co najmniej 450-500 kilometrów zasięgu w trasie.
Niemcy wykorzystali tutaj doświadczenie z modelu EQXX
Najbardziej daje ono o sobie znać przy stosowaniu... rekuperacji. Do wyboru są trzy tryby: wyłączona rekuperacja, standardowa i silna. Zmieniamy je po raz pierwszy manetką, która odpowiada też za wybór kierunku jazdy (popychając lub ciągnąć ją do siebie).
Gdy wyłączycie odzyskiwanie energii, to po zdjęciu nogi z gazu CLA jedzie.
I jedzie. I jedzie. Nie traci prędkości, toczy się w zaskakująco lekki sposób. Miałem okazję przejechać się prototypowym EQXX-em i czuję, że część rozwiązań zaczerpnięto z tego auta. W trybie Normal odzyskiwanie energii działa lekko i przyjemnie, zaś w trybie Strong dość ostro i radykalnie. Na koniec dnia liczy się jednak skuteczność - a przy okazji oszczędzamy klocki i tarcze.
Wisienką na torcie jest fakt, że Mercedes CLA 250+ ma instalację 800V i maksymalną moc ładowania na poziomie 320 kW
Z rozmów z ludźmi z Mercedesa wynikło, że krzywa jest tutaj naprawdę dobra i to na niej mocno się skupiono. Do tego pewne jest też to, że auta sprzedawane w Polsce będą posiadały konwerter 400V-800V, dzięki czemu skorzystają też ze starszych ładowarek o niskiej mocy. Tych jest jednak w Polsce już stosunkowo mało - stanowią około 18% wszystkich ładowarek DC.
Podsumowując: wygląd jest kwestią gustu, wnętrze można polubić lub nie, ale pod kątem wydajności nowy Mercedes naprawdę imponuje
I myślę, że to w dużej mierze wpływa na taki popyt na CLA wśród klientów. Zakładam, że wiele osób przesiada się z innych elektryków i szuka czegoś wydajnego, a nie chcą np. wracać do Tesli (z powodów mniej lub bardziej oczywistych). Do tego Ci, którzy "chcieli, a bali się" mogą teraz zaryzykować, dostając bardzo duży zasięg.
Nowy Mercedes CLA 250+ kosztuje wyjściowo 228 900 złotych. Wariant 350, z napędem na cztery koła, generujący 354 KM, wymaga wydania blisko 275 000 złotych.
Ja osobiście skupiłbym się na tej pierwszej wersji. Jest w zupełności wystarczająca, a jednocześnie cechuje się wysoką wydajnością. Wariant 350 sprawdzi się głównie wśród osób, które potrzebują napędu na cztery koła.
Ach, no i jeszcze jedna kwestia. Model AMG powróci, ale... będzie wyłącznie elektrykiem. Znak czasów!


