Napędy e-4ORCE w akcji. Jeździliśmy Nissanem Ariya i X-Trail po lodzie

W końcu w nasze ręce wpadł Nissan Ariya e-4ORCE. Na dodatek przetestowaliśmy ją (i X-Traila) w warunkach mocno ograniczonej przyczepności.

Biorąc pod uwagę powszechną modę na SUV-y i crossovery trudno nie zauważyć, że napęd na cztery koła nie jest jakimś szczególnym priorytetem. Po prostu ma być trochę wyżej. Przyznaję, że choć w niektórych sytuacjach to wystarcza, to nie do końca kupuję ten argument z motoryzacyjnego punktu widzenia. Napęd na cztery koła bywa przydatny. Nawet niekoniecznie w samochodzie tego typu. Nissan zabrał nas na testy swojego patentu na "cztery łapy", czyli e-4ORCE.

Nie spodziewajcie się jednak fontann śniegu, szerokich poślizgów i mnóstwa dobrej zabawy. Na najwyżej na świecie położonym stałym torze wyścigowym w Andorze (2400 m.n.p.m.) sprawdzaliśmy raczej te sytuacje, gdzie napęd na cztery koła przydaje się najczęściej.

e-4orce

A przy okazji mogliśmy nieco dłużej poobcować z Nissanem Ariyą e-4ORCE, czyli najmocniejszą, ponadtrzystukonną wersją elektrycznego crossovera.

e-4ORCE to wspólna nazwa, ale nie do końca ten sam układ

I w sumie nie powinno to dziwić, skoro oba testowane przez nas samochody mają nieco inne układy napędowe. To co łączy systemy AWD to obecność silników elektrycznych przy każdej z osi. Zarówno X-Trail, jak i Ariya napędzane są bowiem prądem, choć SUV zasilany jest ze spalinowego generatora.

Samochody mają jednak zupełnie inną charakterystykę.

Zacznijmy od X-Traila. Jeździłem nim już po lekkim śniegu i przygotowanym torze terenowym, gdzie sprawdził się całkiem nieźle. Ale tak jak napisałem - nikomu to nie będzie potrzebne. Natomiast to, że nieźle radzi sobie z ruszaniem pod górkę na lodzie - przyda się. To rodzinne auto, więc pewnie często będzie je można spotkać niedaleko stoków narciarskich. Przyspieszanie z nogą przyspawaną do podłogi? Zaliczone. Jazda po łuku? Nieźle. Pora na slalom i jazdę na torze.

To pierwsze robiliśmy na zwykłych oponach zimowych. Miękki i "rodzinny" Nissan X-Trail e-4ORCE radzi sobie przyzwoicie, ale widać było na ciasnym slalomie, że wysoki prześwit nieco utrudnia mu zadanie. Zwłaszcza pod koniec jazd, gdy tor nieco już "rozmiękł".

W drugiej części mieliśmy okazję pojeździć samochodem z (nielegalnymi u nas) oponami wyposażonymi w kolce. I w pełni zapiętymi systemami bezpieczeństwa. Widać było, że X-Trail ma nieco zaburzony rozkład mas i chętnie nadrzuciłby tyłem. Wielu z nas usiłowało nieco "pogonić" SUV-a, ale ESP skutecznie zabijało każdą chęć zabawy. To mniej więcej o to chodzi w przypadku samochodów, które zdecydowanie nie są stworzone do "latania bokami".

Nissan Ariya e-4ORCE to inne auto

W ogóle mieliśmy wrażenie, że napędzana na obie osie Ariya jest znacznie lepsza niż wersja przednionapędowa (choć znacznie droższa). 306 KM i 600 Nm to oczywiście lepsze osiągi, ale również lepszy rozkład mas - 50:50, mniej podsterowności i uślizgów przy przyspieszaniu na śliskiej nawierzchni.

Duża masa ma jednak swoje ograniczenia. Samochód był znacznie stabilniejszy niż X-Trail, a w slalomie dodatkowe kilogramy nie przeszkadzały. Choć na standardowej oponie zimowej (bez kolców), na "owalu" można było poczuć to, że samochód waży 2200 kg.

Podczas jazdy na torze zachowywał się mało porywająco i dość pewnie, z jednym "ale". Samochód nie tylko miał zapiętą konstrolę trakcji, ale również ustawiony Snow Mode. Jak wyjaśnił mi instruktor, w tym trybie samochód pozwala na minimalne (naprawdę minimalne, nie spodziewajcie się nie wiadomo czego) uślizgi tylnej osi. Taka "symulacja zabawy". W razie jednak gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, elektronika będzie błyskawicznie reagować. Owszem, reaguje, mimo nawet prędkości osiąganych na Circuit Andorra. A te nie zrywały czapek z głów.

Przy okazji, Ariya e-4ORCE okazała się być całkiem oszczędnym "elektrykiem". Z całego dnia jazd zużycie energii wyniosło 17,6 kWh/100 km. Biorę poprawkę na to, że ok. 25% trasy pokonaliśmy z góry, gdzie udało nam się odzyskać blisko 70 km zasięgu. Ale reszta trasy to podjazdy, spokojna jazda "po wsiach" oraz francuska autostrada (110 - 130 km/h). Nissan ma więc ok. 400 - 500 km zasięgu w takich warunkach. Nieźle.

Podsumowanie

Jeśli ktoś spodziewał się, że napędy e-4ORCE powodują, że Nissany stają się offroadowymi bestiami, czy autami do zimowych szaleństw, to... nie ten adres. Zawsze można kupić Nissana GT-R.

W tym teście postawiono na bezpieczeństwo i "codzienną użyteczność" napędu 4x4. Tych, którzy kiedykolwiek jeździli z takim napędem, nie trzeba do tego przekonywać. W elektrycznym wydaniu Nissana mamy do czynienia z czymś w rodzaju stałego i (niemal) bezstratnego napędu. Dodatkowo połączono go z elektroniką, która... no cóż po prostu robi to, czego się od niej oczekuje. Czyli zapewnia spokój kierowcy.