Nim Ferrari stworzyło brutalnie szybki samochód, o pomoc trzeba było prosić tunerów. Koenigs Special robiło to najlepiej

Wiecie, że to Ferrari 512 BB, podrasowane przez Koenig Specials, już w 1986 roku oferowało moc na poziomie, który osiągnęło dopiero... Ferrari Enzo?

Nim Ferrari zabrało się za budowanie naprawdę szybkich i szalonych samochodów drogowych, po takie maszyny trzeba było wybierać się do tunerów. Ferrari 512 BB w standardowym wydaniu generowało "skromne" 355 KM. W tamtych czasach to i tak była bardzo wysoka moc, niemniej nie brakowało osób, które chciały więcej.

Tu do akcji wkroczył Willy Koenig i jego firma Koenig Specials. Jako pierwsza postanowiła zabrać się za modyfikowanie samochodów z Maranello w sposób, którego nikt wcześniej się nie podjął.

Ferrari 512 BB Koenig Specials to początek "szalonej ery turbo"

Pierwsze kroki tej marki były dość ciekawe. Seryjny silnik, 4,9-litrowy, 12-cylindrowy bokser, trafił na warsztat niemieckiego tunera. Koenig zmienił dolot i wydech, zmienił strojenie gaźnika oraz obniżył i utwardził zawieszenie. Do tego dołożył poszerzenia nadwozia i zainstalował koła Campagnolo. Moc wzrosła do 444 KM. Już wtedy auto wjechało do ścisłej czołówki epoki, oferując abstrakcyjne osiągi. Oczywiście to wszystko oferowano bez jakichkolwiek "wspmomagaczy" prowadzenia.

Mówimy tutaj o przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Dopiero w 1984 roku Ferrari pokazało model 288 GTO, który przekroczył magiczną barierę 400 KM. Już wtedy Koenig Specials było "znacznie dalej".

Ferrari 512 Koenig Specials

A to nie wszystko, gdyż w 1986 roku ten egzemplarz wrócił do tunera i dostał... dwie turbosprężarki!

Inżynierowie niemieckiej firmy wzmocnili włoskie serce, dodając wtrysk paliwa i dwie turbosprężarki Rajay. Moc wzrosła wówczas do 644 KM. Niech pewnym punktem odniesienia będzie fakt, że dopiero Ferrari Enzo osiągnęło podobny poziom - oczywiście z wolnossącej jednostki.

Lata 80. to era przeginania, przesuwania granic, oferowania abstrakcyjnej mocy i tworzenia piekielnie szerokich nadwozi. Producenci powoli rozwijali swoje produkty, a tunerzy po prostu ładowali to, co dało się wsadzić do silnika i "obserwowali", czy uda się to przenieść na asfalt.

Co ciekawe kolekcjonerzy coraz chętniej sięgają po takie projekty

To widać po cenach takich projektów i po popycie na modyfikowane pojazdy. Kolekcjonerzy coraz częściej doceniają autentyczny tuning z epoki. Liczy się spójność projektu, dokumentacja oraz renoma wykonawcy.

Koenig Specials to wyjątkowa firma. Z czego wynika jej fenomen?

Willy Koenig, kierowca wyścigowy, miał jeden cel. Chciał, aby samochody drogowe dawały emocje, które znał z torów wyścigowych. Idea była więc prosta: podnieść moc, poprawić aerodynamikę i wprowadzić jak najwięcej cech samochodów wyścigowych do drogowych maszyn.

Szerokie nadwozia nie były tylko ozdobą. Miały pomieścić szersze ogumienie, a także kryły dodatkowe wloty powietrza ułatwiające chłodzenie silnika. Można śmiało powiedzieć, że taki styl stał się już symbolem lat osiemdziesiątych.

"Płaska dwunastka" była ich specjalnością

Koenig Specials skupiło się na dwóch modelach włoskiej marki: Ferrari 512 BB oraz Testarossa. Oba modele otrzymywały szerokie bodykity i turbosprężarki, co pozwalało na podniesienie mocy do poziomu przekraczającego 600 KM. Dla przypomnienia: nawet Ferrari F40 osiągało w standardowej konfiguracji niecałe 480 KM, a i tak nazywano je potworem.

Koenig pracował także nad Ferrari 308 i 328, które po modyfikacjach nabierały rasowego charakteru. Niemiecka firma dobrała się także do Porsche, tworząc jedne z najbardziej kontrowersyjnych modyfikacji 911-ki. W ofercie pojawiały się również projekty Mercedesów z serii SEC i SL, w których Koenig łączył potężną moc z luksusowym wykończeniem.