Odkryłem na nowo piękno podróży bez celu. Zużyłem dużo paliwa w BMW M2 i cieszyłem się jak małe dziecko
Przychodzi taki moment w życiu, że czasu na podróże bez celu jest bardzo mało. Po raz pierwszy od wielu miesięcy udało mi się znaleźć kilka chwil na to, aby jechać w dowolnie wybranym kierunku, nie patrząc na mapę i czas. Lepszego auta, niż BMW M2, nie mogłem do tego wybrać - zwłaszcza w poprawionej po małym liftingu wersji.
Kiedyś było to dla mnie czymś absolutnie normalnym. Raz na jakiś czas wsiadałem do samochodu, miałem ze sobą garść ubrań i pustą przestrzeń w kalendarzu. Odpalałem silnik i obierałem losowy kierunek - góry, morze, wschód, zachód... Takie wycieczki zawsze były swego rodzaju terapią. Samochód, muzyka, ładne drogi, widoki - czasami tylko tyle potrzeba, aby poprawić sobie nastrój. Tutaj do równania dorzuciłem jeszcze solidną porcję koni mechanicznych i napęd na tylne koła. Za kierownicą BMW M2 postanowiłem zbadać drogi Podkarpacia - i była to bajecznie relaksująca podróż.
Byłem święcie przekonany, że ten samochód może mnie trochę zmęczyć. BMW M3 CS, które jest kapitalne, sprawiło, że wysiadłem z niego lekko storturowany hałasem. Mając w planach pokonanie ponad tysiąca kilometrów bez założonego celu, do tego w jedną dobę, spodziewałem się podobnych wrażeń z M2. Nic bardziej mylnego.
Jak się okazuje BMW M2 jest zaskakująco kulturalnym samochodem - zwłaszcza, gdy jedziecie płynnie i spokojnie
Pierwsze kilometry przypadły na ekspresówki, które wiodły w stronę Rzeszowa. Cały czas fascynuje mnie luksus podróży na Podkarpacie. Jeszcze kilka lat temu wyjazd w okolice tego miasta oznaczał całodniową wycieczkę paskudnymi drogami, zatłoczonymi i miejscami bardzo nieprzyjaznymi.
Teraz z Warszawy można wyjechać w luksusowych warunkach, a potem sunąć dwupasmówką na Lublin (pamiętacie starą 17-kę, która była drogowym horrorem?), aby dalej wskoczyć na "Via Carpatia". Tempomat, muzyka w głośnikach, leniwe tempo. Przy 130 km/h na liczniku M2 zużywa rozsądne ilości paliwa (około 9 litrów) i cieszy ciszą. Nawet ten kubełkowy fotel, który w M3 CS mnie wykończył, tutaj jest jakby przyjaźniejszy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że różni się konstrukcją i ma nieco szersze siedzisko. Niby niewielka różnica, a jednak bardzo odczuwalna.
Jedyną wadą tego samochodu, tak jak w M3, jest pojemność zbiornika paliwa. Ma zaledwie 52 litry pojemności i osuszenie go to czysta formalność. Przynajmniej rachunek na stacji pozostaje przyjemny, nawet pomimo tankowania paliwa 98-oktanowego.
Za stolicą Podkarpacia postanowiłem eksplorować trasy rajdu rzeszowskiego
Czasu na wyjazd w Bieszczady było zbyt mało, ale region na północ od Rzeszowa jest pełen wzgórz i ciekawych krętych dróg. Na pierwszy ogień poszedł więc Czudec, z ciekawą drewnianą zabudową rynku. Krótka przerwa na kilka łyków kawy i zapuściłem się dalej w lokalne kręte drogi.
Ich stan pozostawia wiele do życzenia w niektórych miejscach, ale BMW M2 radzi sobie z tym zaskakująco dobrze. Obawiałem się, że te wielkie koła i sztywne zawieszenie dadzą mi w kość, a radziły sobie bardzo dobrze.
A sam samochód zyskał dużo cennych zmian po drobnym liftingu. Przede wszystkim zniwelowano jedną z największych wad M2, czyli "zduszenie" silnika w dolnym zakresie obrotów. BMW w prosty sposób ograniczyło jego moc do 460 KM, co odbiło się wyraźnie popsutą dynamiką przy ruszaniu.
W ramach drobnego liftingu dodano 20 KM i zmieniono oprogramowanie, które wreszcie lepiej koresponduje z charakterem samochodu. Skrzynia też jakby lepiej dogadywała się z tymi dodatkowymi końmi. Prowadzenie z kolei wciąż pozostaje ostre i precyzyjne, co na takich drogach cieszy.
Niezmiennie twierdzę, że M4 jest lepsze z powodu większego rozstawu osi, ale do M2 idzie się przyzwyczaić. Trzeba tutaj jednak pamiętać, że tył łatwo wyrywa się spod kontroli, a "szybkie ręce" są bardzo ważne. Lekkie poślizgi w zakrętach przychodzą z łatwością, ale trzeba pamiętać, że granicę przekracza się w ekspresowym tempie.
W tych małych wsiach i miejscowościach BMW M2 w kolorze Sao Paulo Yellow, z dodatkami M Performance, wygląda co najmniej odlotowo
Polski oddział marki nie oszczędzał na opcjach z katalogu i wsadził na pokład M2 niemal cały arsenał dodatków M Performance. Mamy więc zmodyfikowany tylny zderzak z nietypowym wizualnie układem wydechowym, wielkie skrzydło z włókna węglowego, dokładki zderzaka i progów, "ucho" z przodu i specjalną okleinę. Smaczkiem, dość ciekawym, są kapsle felg, które zachowują centralną pozycję. Do zdjęć sprawdzają się idealnie. O ceny nie pytajcie - tutaj w opcjach dorzucono blisko 100 000 złotych.
Na tych pustych i bardzo wąskich drogach zaczynam doceniać dźwięk rzędowej szóstki BMW. Nie jest natarczywy, ale pieści bębenki. Można go nazwać "wystarczająco głośnym i wciąż kulturalnym". W sumie niczego więcej nie oczekiwałbym od takiego samochodu.
Wybawiony, wyjeżdżony i nieco zmęczony kolejnymi zakrętami ustawiam nawigację na Warszawę. Podróż autostradami zdaje się być jednak mało porywającym pomysłem, więc tym razem wybieram drogi wojewódzkie i starsze "krajówki". Odbijam na Mielec, skąd udaje się w stronę Kielc i dalej do Warszawy. Odcinek do miasta majonezu i Liroya wiedzie miejscami przez lasy, które wieczorem spowiła warstwa mgły. To jest ten moment, w którym docenia się dobre światła i systemy bezpieczeństwa, widzące "nieco więcej" niż kierowca.
Po blisko 20 godzinach w podróży, wypaleniu co najmniej 3 zbiorników paliwa i przejechaniu ponad 1000 kilometrów, ponownie melduje się w garażu pod domem. Szczerze mówiąc nigdy nie polubiłem nowego BMW M2 na tyle, aby zachwycać się nim i uznawać ten samochód za coś wybitnego. Nie można mu jednak odmówić charyzmy i charakteru, zwłaszcza po wprowadzonych poprawkach. Wersja CS, która wjeżdża na rynek, z pewnością podniesie poprzeczkę jeszcze wyżej - i może być idealnym wcieleniem tego samochodu.
Ja jednak niezmiennie pozostaję fanem większego brata, zwłaszcza w wydaniu M3 Touring. Ma te same cechy, jest nieco "grzeczniejszy" na co dzień, a napęd na cztery koła sprawdza się doskonale w gorszych warunkach. Czego więcej można tutaj chcieć?


