TEST: Skoda Citigo-e to najtańszy miejski elektryk. I jest w tej roli doskonały
Czesi porzucili silniki spalinowe na rzecz wersji elektrycznej. I dobrze! W Amsterdamie sprawdziłem Skodę Citigo-e, czyli najtańszego elektryka w Polsce.
Amsterdam powitał nas deszczem i chłodem. Pewnie dla 90% dziennikarzy taka aura to zapowiedź beznadziejnej roboty - nakręcenie filmu jest dużo bardziej wymagające, podobnie jak zrealizowanie sesji zdjęciowej. Ja jednak ucieszyłem się na taką aurę. Skoda Citigo-e będzie użytkowana na różnych szerokościach geograficznych i w najróżniejszych warunkach pogodowych. I nie zawsze będzie to słońce z motoryzacyjnego prospektu, na którym wszystko wygląda pięknie.
Niższa temperatura i opady to wciąż wyzwanie dla wielu elektryków. Chodzi tutaj głównie o kwestię dogrzewania i chłodzenia baterii celem uzyskania możliwie najlepszego zasięgu na jednym ładowaniu. W tej kwestii niezmiennie liderem pozostaje Tesla. Tutaj zdecydowanie czapki z głów - firma Elona Muska tę kwestię opanowała do perfekcji.
Skoda Citigo-e jest jednak autem z zupełnie innej bajki. Zrodzona jako miejski samochód spalinowy, w połowie swojego żywota stała się elektrykiem. I to bardzo chodliwym, bowiem Czesi grają rewelacyjną ceną, która bardzo kusi. A wszystko to idzie w parze z naprawdę dobrą specyfikacją, która przynajmniej na papierze prezentuje się zachęcająco.
Stworzona na miasto
Elektryczna Skoda Citigo-e wyposażona jest w baterię o pojemności 36,8 kWh, z czego 32,3 kWh jest realnie wykorzystywane. Zapewnia to deklarowany zasięg na poziomie 260 kilometrów, czyli w sam raz do miejskiej i około miejskiej jazdy. Silnik oferuje 83 KM i 212 Nm, co pozwala na przyspieszenie do setki w 12,3 sekundy i osiągnięcie prędkości maksymalnej na poziomie 130 km/h. Została ona tutaj ograniczona elektronicznie. Tak, zgadliście - chodzi o zwiększenie zasięgu.
W ofercie znajdą się dwie wersje - Ambition i Style. Poza wyposażeniem różni je także prędkość ładowania. Tańszy wariant nie posiada gniazda CCS, które zapewnia możliwość uzupełnienia baterii z mocą 40 kW. Znacząco wydłuża to czas konieczny na "zatankowanie" akumulatorów, ale także obniża cenę auta. Topowy Style zdaje się być jednak dużo ciekawszą propozycją, właśnie ze względu na obecność gniazda CCS.
Wsiadam za stery elektrycznej Skody i czuję się jak w domu. Citigo jak i Volkswagenem up-em czy Seatem Mii jeździłem wielokrotnie, dlatego też kokpit nie jest mi obcy. Nic się tutaj nie zmieniło. Jedynie obrotomierz ustąpił miejsca wskaźnikowi wykorzystania jednostki elektrycznej. Na konsoli środkowej znajdziemy też lewarek przekładni kierunkowej i przełączniki trybów Eco i Eco+ (ten ostatni wycina wszystkie elementy "komfortowego" wyposażenia, ale dodaje awaryjne 20 kilometrów zasięgu). Jest to dosyć spartański kokpit, z wieloma odkrytymi metalowymi elementami, wykończony twardymi plastikami. Pamiętajmy jednak, że jest to konstrukcja z segmentu A - tak więc nie można i nie trzeba od niej zbyt wiele wymagać.
Bez "hajteku"
Aby uruchomić auto muszę przekręcić klasyczny kluczyk w stacyjce. Nawet nie wiecie jakie to kojące po tych wszystkich samochodach, gdzie mamy przyciski lub inne udziwnienia. Później opuszczam jakże analogową wajchę, wybieram tryb D na przekładni i ruszam zwiedzać Hagę i okolice. Przy kiepskiej pogodzie, wszechobecnych ograniczeniach i powoli zbliżającym się zmierzchu ciężko jest jakkolwiek wykorzystywać możliwości tego auta. Spokojna jazda sprzyja więc bardzo niskiemu zużyciu energii. Kręcąc się po mieście komputer pokładowy pokazuje wartości na poziomie 13-16 kWh na sto kilometrów, co jest bardzo dobrym i obiecującym wynikiem.
Sama jazda jest wybitnie zwyczajna. Auto żwawo i liniowo przyspiesza. Nie jest demonem szybkości (prędkość maksymalna to 130 km/h), ale tak naprawdę niczego więcej tutaj nie trzeba. Skoda celuje z tym autem w klientów, którzy chcą po prostu jeździć elektrykiem po mieście i jego okolicach, a w dłuższe trasy wybierają się innym autem - potencjalnie spalinowym.
Odzyskuje, ale...
Skoda Citigo-e nie posiada w pełni funkcjonującego jako hamulec systemu rekuperacji energii. Ten oczywiście jest dostępny na pokładzie i posiada trzy tryby pracy, które regulujemy popychając lewarek skrzyni w lewo (zwiększamy siłę rekuperacji) lub w prawo (zmniejszamy ją). To jednak wystarcza aby choć trochę wspomóc baterię i klocki hamulcowe przy zwalnianiu. Niestety zbyt dużo energii tutaj nie odzyskamy - a szkoda, bo w typowo miejskiej eksploatacji to kluczowy element.
Wygląd? Bez zmian. I dobrze!
Wizualnie Skoda Citigo-e nie wyróżnia się niemal niczym na tle konwencjonalnej spalinowej wersji. Jedynym element zdradzającym elektryczne serce jest aerodynamiczny grill z wypełnieniem pomiędzy szczebelkami oraz nowy zderzak przedni. Gama kolorów została mocno ograniczona, podobnie jak lista wyposażenia opcjonalnego.
I to moim zdaniem jest strzał w dziesiątkę. Dzięki temu udało się utrzymać bardzo niską cenę tego auta. Wersja Ambition w Polsce została wyceniona na 81 900 zł, zaś dużo bardziej interesujący Style na 89 900 zł. Jeśli odliczymy do tego rządowe dofinansowanie w wysokości 30% ceny auta, to za Style'a zapłacimy 62 930 zł, a za Ambition 57 393 zł. A mówimy o cenach katalogowych. Aktualnie Skoda Citigo-e dostępna jest w promocyjnej ofercie w cenie 73 300 zł za odmianę Ambition i 81 300 zł za topowego Style'a. Ze względu na poślizg przy wprowadzaniu dopłat w Polsce niższe ceny będą obowiązywały do końca grudnia.
Krótko mówiąc - elektryka, który pokona spokojnie ponad 200 kilometrów, posiada szybkie ładowanie i oferuje przy tym bardzo dobre wyposażenie dostaniemy za 56 910 zł (Ambition wyniesie nas 51 310 zł). To oferta absolutnie nie do pobicia, równoważna w zasadzie z cenami spalinowego Citigo w topowym wyposażeniu. Szach-mat?