Tesla Model Y Long Range RWD to pierwszy elektryk, którym jeździłem jak... spalinowym autem. Test samochodu

Ten napis na klapie tego auta – Long Range – w ogóle nie jest na wyrost. Tesla Model Y w tej wersji absolutnie poraziła mnie swoimi możliwościami. Pokazała mi, że przyszłość jednak może być elektryczna. A dodatkowo... to całkiem niedrogie auto.

Mam trochę problem na starcie pisania tego tekstu. Bo nie ukrywam, że Tesla Model Y Long Range RWD mnie zachwyciła, ale raptem kilka tygodni temu testowałem przecież Teslę Model 3 Performance. I postawiłem tam tezę, że to najlepsze auto elektryczne, jakie można kupić w Polsce. I w sumie to zdanie podtrzymuję, bo tego miksu osiągów, zasięgu i ceny nie da się chyba pobić.

Tesla Model Y Long Range RWD - TEST. Oczarowała mnie swoim zasięgiem

Nie chcę się przesadnie rozwodzić w tym tekście nad jakością wnętrza Tesli Model Y czy całym ekosystemem Tesli – od ładowarek przez gry na ekranie centralnym aż po samo oprogramowanie, bo to wszystko jest w tym aucie całkowicie tożsame ze wspomnianym Modelem 3 Performance. O tym wszystkim możecie sobie więc poczytać w tamtym teście.

Ale chcę tu pisać o tym, co Tesla Model Y Long Range robi naprawdę dobrze. A ona po prostu jedzie przed siebie dosłownie bez końca.

Na początek garść technikaliów. Model Y Long Range ma akumulator o pojemności 78 kWh. Czyli... właściwie to niewielki, bo przecież na rynku są auta, które mają baterie, których pojemność przekracza 100 kWh. I taka wartość na pierwszy rzut oka wydaje się rozsądniejsza dla auta tej wielkości, o takim przeznaczeniu.

Czyli wcale nie Long Range? No właśnie – wręcz bardzo. Tesla Model Y Long Range RWD jak na auto tych wymiarów, czy też w ogóle jak na elektryka, zużywa nieprawdopodobnie mało energii. Swoje pomiary wykonywałem w listopadzie, przy temperaturze wynoszącej około 8-10 stopni Celsjusza.

Tesla Model Y Long Range TEST Recenzja

Elektryk, który nie potrzebuje prądu

I wyniki są niesamowite. Zużycie w mieście to raptem 15 kWh na sto kilometrów i to przy dość zwyczajnej jeździe, nieprzesadnie oszczędnej. Na drodze krajowej (trasa między Lublinem a Puławami przez Kurów) udało mi się zejść do 14 kWh.

Droga ekspresowa? 120 km/h to raptem 19 kWh. Autostrada? 140 km/h i 21 kWh. Większość aut elektrycznych zużywa tyle energii, co Tesla Model Y Long Range na autostradzie, na drogach ekspresowych. Albo i wypada jeszcze gorzej.

Oczywiście Tesla zawsze była znana z tego, że jej auta są nieprawdopodobnie wydajne w kwestii zużycia energii, ale te wartości i tak mnie zaskoczyły. Na dodatek te wyniki są powtarzalne i to chyba nawet bardziej mi imponowało.

Bo wiecie, auta elektryczne niby potrafią wykręcać niezłe wyniki, ale potem okazuje się, że droga jest minimalnie pod górę. Albo że trochę wieje. Albo że temperatura spadła mocniej.

Tymczasem Tesla Model Y Long Range jest powtarzalna. W trasie bez trudu powtarzałem te wyniki w kilku podejściach, a w mieście pod koniec okresu użyczenia auta do testu, kiedy już zaatakowała zima i temperatury spadły w okolice zera, wykręciłem raptem... szesnaście kilowatogodzin na sto kilometrów.

Z tej powtarzalności wynika pewność siebie za kierownicą. To samochód, w którym nie boisz się, że nagle zaskoczy cię zasięg, a właściwie jego brak. W tym kontekście w Tesli Model Y czułem się jak w prawdziwym spalinowym aucie. Ot, jechałem sobie 140 km/h i nie stresowałem się zasięgiem. Wiedziałem, ile mogę przejechać. I wiedziałem, że to się uda.

Zresztą – pokładowa nawigacja bardzo sprawnie estymuje stopień naładowania akumulatora po dojeździe do celu. Na dystansie około dwustu kilometrów pomyliła się o raptem dwa procent. I to na moją korzyść.

Oznacza to, że prądu zużyłem mniej niż wynikało z kalkulacji komputera pokładowego. Spodziewalibyście się niespodzianki w drugą stronę, prawda?

Przy tym wszystkim to nadal bardzo szybkie auto

Okej, Tesla Model 3 Performance, która rusza do 100 km/h w 3,1 sekundy, to nie jest, ale... pięć i pół sekundy to również doskonały wynik. Na równi z supersamochodami sprzed trzydziestu, czterdziestu lat, a przecież mówimy o de facto najwolniejszej wersji w gamie.

To wciąż szybciej niż 90 proc. aut na ulicach, a do tego moment obrotowy jest dostępny zawsze, jak to w elektryku, więc jazda Teslą Model Y Long Range RWD jest po prostu satysfakcjonująca.

Tym bardziej, że tak jak w Model 3 Performance, nie można tutaj w ogóle czepić się do pracy zawieszenia. To w ogóle dość dziwne, bo chociaż jest ono odczuwalnie dość twarde i samochód ochoczo wpada w dziury, o tyle... świetnie je tłumi. W środku jak gdyby nie robi to większej różnicy. Ani uderzenie nie jest irytujące, ani do środka nie dostaje się zbyt wiele dźwięków.

Tesla Model Y Long Range TEST Recenzja

Przy okazji dzięki nisko umiejscowionemu środkowi ciężkości to ważące przeszło 1900 kilogramów (mało jak na elektryka tych wymiarów!) auto zupełnie dobrze radzi sobie w zakrętach.

Może tylko układ kierowniczy wydał mi się nieco bardziej mydlany niż w trójce Performance. Ale jest zupełnie wystarczający do charakteru auta. I wreszcie – przy prędkości autostradowej jest tu naprawdę cicho. Mimo rozmiarów auta i mimo bezramkowych szyb. W SUV-ie!

To wszystko w aucie, które po prostu jest wygodne

Zacznę może od tyłu, dosłownie. Otóż bagażnik w Tesli Model Y ma porażające... 854 litry. Jak to w ogóle możliwe? Cóż, sam bagażnik jest naprawdę duży, ale kiedy podniesie się jego podłogę, tam – między kołami – znajduje się jeszcze gigantyczny otwór, do którego można włożyć dwie-trzy torby kabinowe.

Do tego dochodzi frunk o pojemności 117 litrów. Razem mamy więc 971 litrów i właściwie Tesla Model Y, choć jest crossoverem wielkości mniej więcej Skody Enyaq, wchodzi w tej materii w przestrzeń zarezerwowaną raczej dla vanów.

Tak jak przepastny jest bagażnik, tak przepastne jest wnętrze Tesli Model Y. Pozycja za kierownicą jest bardzo dobra, charakterystycznie dla Tesli za kierownicą nie widać maski, która szybko opada. Wrażenia z jazdy są z początku dość zaskakujące, ale po chwili masz wrażenie, że to najlepsza rzecz w historii motoryzacji.

Centrum wszystkiego jest tradycyjnie wielgachny ekran środkowy, ale w przeciwieństwie do trójki pozostawiono tu tradycyjną manetkę od kierunkowskazów. To znaczy – do Modelu 3 ona też właśnie trafiła, ale przez dłuższy czas nie była ona jednak dostępna.

Test "siedzenia za sobą" zaliczam tu z łatwością – przy moim wzroście (183 cm) jestem w stanie siąść na kanapie z nogą założoną na nogę.

Uważam też, ze Tesla Model Y po liftingu jest naprawdę ładna!

Okej, generalnie Model Y wcześniej nie należał do zbyt urodziwych aut. Ale po liftingu o nazwie Juniper (jak jakiś nowy MacOS, prawda?) uważam, że to serio dobrze wyglądający kawał SUV-a. A na pewno futurystyczny.

Przedni pas świetlny – który najczęściej uważam za tandetny zabieg – w połączeniu z naprawdę prostym grillem wygląda po prostu świeżo. Taki trochę Cybertruck, ale jednak ze smakiem.

Tesla Model Y Long Range TEST Recenzja

Z kolei z tyłu projektanci zdecydowali się na jeszcze ciekawsze zagranie. Pas świetlny, który widzicie na zdjęciach, tak naprawdę jest tylko... odbiciem. Światła znajdują się bowiem we wnęce ponad czarną listwą z nazwą modelu. A na nią jest rzucane tylko odbicie. Niby proste, a cieszy. I nie ma tego w żadnym innym modelu w Europie.

Niestety zdaję sobie też sprawę, że nie każdy jest fanem tego designu. Choćby moja żona uważa, że Model Y to paskudne auto. I to zła wiadomość z ważnego powodu. Bo chciałbym ją mieć.

Tesla Model Y Long Range RWD jest kapitalnie wycenionym autem

Tak jak cieszyłem się ceną Modelu 3 Performance, tak samo wpadam w zachwyt tutaj.

Tesla Model Y Long Range RWD w wersji Premium, bo tak się ona teraz nazywa, to 229 990 zł. Przy czym jak zwykle w przypadku Tesli mamy tu właściwie wszystko. Dorzucić da się tylko kolor lakieru, jasne wnętrze, większe obręcze kół i niedziałającego w Europie autopilota. W tej cenie to oferta nie do pobicia.

Przykładowo Skoda Enyaq Coupé z podobnej wielkości baterią kosztuje niby podobnie, bo konfigurator startuje od 221 650 zł. Tylko że mówimy o aucie, które pochłania znacznie więcej energii na sto kilometrów, jest gorzej wykonane w środku i po prostu gorzej wyposażone. Aby uzyskać samochód podobnie wyposażony, nie obędzie się bez wyłożenia dodatkowych kilkudziesięciu tysięcy. A i tak można zapomnieć o ekosystemie, który oferuje Tesla, czy o Superchargerach. Gdzie Tesle ładują się za półdarmo.

I oczywiście mówimy o aucie znacznie słabszym, żeby nie było. I nie chodzi o to, że chcę się pastwić akurat nad Skodą. Po prostu Enyaqa akurat niedawno testowałem i mam porównanie. Ale tego porównania nie wytrzymują również elektryki innych europejskich marek.

Tesla Model Y Long Range TEST Recenzja

Doceniają to zresztą klienci. Chociaż obecnie Tesli sprzedaż spada, to nie da się nie zauważyć, że Elon Muska spada z naprawdę wysokiego konia. W 2024 roku Tesla Model Y była najlepiej sprzedającym się autem NA ŚWIECIE. Nie elektrycznym. W OGÓLE.

Ponad 1,2 mln sprzedanych egzemplarzy. Nawet Toyota nie była w stanie tego przebić. A to chyba o czymś świadczy?