Samochody spalinowe z karami za sprzedaż? W Wielkiej Brytanii kogoś prąd poraził

Samochody spalinowe w Wielkiej Brytanii będą objęte zakazem od 2035 roku. Czyli później niż miały. Ale "w zamian" zostaną obłożone horrendalnymi karami. O co tu chodzi?!

Nie jest żadną tajemnicą, że samochody elektryczne sprzedają się nie tak dobrze, jak chcieliby producenci. Ale to prywatne firmy, biorą na siebie ryzyko. Jeśli klienci wolą samochody spalinowe, to niech "w swoim tempie" przechodzą na elektryfikację. Najgorzej, jak za wszystko zabiorą się regulatorzy, którzy pod nie do końca czystym płaszczykiem ekologii zmuszają zarówno klientów, jak i producentów do zmian.

Coś takiego nastąpi właśnie w Wielkiej Brytanii. Choć niedawno zakaz sprzedaży aut spalinowych został przesunięty o 5 lat, na 2035 rok, to już od 2024 roku będą obowiązywać limity sprzedaży. I kary. Jeśli sprzedaż aut elektrycznych nie osiągnie odpowiedniego poziomu, producent zapłaci karę!

Czy komuś tu coś ciężkiego na głowę upadło?

Weźcie tu wyjaśnijcie, gdzie jest logika. O ile (powiedzmy) rozumiem unijne przepisy dotyczące emisji wyprodukowanych samochód (i kary za jej przekroczenie), to kompletnie nie rozumiem karania producenta za to, że klienci wybiorą samochody spalinowe zamiast elektrycznych.

Mają im wciskać inne auta? Czy po prostu wyjść z Wielkiej Brytanii i rynek zostawić markom, które mają przewagę w produkcji "elektryków"? Tak czy inaczej, karę zapłaci klient. Albo w kosmicznie wyższej cenie samochodu, albo w możliwościach wyboru.

Samochody spalinowe

Zwłaszcza, że kary nie są niskie. Już za kilka miesięcy, jeśli sprzedaż aut elektrycznych nie będzie wyższa niż 22% ogólnej sprzedaży, producent zapłaci 15 tysięcy funtów za auto osobowe lub 9 000 funtów za auto dostawcze. Tak, kara będzie wynosiła równowartość połowy, czy 1/4 wartości samochodu.

Od 2025 roku ten próg będzie wynosił już 28%, a od 2030 roku będzie to 80%!

Samochody spalinowe przeważają i to znacznie

Jest tylko kilka marek, które ze spełnieniem tego typu szantażu i wymuszenia nie będą miały problemów. Jeśli chodzi o brytyjski rynek, 41% aut elektrycznych sprzedaje chińskie MG. Spory odsetek ma też Cupra (31%) oraz marki premium, które wprowadzają dużo drogich modeli, a ich klienci to kupują. Już teraz "normę" spełnia Mercedes (22%), BMW (25%), czy Porsche (31%).

Marki popularne, które mają jednak największy udział sprzedaży na Wyspach są w czarnej... dziurze, ze sprzedażą aut elektrycznych. Taki na przykład Ford sprzedaje tam tylko 2% aut elektrycznych. W Toyocie 99% sprzedaży to auta spalinowe. Co prawda hybrydowe, ale "kogo to obchodzi". W nieco lepszej sytuacji jest koncern Stellantis.

Analitycy Dataforce wyliczyli, że gdyby sytuacja się nie zmieniła, a sprzedaż w 2024 roku byłaby taka sama jak w 2023, to producenci musieliby zapłacić 2,4 miliarda funtów kar. A sytuacja raczej się nie zmieni. W Wielkiej Brytanii auta elektryczne trafiają głównie do flot i do firm, a osób prywatnych zwyczajnie na nie nie stać.

Innymi słowy, Brytyjczycy będą musieli szybko zweryfikować swoje absurdalne plany karania za biedę, albo całkiem spory rynek motoryzacyjny po prostu się załamie.