Szef Mercedesa twierdzi, że "motoryzacja pędzi w ścianę". To może czas na działania?
Szef marki, która jeszcze kilka lat temu stawiała wyłącznie na elektryfikację, twierdzi teraz, że czeka nas katastrofa. Ola Kallenius chciał, aby Mercedes był potęgą wśród samochodów elektrycznych. Teraz otwarcie krytykuje działania Unii Europejskiej.
Można śmiało napisać, że jest źle. Producenci błądzą niczym dzieci we mgle, a ich szefowie coraz głośniej twierdzą, że kierunek przyjęty przez Unię Europejską jest ślepą uliczką. Co ciekawe takie opinie pojawiają się po "zimnym prysznicu", który wszystkim zafundowali klienci. Większość koncernów zakładała, że elektryfikacja rozwinie się w ekspresowym tempie. Tymczasem udział samochodów na prąd rośnie, ale dużo wolniej, niż zakładano. To samo tyczy się sieci ładowania w wielu krajach. Taki stan rzeczy sprawił, że Mercedes zwrócił się ponownie w stronę samochodów spalinowych, z naciskiem na hybrydy.
Teraz Ola Kallenius, szef tego koncernu, mocniej uderza w Unię Europejską. W wywiadzie udzielonym niemieckiemu Handelsblatt mówi wprost, że całkowita rezygnacja z samochodów spalinowych oznacza zapaść na rynku i upadek większości firm i koncernów motoryzacyjnych.
Kallenius rzuca na stół dwa słowa: ekonomia i dekarbonizacja. Pierwsze odnosi się do możliwości klientów. Ich siła nabywcza wbrew pozorom spada. Ceny pojazdów na prąd pozostają wysokie, a ludzie mają realnie coraz mniej pieniędzy na auta. Stąd też rosnący w siłę rynek samochodów używanych.
Drugą kwestią jest dekarbonizacja. Ola Kallenius twierdzi, że trzeba do niej dążyć mając z tyłu głowy właśnie możliwości klientów. Realnie więc trzeba postawić na kompromis, który przynosi korzyści, ale oznacza też dużo bardziej akceptowalne koszty transformacji.
Mercedes wbrew pozorom ma wiele powodów do zmartwień
Choć nowe modele na prąd są na horyzoncie, to na elektrykach nie zarabia się tak dobrze, jak na samochodach spalinowych. Poza tym popyt na nie jest jednak niższy. Z kolei te tańsze modele wciąż cieszą się niesłabnącą popularnością. Z tego powodu chociażby przedłużono życie Klasy A, która miała zniknąć z rynku w przyszłym roku. Stanie się to jednak dopiero za trzy lata.
Kallenius twierdzi, że cała branża, prowadzona przez regulacje Unii Europejskiej, pędzi z ogromną prędkością prosto w ścianę. Widmo kryzysu jest coraz większe, a bankructwa w sektorze motoryzacyjnym oznaczają ogromną skalę zwolnień.
Czy przyjdzie więc czas na otrzeźwienie w Brukseli? Trudno powiedzieć - póki co nic na to nie wskazuje. Co prawda Unia Europejska stworzyła "okres buforowy" przed wprowadzeniem nowych norm emisji CO2, niemniej to kropla w morzu potrzeb.
A Chińczycy stoją i czekają. Dla nich kryzys w Europie będzie idealnym scenariuszem.


