Odwiedziłem kultowy Tokyo Auto Salon. Brak umiaru i zupełnie inne podejście tworzą z tego "must see" dla każdego miłośnika motoryzacji"

Powiedzmy sobie szczerze. Na Tokyo Auto Salon powinien pojechać każdy. Nawet Ci, którzy nie są fanami tuningu. To jedyne w swoim rodzaju doświadczenie.

To coś, czego nigdzie nie doświadczycie. I nie mam na myśli tego, że na Tokyo Auto Salon wciąż dużą popularności (czasem wręcz niezręcznie dużą) cieszą się hostessy. Ten temat chciałbym jednak pominąć. Ale tokijskie targi akcesoriów i tuningu mają znacznie więcej do zaoferowania.

Tokyo Auto Salon to zdecydowany brak umiaru

Tym razem miałem okazję zobaczyć targi motoryzacyjne od strony zwykłego oglądającego. Odbywające się w podtokijskiej hali Makuhari Messe przyciągały jak zwykle tłumy. Jadący godzinę pociąg pełen był pasjonatów motoryzacji.

Już od stacji z podziwu godną japońską "porządnością" wolontariusze kierowali w odpowiednie miejsca tak, aby nie tworzył się tłok. Tego jednak mogłem się spodziewać.

Tak samo jak wielu aut, które były tam prezentowane. Od japońskich klasyków, przez zmodyfikowane "importy", od aut zbudowanych tylko dla show, aż po campery i terenówki przyszykowane do ciężkiego terenu. Od niewielkich firm po wielkie stoiska takich gigantów tuningu jak HKS, czy Liberty Walk (które zrobiło z modyfikacji aut prawdziwy ruch lifestylowy).

Tokyo Auto Salon

Mało które targi mogą pochwalić się takim przekrojem aut, jak Tokyo Auto Salon. Mamy więc Miurę od Liberty Walk, czyli maksymalną kontrowersję. Mamy, jednocześnie, zamaskowany Yarisem prototyp nowej MR2 na oficjalnym stoisku Toyoty, a także firmę restaurującą Nissany Skyline. Na niej znajdziecie nie tylko kultowe auta, ale i inżyniera, który w szklanej budce "na żywo" składa silnik RB26. Są też firmy od świateł LED, czy Car Detailingu. Zmodyfikowane pickupy, ekstremalnie poszerzona Mazda Carol, czy stoisko firmy Work, z premierami nowych felg.

Zastanawiać może tylko dość spora "homogenizacja" projektów. Każde auto jest obniżone na pneumatycznym zawieszeniu, ma duże poszerzenia, skrzydło i sporo dokładek. Spodziewałem się większego zróżnicowania i więcej stylów tuningu. Japonia słynie z różnych modyfikacji, tymczasem na tegorocznych targach ewidentnie dominowała jedna moda.

Ale to moda bez ograniczeń. A przede wszystkim, "dla ludzi".

Targi dla każdego

Jeśli miałbym jednym zdaniem określić Tokyo Auto Salon, to jest to impreza skierowana do każdego pasjonata. Nie do mediów, firm, czy "przekazów" w sieci. Do każdej Japonki i każdego Japończyka (i nie tylko), którzy dłubią w swoim samochodzie. Wszystko było w klimacie "targowym", a nie wystawowym.

Do tego każda firma dba o swoich fanów. Mnóstwo tzw. "merchu" na każdym ze stoisk. Naklejki, magnesy, modeliki, plakaty, czy nawet klapki i koszulki firm tuningowych schodziły jak świeże bułeczki. Wiele stoisk organizowało loterie. Jeden los to zazwyczaj 1000 JPY (ok. 27,5 zł). Do wygrania od naklejek po poważne nagrody, jak turbiny, zawieszenia, czy kierownice, których ceny idą w tysiące złotych.

Do tego ceny gadżetów nie odbiegają od tych, które znajdziecie na mieście, czy w sieci. Świetnie. Przynajmniej nikt nie żeruje na tym, że "na targach to i tak kupi, nawet dwa razy drożej". A serio było co kupować. Gdy wychodziłem z targów, widziałem ludzi naprawdę obładowanych torbami z kupionymi na targach rzeczami. Nie wątpię, że zapadły również decyzje czy wstępne umowy na dostarczenie silników, dokładek, czy spoilerów.

Kolejnym "bonusem" jest wystawianie się na takiej imprezie producentów. Toyota, Mazda, Honda, Subaru czy BMW miały swoje stoiska i premiery. Wcale niekoniecznie tuningowe. Ale wszystko kręciło się wokół pasji do motoryzacji. Zwłaszcza Toyota z olbrzymim stoiskiem, gdzie prezentowano auta z historii Gazoo Racing, z dzieciństwa Akio Toyody, czy Suprę, która dała początek wszystkim GR-om.

Zresztą, na stoisku wspomnianego wyżej Liberty Walk można było spotkać Wataru Kato, założyciela firmy. Nie tylko w części VIP, ale również w sklepiku, gdzie wydawał naklejki i koszulki.

Tak się właśnie "wiąże" klientów, nawet tych potencjalnych. I tak się tworzy "kulturę motoryzacji", czy też "kulturę samochodu".

Ta japońska jest jedyna w swoim rodzaju i choć na ulicach coraz rzadziej widoczna, to wciąż bardzo silna, rozwinięta i, dzięki imprezom takim jak Tokyo Auto Salon, wciąż mająca przed sobą przyszłość.

Jeśli będziecie planować wypad do Japonii, pomyślcie ciepło o styczniu.

A póki co obejrzeć poniższą galerię!