Moc 1000KM już nie robi żadnego wrażenia. "Winne" samochody elektryczne

Moc samochodu przestała już w zasadzie robić wrażenie. 1001 KM Bugatti Veyrona? Phi, znajdę z 10 samochodów znacznie mocniejszych. Bo elektrycznych.

Mam wrażenie, że dożyliśmy czasów, w których producenci zachowują się jak my, kiedy dostaliśmy obrazek z gumy Turbo, albo "karty z samochodami". Wtedy też licytowaliśmy się z kolegami, który ma samochód z większą liczbą koni mechanicznych. Ten wygrywał. Z wiekiem nauczyliśmy się, że moc to nie jedyny element, który wpływa na "fajność samochodu".

Wyścig zbrojeń trwał od samych początków motoryzacji. Ale od pewnego czasu mam wrażenie, że każdy z producentów stara się "przebić kolegów" coraz bardziej absurdalną wartością.

Moc kiedyś naprawdę "coś znaczyła"

W dawnych czasach uzyskanie większej mocy wymagało naprawdę wiele pracy. Inżynierowie poprawiali silniki spalinowe, cyzelując kanały dolotowe, poprawiając gaźniki (a potem wtryski), zmieniając kształty. No, generalnie robili kupę fantastycznej, inżynierskiej roboty, która w niektórych przypadkach przyjmowała formę niemalże "mechanicznej alchemii".

Wiele zmieniło okiełznanie doładowania. Moce zaczęły rosnąć drastycznie, ale wciąż poziom 400 - 500 KM był osiągalny tylko w hipersamochodach, albo w jakichś specjalnych wersjach.

Dopracowanie inżynierii spowodowało, że na przykład polfitingowa Alfa Romeo Giulia Quadrifoglio ma tyle mocy (520 KM), co Ferrari F50. Oczywiście, inna jest masa, ale osiągi są dość podobne.

I na to wszystko wchodzą samochody elektryczne. Te, które również wymagają znacznych nakładów prac inżynierskich, ale już nie robią takiego wrażenia. 400 KM? No proszę Was. Tyle, to ma kompaktowy SUV od Volvo. 600 KM? No cóż, Kia ma niewiele mniej w EV6 GT.

Moc

1000 KM? Jeszcze niedawno szczęki zbieraliśmy z ziemi, gdy premierę miało Bugatti Veyron. Zbieraliśmy ją ponownie przy Chironie, który podniósł tę wartość do 1500 KM.

Wyścig niemalże kosmiczny

Mogliście ostatnio przeczytać, że Alfa Romeo szykuje nowe Quadrifoglio, oczywiście elektryczne. Będzie miało 1000 KM. Phi. Tesla w swoim sedanie (Model S) też tyle ma. Blisko tej wartości będzie ma potężny SUV Lotusa - Eletre (918 KM). Mówi się, że podobna wartość pojawi się też w nadchodzącym Maserati MC20 Folgore. Lucid Air może mieć 1200 KM, a to wielki, luksusowy sedan.

Wiele małych manufaktur i chińskich producentów licytuje się na te wartości. A w świecie hipersamochodów rządzi cyfra 2. 2000 KM ma Rimac Nevera, podobną moc będzie miało seryjne Porsche Mission X.

Czy to szaleństwo gdzieś się zatrzyma? Wiadomo, że taka wartość jest marketingowo świetna.

Ale te samochody walczą z trakcją, temperaturą akumulatorów, przyczepnością i olbrzymią masą. Więc wcale nie mają znacząco lepszych osiągów. Ale łatwiej jest "podkręcić" silnik elektryczny i wrzucić w świat materiały prasowe z parametrami na ekstremalnym poziomie.

Pytanie brzmi, w którym momencie klienci staną się na to obojętni, tak jak na wiele elementów, które stały się standardem. A może, w świecie, gdzie i tak nie ma gdzie i jak jeździć sportowo, tylko ta "metka" będzie mogła świadczyć o tym, ile kto włożył gotówki w swoją najnowszą zabawkę? Tyle, że tę metkę łatwo będzie przebić.