Alfa Romeo Junior jest bardzo potrzebna tej marce. Stellantis zepsuł tu jednak wiele rzeczy
Alfa Romeo Junior jest wręcz niezbędna tej marce - i dobrze, że powstała. Problem w tym, że ten samochód zepsuto wieloma cięciami kosztów. I nie jest to stricte wina włoskiej marki, a polityki grupy Stellantis, która absolutnie nie ma sensu.
Cieszę się, że Alfa Romeo Junior wyjechała na drogi. Co prawda zdecydowanie wolałem jej oryginalną nazwę (Milano), niemniej ta obecna pasuje do pozycjonowania modelu. Włosi bardzo potrzebowali takiego samochodu. Na najważniejszym dla nich rynku, czyli rodzimym, crossovery z segmentu B sprzedają się jak świeże bułeczki. Jeep Avenger notuje doskonałe wyniki, co nastrajało optymizmem w perspektywie wprowadzenia Juniora do sprzedaży.
Tak, jest to samochód, który nie każdemu przypadnie do gustu, głównie ze względu na specyficzną stylistykę. Dla mnie większym problemem jest jednak coś zupełnie innego - brak konsekwencji grupy Stellantis.
Alfa Romeo, przynajmniej według oficjalnych zapewnień, ma być marką oferującą samochody z segmentu premium. To słowo niesie za sobą pewne zobowiązania i standardy. A tych niestety Junior nie spełnia - choć cena sugeruje coś zupełnie innego.
Alfa Romeo Junior jest przykładem na to, że Carlos Tavares był bezdusznym rzeźnikiem
Patrząc na ten samochód z zewnątrz można mieć pewne zastrzeżenia do stylistyki. Jest dość nijaka i mało urzekająca jak na produkt tej marki. Jednocześnie jednak trzeba było coś zmienić, aby przemówić do szerszego grona odbiorców. W końcu z samych entuzjastów sprzedaży się nie utrzyma.
Mnie jednak najbardziej uderza tutaj wnętrze. Za dopłatą dostajemy te bardzo efektowne wizualnie kubełkowe fotele, jest odrobina Alcantary i miękkich tworzyw. Te elementy nie są w stanie jednak ukryć pochodzenia Juniora i jego pokrewieństwa z innymi modelami.
Tak więc te miękkie materiały kontrastują z bardzo twardymi plastikami o naprawdę brzydkiej fakturze. Za kierownicą kryją się przełączniki, które pamiętają czasy Citroena Xsary. Zegary "w tubach" to największe oszustwo, gdyż kryje się tam zwykły prostokątny wyświetlacz, który nawet nie próbuje udawać, że pasuje do tego projektu. W Giulii i Stelvio udało się to zrobić, tutaj uznano, że "jakoś to będzie" i skupiono się na innych elementach.
To naprawdę boli, bo dostajemy bijący po oczach kontrast. Dokładając do tego przeciętne multimedia (może nie są zbyt szybkie, ale za to nie oferują też intuicyjnej obsługi) dostajemy słodko-gorzki zestaw cech w tak ważnym z punktu widzenia rynku modelu.
Nie oczekuję tutaj skóry i tworzyw z najwyższej półki. Oczekuję konsekwencji
Chciałbym, aby ktoś zadbał o to, aby każdy element był spójny. Tymczasem górna część deski rozdzielczej do połowy jest wykończona czarnym gładkim plastikiem, po czym pojawia się szczelina łącząca to z tworzywem o zupełnie innej fakturze.
Gdyby tak zainstalowano tutaj dźwigienki z nowych modeli (znane chociażby z obecnego Grandlanda czy Peugeota 3008), to pasowałyby one dużo bardziej do stylistyki auta. Multimedia też powinny zyskać choć trochę zmienioną grafikę względem Peugeota czy Jeepa. Grupa Volkswagena dba o takie rzeczy - i choć dostajemy to samo w różnych opakowaniach, to mimo wszystko Cupra robi nieco inne wrażenie niż Skoda czy Volkswagen.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Alfa Romeo Junior to obiektywnie rzecz biorąc... dobry samochód
Wersja elektryczna nie chwyciła mnie za serce, ale przy obecnych realiach rynkowych jest niezbędna. Tym razem w moje ręce trafił wariant benzynowy, łączący silnik 1.2, układ miękkiej hybrydy i 6-biegowy dwusprzęgłowy automat.
145 KM w tym samochodzie radzi sobie nieźle, a zużycie paliwa jest znikome. Ilość miejsca z przodu zadowala, a tylna kanapa wystarcza na krótszych dystansach. Bagażnik też nie zawodzi - 415 litrów to naprawdę dobry wynik.
Właściwości jezdne wyraźnie dopracowano względem Jeepa Avengera czy Fiata 600. Układ kierowniczy ma krótsze przełożenie, a zawieszenie zyskało nieco bardziej sportowe nastawy. Prowadzenie tego samochodu jest przyjemne - i nie zrezygnowano tutaj z odpowiedniej dawki komfortu.
Stellantis powinien spojrzeć na... Lexusa
Segment B z metką premium nie jest czymś powszechnym - ale jest tutaj kilka modeli wartych uwagi. Myślę, że idealnym punktem odniesienia powinien być tutaj... Lexus LBX.
To samochód, który powstał na konstrukcji wywodzącej się (ale nie identycznej) z Toyoty Yaris Cross. Jest to naprawdę przyjemny samochód, który nie rozczarowuje i spełnia pokładane w nim oczekiwania. Wszystko zrobiono tutaj w konsekwentny i przemyślany sposób - a to jest coś, czego Juniorowi bardzo brakuje.
Za Alfę Romeo trzeba zapłacić co najmniej 133 800 złotych. Tyle kosztuje bazowy wariant wersji Ibrida. Dla porównania: LBX obecnie kosztuje 133 300 złotych, a przed przeceną wyceniano go na 139 900 złotych.
Wersja Ibrida Speciale, którą dostałem, startuje od 143 800 złotych. Ten egzemplarz, z całym pakietem opcji, wymaga wydania 176 800 złotych. Czy warto przeznaczyć taką kwotę na ten samochód? Nie - nie z tymi opcjami. Zrezygnowałbym z foteli Sabelt Corsa (kosztują aż 12 000 złotych) i ze szklanego dachu. Wówczas schodzimy do nieco przyjaźniejszego poziomu, choć blisko 160 000 złotych w takim aucie to wciąż kwota z kosmosu.
Zwłaszcza, że dostaniemy za nią samochód, który tak naprawdę tylko nieznacznie różni się od Fiata 600, czy Jeepa Avengera.


