TEST: Lekkość, którą pokochasz. Alpine A110 to fenomenalny sportowy samochód

W dobie powszechnej poprawności w świecie motoryzacji Renault postanowiło pokazać pewien bardzo "kulturalny" gest tym, którzy nie wierzyli w ten projekt. Alpine A110 powróciło na drogi i jest absolutnie perfekcyjnym samochodem, w pełni przesiąkniętym analogowym charakterem.

Najgorzej jest się zawieść na czymś, co miało być doskonałe. Alpine A110 było zapowiadane przez wiele lat, a wychodzące co jakiś czas studyjne modele tylko podkręcały atmosferę. Debiut tego auta rozwiał jednak wszelkie wątpliwości. Francuzi zaciągnęli do pracy najlepszych inżynierów, dali im wszystko czego potrzebowali i zostawili z wolną ręką do działania. Efekt? Na rynek wkroczył nie tylko piękny, ale przede wszystkim fenomenalnie jeżdżący samochód. Lekki, zwarty i bardzo zadziorny.

Kiedy jednak jechałem na drugi koniec Warszawy aby odebrać czekające na mnie Alpine, miałem szereg wątpliwości. Czy będzie dobre? Czy uda się sprawdzić jego możliwości nie mając pod ręką toru? A może znienawidzę ten samochód po kilku godzinach?

Alpine A110

Najpierw była euforia

Kiedy z hali salonu przy ulicy Puławskiej w Warszawie wysunęła się ta charakterystyczna sylwetka, na mojej twarzy zagościł uśmiech, który długo z niej nie znikał. Wielokrotnie podkreślam, że jestem estetą. Lubię ładne rzeczy, lubię jak wszystko jest przemyślane i przede wszystkim uwielbiam gdy chwyta za serce. A Alpine A110 robi to perfekcyjnie. Nie wiem, czy dało się lepiej zrobić nowe wcielenie tego auta. Nie jest to wierny klon pierwowzoru z lat 60., ale nowoczesna interpretacja, w efektowny sposób do niego nawiązująca. Lekkość wręcz bije z tego auta. Zgrabne przetłoczenia i delikatne krągłości dzięki lakierowi Iridescent White, w którym zatopiono multum niebieskich metalicznych płatków są pięknie wyeksponowane i bardzo rzucają się w oczy.

Podwójne przednie lampy i delikatne tylne to taka kropka nad i w tym projekcie. Nie przesadzone, nie zepsute "nowoczesnością" - idealnie w sam raz. A gdyby ktoś miał wątpliwości z czym się spotyka, to w wielu miejscach nadwozia ulokowano charakterystyczne logo Alpine.

Wnętrze? Nie ukrywajmy - jest przyjemne, ale odstaje od całej reszty. Sam projekt kokpitu jest bardzo prosty. Wysoko poprowadzona konsola środkowa skrywa charakterystyczny przełącznik skrzyni biegów, a pod ekranem multimediów znalazło się miejsce na "lotnicze" przełączniki. Piękna kierownica z wielkim czerwonym przyciskiem sport pomiędzy centralnym a prawym ramieniem sugeruje z kolei, że będzie tutaj dużo zabawy. A cała reszta? Cóż, identyczny panel klimatyzacji mam w Clio IV generacji, podobnie jak klamki i przełączniki. Karta również niczym nie różni się od tej z poprzedniej generacji Megane czy Clio - a szkoda, bo mogłaby mieć choć jeden efektowny wyróżnik. Kluczykami na stole więc nie zaszpanujecie. Plastiki też nie są wysokich lotów, ale szczerze mówiąc przestało mieć to jakiekolwiek znacznie po uruchomieniu samochodu.

Alpine A110

Potem nadszedł czas zabawy

Palec szybko powędrował na czerwony przycisk start i po chwili do życia obudziła się jednostka, którą niektórzy doskonale znają. To dokładnie ten sam silnik, który znajdziemy w Renault Megane R.S. i Renault Espace. Motor 1.8 TCe został tutaj podkręcony do 252 KM i oczywiście przystosowano go do centralnej pozycji w samochodzie. Jeśli spodziewacie się jakiegoś iście rasowego dźwięku, to niestety seryjny wydech mocno Was zawiedzie. Jest cicho i bardzo kulturalnie, choć swoje pazury Alpine A110 pokazuje dopiero w trybie Sport - ale o tym za chwilę. Lekkie buczenie miesza się tutaj z wyraźnie wyeksponowanym "wyciem" na wyższych obrotach, co też ma swój urok. Zwłaszcza, gdy cały ten dźwięk dociera zza naszych pleców.

Pozycja za kierownicą jest tutaj doskonała. Wersja Pure, którą testowałem, to "surowe" podejście do Alpine A110. Mamy więc zintegrowany fotel kubełkowy firmy Sabelt bez żadnej regulacji - poza wzdłużną. Aby zmienić wysokość trzeba go zwyczajnie rozkręcić, przesunąć na prowadnicy i ponownie złożyć mocowanie. Myślę, że jednak niewiele osób będzie miało takie problemy, bowiem Alpine A110 okazuje się być autem szytym niemalże na miarę. Nie jestem małym człowiekiem, a w tym fotelu poczułem się idealnie. Doskonale podpiera plecy i boki ciała. W zakrętach jesteśmy idealnie utrzymani we właściwej pozycji, a w dłuższej trasie kąt oparcia w ogóle nie przeszkadza, a wręcz zwiększa komfort podróżowania. Do tego niczym w rasowych autach sportowych nogi są tutaj "w pozycji leżącej", co także odpręża.

Wrzucam przełożenie D i ruszam. Delikatnie, bez pośpiechu, powoli uczę się tego auta. Pierwsze wrażenie? Układ kierowniczy chodzi bardzo lekko. Na początku miałem wrażenie, że wręcz nie stawia żadnych oporów. Reakcja na gaz jest bardzo liniowa, przynajmniej w standardowym trybie jazdy. Hamulce? Idealna progresja pedału sprawia, że można je wyczuć w krótką chwilę.

Po dziesięciu kilometrach za kółkiem czuje się już jak w domu. Ten samochód łatwo "ogólnie" poznać w kilka minut, jednak aby wyczuć jego prowadzenie potrzeba nieco więcej czasu. W typowo miejskiej eksploatacji, gdzie nie brakowało dziur, nierówności i postojów na światłach, Alpine A110 jest bardzo kulturalne. Nie męczy, nie próbuje wyłamać kości i wybić plomb z zębów, nie sprawia żadnego dyskomfortu.

Auto idealne?

Długo zastanawiałem się nad tym do czego porównać ten samochód. I po kilku chwilach miałem jedno skojarzenie - Mazda MX-5. Wyobraźcie sobie "dorosłą" Miatę. To tak jakby inżynierowie pracujący nad MX-5 usiedli do projektu auta z centralnie umiejscowionym silnikiem. Ma być lekko, przystępnie, ale i nieco surowo. I wszystko to zamknięto w tym efektownie wyglądającym nadwoziu.

Nawet tak prozaiczne elementy jak manewrowanie czy parkowanie nie sprawiają problemu. Auto jest zwrotne i małe, więc wciśnie się w niemal każdą lukę. Nie zabrakło też kamery cofania, choć obraz z bliżej nieznanych przyczyn zamiast pokazywać się na centralnym ekranie prezentowany jest na zegarach. Świetny pomysł, zwłaszcza gdy skręcimy kierownicę i wszystko sobie zasłonimy.

Alpine A110

Od razu postanowiłem uciec z Warszawy i udać się za miasto, aby "dogadać się" z tym samochodem. W okolicach stolicy ciężko jest znaleźć choć odrobinę fajnych zakrętów, na których Alpine mogłoby pokazać swoje możliwości. Dlatego też pojechałem w dłuższą trasę - do Lublina i na Wyżynę Lubelską. Po pierwsze - pozwoliło mi to sprawdzić wrażenia z jazdy w trasie tym autem, a po drugie - tam jest gdzie pojeździć.

Bez zmęczenia

Po 100 kilometrach drogami wojewódzkimi utrzymanymi w różnym stanie doszedłem do wniosku, że kolejne 900 kilometrów przyjąłbym tutaj bez zawahania i większego zmęczenia. Alpine A110 to niepozorny długodystansowiec, w którym można poczuć się naprawdę dobrze. I choć w trasie pewne rzeczy zaczynają irytować, to jednak na tle całego samochodu przestają mieć znacznie. Tak, uchwyt na kubek jest ukryty gdzieś między fotelami, ale cofnięto go tak mocno, ze trzeba być akrobatą aby wygodnie sięgać po napój. Uchwytów na cokolwiek tutaj w zasadzie nie ma. Telefon można wrzucić do kieszonki teoretycznie przeznaczonej na kluczyk-kartę, a portfel położyć na dolnej półce od konsolą. Z tej jednak szybko wypadnie, więc lepiej pozostawić go w kieszeni. Ciekawostką jest natomiast "kosz" pomiędzy fotelami, czyli schowek zawieszony w centralnej części ściany oddzielającej kabinę od silnika. Jest pojemny i wrzucić tam można sporo podręcznych przedmiotów. Tutaj jednak także ciężko jest się dostać w trakcie jazdy.

System multimedialny to taki mały dowcip. Renault robi względnie akceptowalnego R-Linka (teraz zastąpionego nowym, znacznie lepszym rozwiązaniem). Tutaj mamy jednak zewnętrzną stację, która pochodzi z firmy Kenwood. To dokładnie ten sam model, który stosowany jest w Suzuki. Tam jednak ma minimalnie inną grafikę i wyższą rozdzielczość wyświetlacza. Cóż, sparowanie telefonu zajmuje tutaj sporo czasu, a podłączenie go przez USB z technicznego punktu widzenia przypomina misję na Marsa. Lepiej jest więc włączyć "Alpine Monitor" i podglądać sobie informacje z silnika, nie przejmując się zupełnie muzyką.

Spokojna jazda drogami krajowymi i kawałkami ekspresówki pokazała też, że Alpine A110 zużywa naprawdę mało paliwa. Przy 100 km/h jest to raptem 6,4 litra na setkę. Przy autostradowych 140 - 8,8 l/100 km. W mieście konsumpcja wzrasta do 11-14 litrów, choć dużo tutaj zależy od tego "co powie kierowca", a dokładniej co zrobi swoją prawą nogą. Wszak Alpine bardzo kusi do wykorzystywania potencjału drzemiącego w tym silniku.

Zużycie paliwa: Alpine A110 Pure
przy 100 km/h: 6,5 l/100 km
przy 120 km/h: 7,8 l/100 km
przy 140 km/h: 8,9 l/100 km
w mieście: 12,8 l/100 km

Tryb Sport całkowicie zmienia charakter tego auta

Najpierw jednak wypuściłem się na znane mi kręte odcinki w standardowym ustawieniu auta. Wtedy ESP jest w pełni aktywne, a Alpine wiernie podąża zgodnie z każdym ruchem kierownicy. Ciężko jest je wyprowadzić z równowagi, choć trzeba pamiętać, że jest to auto z centralnie umiejscowionym silnikiem. A to znacząco wpływa na prowadzenie. W takich autach lekki przód potrafi niekiedy zaskoczyć podsterownością, a nadsterowność wypycha bardziej całe auto do przodu, a nie wyrzuca tylko tył.

Nawet szybka jazda przy pełnej elektronice nie wyprowadza tego auta ze stabilności. Kiedy mocno przesadzimy ESP wtrąca się do zabawy i gasi temperament auta, zapewniając nam bezpieczeństwo. Nie oznacza to jednak, że Alpine A110 nie może być szybkie i skuteczne w tym ustawieniu - nic bardziej mylnego. Wbrew pozorom interwencja pojawia się dopiero blisko krytycznej granicy, kiedy auto może utracić pełną stabilność - pozwala to na solidne wykorzystanie potencjału tego silnika i podwozia.

Alpine A110

Konstrukcja tego francuskiego auta to prawdziwy ideał. Doskonała sztywność nadwozia, odpowiednio zachowana miękkość amortyzowania komponuje się z lekko pracującym, ale precyzyjnym do bólu układem kierowniczym. A wszystko to można jeszcze zintensyfikować wciskając magiczny przycisk Sport.

Co zmienia ten tryb? Przed kierowcą pojawia się inny wzór zegarów. Auto staje się zdecydowanie głośniejsze i chętniej charczy i sapie, serwując naprawdę urzekającą ścieżkę dźwiękową. Czułość gazu wzrasta, a Alpine zyskuje więcej wigoru. I co najważniejsze kaganiec zostaje odpięty, a ESP całkowicie usuwa się w cień. Efekty? Alpine kocha zamiatać tyłem, choć są to bardziej efektowne uślizgi niż pełne poślizgi. Dopiero na szerokich zakrętach, gdzie można auto oderwać przy wyższej prędkości pojawia się możliwość dłuższego poprowadzenia w kontrolowanym "boczurze". Wszystko to przy zachowaniu perfekcyjnej czytelności auta. Nic nie dzieje się nagle, nic tutaj nie zaskakuje w nieoczekiwany sposób. Każdy ruch nadwozia czujemy na kierownicy i na fotelu, co pozwala na perfekcyjne zgranie się z autem.

Inna bajka

To nie jest liga Porsche 718 Cayman, które uderza niemiecką precyzją. Alpine A110 ma w sobie więcej analogowej frywolności i surowego charakteru, który jednak nie próbuje nagle uderzyć kierowcy prosto w twarz z prawego sierpowego. To jest idealny przykład na to, że w XXI wieku jest jeszcze miejsce na tego typu auta. Trzeba jednak naprawdę chcieć, aby tego typu projekt wyjechał na ulice. I Renault udowodniło, że nie tylko da się to zrobić, ale przede wszystkim "da się to zrobić doskonale".

Te 1103 kilogramy masy rozpędzające się do setki w 4,5 sekundy to absolutnie najlepsza rzecz jaka przytrafiła się światu sportowych aut w ostatnich dwóch latach. Nic dziwnego, że Alpine A110 uzyskało wynik ex aequo z Jaguarem I-Pace w konkursie Car Of The Year 2019. Szkoda, że finalnie z nim przegrało (za sprawą większej liczby wskazań na Jaguara w bezpośrednim głosowaniu), ale to i tak dowód na to, że nawet jurorzy dostrzegli i poczuli ten niepowtarzalny klimat Alpine.

To nie jest praktyczna opcja

Tak, Alpine A110 w wieku kwestiach przegrywa ze swoimi konkurentami. Porsche Cayman ma większy bagażnik i jest znacznie przyjemniej wykończone. Alfa Romeo 4C z kolei ma w sobie więcej ze starego supersamochodu niż z lekkiego sportowca. Francuska propozycja ma jednak szereg innych zalet. Przede wszystkim jest to auto przystępne.

Alpine A110

Za prezentowaną wersję Pure zapłacimy wyjściowo 238 600 zł. Bardziej komfortowa i elegancko wykończona odmiana Legende kosztuje zaś 261 100 zł. Zaprezentowany niedawno topowy wariant Alpine A110 S wyceniono zaś na 284 400 zł. W efekcie za mniej niż 300 000 zł otrzymujemy auto pełne zadziorności i oferujące nieskazitelną radość z jazdy. I jak tu go nie kochać?

Podsumowanie

Alpine A110 stanęło wysoko w moim prywatnym rankingu samochodów, którymi miałem okazję jeździć. Powiem więcej - zrobiło na mnie znacznie lepsze wrażenie niż na przykład Lamborghini Huracan Performante. Dlaczego? Może ze względu na ten surowy charakter, a może ze względu na to, że nie jest to auto stricte ze sfery marzeń. Alpine naprawdę nie kosztuje dużo na tle konkurentów, a oferuje więcej niż można by sobie było wyobrazić.

 

Zalety
  • rewelacyjna stylistyka
  • fenomenalne właściwości jezdne
  • zadziwiająco wysoki komfort podróżowania
  • rozsądne koszty utrzymania
Wady
  • miejscami tandetne wnętrze
  • zbyt dużo elementów przeniesionych z Clio
  • nieciekawy wzór cyfrowych zegarów
  • fatalne multimedia

Dane techniczne - Alpine A110

SILNIK t.benz, R4, 16 zaw, umiejscowiony centralnie
TYP ZASILANIA PALIWEM wtrysk bezpośredni
POJEMNOŚĆ 1800
MOC MAKSYMALNA 252 KM (185 kW) przy 6000 obr./min.
MAKS. MOMENT OBROTOWY 320 Nm przy 2000 obr./min.
SKRZYNIA BIEGÓW automatyczna, 6-biegowa
NAPĘD tylny
ZAWIESZENIE PRZÓD kolumny MacPhersona
ZAWIESZENIE TYŁ wielowahaczowe
HAMULCE tarczowe wentylowane (P/T)
OPONY P: 205/40 R18; T: 235/40 R18
BAGAŻNIK jest
ZBIORNIK PALIWA 45 litrów
TYP NADWOZIA coupe
LICZBA DRZWI / MIEJSC 2/2
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) 4180/1798/1252 mm
ROZSTAW OSI 2420 mm
MASA WŁASNA 1103 kg
EMISJA CO2 144 g/km
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h 4,5 sekundy
PRĘDKOŚĆ MAKSYMALNA 250 km/h
GWARANCJA MECHANICZNA 2 lata
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER 12 / 2 lata
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ Pure: 238 600 zł (wg cennika Alpine Katowice)
CENA EGZ. TESTOWANEGO Około 270 000 zł