Byłem na BMW M Festival. To obowiązkowa impreza dla miłośników marki. Widziałem też kilka nowości
BMW M Festival to impreza dla miłośników aut spod znaku M Gmbh. Organizowane przez BMW Polska spotkanie może zaskoczyć poziomem i atrakcjami. Zajrzałem też "za kulisy" gdzie zobaczyłem kilka nadchodzących modeli.
Kolejne wydarzenie spod znaku BMW M Festival odbyło się w ten weekend na torze Silesia Ring. Przy okazji premiery najnowszej "M-dwójki" miałem okazję dowieźć tam jeden z samochodów i nieco przyjrzeć się tej, zorganizowanej pod skrzydłami BMW, imprezie.
Trzeba przyznać, że hasło "BMW M Festival" w naszym kraju może kojarzyć się z festynem pod supermarketem, gdzie dudni głośna muzyka, a młodzi ludzie upalają tylnonapędowe auta z Bawarii z "M" na tylnej klapie.
No cóż... mniej więcej tak jest. Tylko zupełnie inaczej.
BMW M Festival skupia wyjątkowych ludzi
Mam takie nieodparte wrażenie, że to miłośnicy M Gmbh są najbardziej "zżytą" kulturą związaną z wysoką linią modelową marki. Najbardziej zorganizowani i "wierni" swojej marce. Nie dziwne więc, że BMW postanowiło przygotować coś dla nich.
I, wracając do założeń: tak, jest głośna muzyka, puszczana przez DJ-a. Tak, są zajęcia na torze, gdzie guma leci w niebo w zastraszającym tempie. I tak, są setki samochodów z "M" na klapie. Ale tylko tych oryginalnych.
Przejazdy bolidem, a także BMW M2 CS Racing (w tym z Krzysztofem Hołowczycem), pokazy driftu, zajęcia "szkoleniowe" na torze i przejazdy pokazowe. Tego wszystkiego świadkiem był tor Silesia Ring. Nie było miejsca na nudę.
Zwłaszcza, że oprócz tego czekały jazdy próbne nowymi modelami, strefa gastro, czy sklep z gadżetami. Normalny, pełnoprawny festyn. Tylko powiązany ze sportową submarką BMW. Ważniejsze jednak było to, że w Kamieniu Śląskim pojawiło się mnóstwo ekip z całego kraju (i zagranicy), które przywiozły pełen przekrój samochodów sportowych z bawarską kratą na masce. Nie tylko najnowsze modele - piękne bananowe E36, kilka sztuk E46 (w tym CSL), a przede wszystkim E30 oraz "szóstki" serii E24. Wiele z tych samochodów to prawdziwa uczta dla oka. Liczę, że kolejne edycje będą obfitowały w jeszcze więcej klasycznych modeli marki, biorących udział w konkursie.
Imprezę zwieńczyła spektakularna parada kilkudziesięciu aut sunących jednocześnie po nitce Silesia Ringu.
Widziałem i5 M60, i7 M70 i XM Label Red
Przy okazji imprezy BMW M przywiozło swoje nowości, sygnowane "sportową literą". XM Label Red Limited to najdroższe BMW w ofercie, jeśli chodzi o cenę bazową. Przekracza ona 1,1 mln zł. A przy okazji to jeden z najbardziej ostentacyjnych modeli marki. I najmocniejszy - dysponuje blisko 750 KM. I całą gamą dodatków, która zapewni bycie "jedynym na drodze". No, dokładnie jednym z 500. Wchodzą w to nie tylko czerwone wstawki, ale również limitowany lakier - Charcoal Frozen Black. Bez wątpienia to auto robi wrażenie.
Nie mniejsze jednak emocje wywoływał stojący obok sedan. Czarno-złote nadwozie i jedno z bardziej kontrowersyjnych nadwozi ostatnich lat oznaczało jedno - BMW i7 M70. To elektryk i w zasadzie następca genialnego modelu M760i. Tam kusiło V12, tutaj... po prostu 660 KM i 3,7 sekundy do 100 km/h. Zasięg mają podobny - niecałe 500 km. Na żywo - wszystko będzie zależeć od specyfikacji klienta.
Ważniejszym modelem jest pokazany po raz pierwszy w Polsce BMW i5 M60. Z BMW i5 (i serią 5), jako autoGaleria, mieliśmy już okazję zapoznać się na żywo. Teraz jednak mogłem obejrzeć M60-kę. 3,8 sekundy do 100 km/h i ponad 600 KM dość dobrze ukrywa się w mocno konserwatywnym (jak na BMW) nadwoziu. Niebieski matowy lakier, jasna skóra z niebieskimi wstawkami w środku - to sprawiało, że i5 M60 kojarzyć się raczej powinno z modelami nastawionymi na ekologię. To będzie topowa "i5-ka" i odpowiednik modelu M5 w elektrycznej gamie. Znacznie bardziej stonowany, choć ma zaskakiwać osiągami i doskonałym prowadzeniem. Na sprawdzenie tego musimy jednak poczekać jeszcze kilka miesięcy.
fot. BMW / Autor