Sytuacja, w której znalazł się Lotus, idealnie pokazuje największy problem Chińczyków. Oni nie rozumieją jednej rzeczy

Lotus jest znowu w bardzo trudnej sytuacji. Zespół w Wielkiej Brytanii liczy raptem 1300 pracowników, a 500 osób właśnie dostało wypowiedzenia. Geely, właściciel tej marki, podejmuje kolejne decyzje, które zdają się nie mieć sensu. Dlaczego? Wbrew pozorom łatwo to wytłumaczyć.

Mam ogromną słabość do tej marki, choć nigdy (naprawdę!) nie jeździłem żadnym modelem dłużej niż dwie godziny. Najwięcej czasu spędziłem z kultowym Sevenem, choć w moje ręce trafił skundlony egzemplarz, głównie oparty o zmodyfikowane elementy z kit-cara Westfielda. Lotus ma jednak coś, co hipnotyzuje. Lekkość zawsze grała tutaj pierwsze skrzypce, a wyścigowa historia zasługuje na szczególne uznanie.

Zresztą kolorystyka autoGALERII jest właśnie inspirowana Lotusami. Wystarczy spojrzeć na bolidy tej marki z lat sześćdziesiątych. To właśnie one zmotywowały nas do wyboru koloru zielonego i żółtego.

Lotus Emira

Wydawać by się mogło, że przejęcie Lotusa przez Geely będzie dobrym ruchem. Chińczycy początkowo zdawali się sprawnie poruszać po europejskim rynku, co idealnie pokazał sukces Volvo. Teraz jednak odnoszę wrażenie, że był to po prostu jeden dobry strzał, a obecne działania są chaotyczne i niezrozumiałe.

Lotus właśnie zwalnia 500 osób z liczącego 1300 osób zespołu pracowników w Wielkiej Brytanii

W oficjalnym komunikacie podkreślono, że zakład w Hethel wciąż będzie kluczowy w perspektywie budowy sportowych samochodów. Wielkie i ciężkie elektryki dla czterech i pięciu osób, czyli sedan Emeya i SUV Eletre, docierają do klientów z fabryki w Wuhan w Chinach.

Skąd te zwolnienia? Odpowiedź jest banalnie prosta: sprzedaż jest na bardzo niskim poziomie. Samochody, które miały być "żyłą złota" (w szczególności Eletre) sprzedają się słabo i nie budzą większego zainteresowania. Elektryczna Evija jest piekielnie droga i elektryczna, przez co interesuje się nią wąskie grono osób. Z kolei Lotus Emira, najlepszy produkt tej marki, jest po prostu drogi. To świetne auto, ale cena odpycha wiele osób.

Lotus Evija

Geely uznało, że SUV uratuje sytuację. Przegapili niestety jedną rzecz

Mowa o historii marki. Tym, co wyróżniało Lotusa, była lekkość. SUV, w dodatku elektryczny, jest całkowitym zaprzeczeniem ideologii producenta z Hethel. Ważący ponad 2500 kilogramów pojazd nijak nie wpisuje się w charakter tej firmy. Może i jeździ nieźle ale ani nie wygląda (niestety), ani tym bardziej nie ma tych cech, dla których wybiera się Lotusy.

Dołożenie do tej listy sedana Emeya też nie pomogło. Widziałem tylko jeden egzemplarz tego auta - podczas festiwalu prędkości w Goodwood. Nie wiem, czy ktokolwiek skusił się na zakup "konkurenta Taycana". Obstawiam, że wyniki sprzedaży są dramatycznie słabe.

Chińczycy wychodzą z założenia, że to, co robią u siebie, zadziała też w Europie. Kierunek rozwoju marki przychodzi z góry, a menadżerowie w Wielkiej Brytanii nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Cud, że Emira jakimś cudem trafiła na rynek, gdyż jest de facto ostatnim modelem, który trzyma się oryginalnego charakteru marki.

Lotusów nie kupuje się dla praktyczności

To zawsze była marka dla nieco odlotowych petrolheadów, ceniących sobie przede wszystkim lekkość i zwinność. W XXI wieku te cechy zanikają i niewiele samochodów może nas nimi rozpieszczać. Geely chciało dorównać Porsche i innym markom, ale Lotus nie miał odpowiedniej rozpoznawalności we właściwych kręgach, co szybko przekreśliło ich szanse na sukces.

Bardzo "chiński" design SUV-a i sedana także nie pomagają. Powiedzmy sobie szczerze - nie są to ładne samochody, które mogłyby przynajmniej przyciągnąć wyglądem.

Lotus Eletre

Problem w tym, że gdy w Chinach coś nie działa, to rezygnuje się z inwestowania w taki projekt

Między innymi z tego powodu w tym kraju kolejne marki pojawiają się i znikają w okamgnieniu. Jeśli produkt nie działa i nie sprzedaje się, to ląduje w koszu. W Chinach nikt nie rozumie pojęcia "marka z dziedzictwem i historią". Obawiam się, że choć Lotus teoretycznie jest jeszcze pod kroplówką w postaci pieniędzy z Chin, to cierpliwość do tej marki niebawem się skończy.

Co w takiej sytuacji? Opcje są dwie. Albo ktoś rzuci koło ratunkowe tej wyjątkowej firmie, albo przejdzie ona do historii. Problem w tym, że jej charakter jest jednocześnie jej przekleństwem, zwłaszcza w obecnych czasach. Normy emisji spalin i elektryfikacja to największe wyzwanie dla małych producentów, oferujących bardzo specyficzne samochody.

Wejście na poziom Lamborghini nie jest opcją, gdyż Lotus nigdy nie będzie postrzegany jako producent supersamochodów. Z kolei budowa "nowego Elise" też jest nie lada wyzwaniem, ponieważ wymagania stawiane przez regulatorów budują mury wokół inżynierów.

Chciałbym, aby Lotus przetrwał, ale nie widzę tego w kolorowych barwach

Obawiam się, że Chińczycy niebawem zarzucą ten projekt i skupią się na Volvo. Tutaj też zresztą stracili grunt pod nogami. Nacisk na elektryfikację i tworzenie specyficznego oprogramowania doprowadził do tego, że kluczowy nowy model (EX90) nie cieszy się uznaniem. ES90, sedan, z kolei jest ofiarą cła, zwłaszcza w USA. Na rynek dotrze z Chin, a to już automatycznie skreśla go w wielu krajach.

Z kolei spalinowe i hybrydowe modele mają swoje lata. To wciąż dobre samochody, ale potrzebują następców. Tymczasem Geely uznało, że wystarczy przebudować lekko ich własne auta (vide XC70), aby rozwiązać ten problem. To może jednak nie wystarczyć...