Zapomniałem, co testowałem w zeszłym tygodniu! Czyli wszystkie nowe samochody są takie same i to dobra informacja
Honda? Hyundai? A może VW? Co to było? Choć testy to dla mnie gigantyczna frajda, powe samochody powodują we mnie uczucie deja vu. I trochę mnie to cieszy.
Każdy z nas, dziennikarzy motoryzacyjnych, stara się w kolejnych materiałach przekazać jak najwięcej ważnych informacji. Część z Was, Czytelników, szuka w prasie branżowej informacji, co kupić. Część po prostu pasjonuje się motoryzacją i chłonie nasze doświadczenia. Spieramy się często w dyskusjach na Facebooku, na forum, czy w komentarzach. I słusznie. My, staramy się dostarczyć Wam jak najwięcej informacji, szczegółów, czy punktów, które zdecydują o zainteresowaniu samochodem. Ale jak ostatnio przeanalizowaliśmy to w redakcji... testujemy, plus minus, cały czas ten sam model, przynajmniej jeśli chodzi o nowe samochody. I w sumie, to nie jest zła informacja.
"Kiedyś to było"
Zabrzmię tu oczywiście jak stary dziad (12 lat pracy - zaczynałem od Vectry C, a teraz już druga generacja Insignii się starzeje), ale ostatnio wszedłem w posiadanie dwóch starych samochodów. Przy czym ten młodszy jest z 2000 roku. I jest "jakiś". Całkiem współczesny, ale trochę inny. Ma w sobie coś, co go wyróżnia. I wyróżniało w latach, kiedy był nowy.
No właśnie. Mam wrażenie (pewnie znajdą się starsi koledzy, którzy to potwierdzą, albo zaprzeczą), że kiedyś samochody różniły się bardziej. Nie tylko wzornictwem, bo teraz też niektórzy próbują się wyróżnić, ale przede wszystkim, ogólnym charakterem. Nawet w ramach koncernu samochody prowadziły się inaczej, miały inne wnętrza, a w ramach jednej marki również można było odróżnić, w którym modelu siedzimy. Oczywiście przy zachowaniu pewnych cech charakterystycznych. Wiele z tych cech przerodziło się w stereotypy - o miękkich Citroenach, bezawaryjnych Volkswagenach, bezpiecznych i trwałych Volvo, czy sportowo prowadzących się BMW.
Teraz to nie ma
Część z tych stereotypów oczywiście wciąż ma rację bytu. Trudno zarzucić Volvo, że nie jest bezpieczne. Citroeny ostatnio (ale przecież nie "wciąż" ) znów są miękkie. Fiat wciąż najlepiej radzi sobie z małymi samochodami.
Ale patrząc z szerszej perspektywy, większość samochodów jest podobna. W grupie samochodów "masowych", ogólnodostępnych i uniwersalnych, różnice są niewielkie. Opisujemy je zgodnie z prawdą i bez naciągania, ale w gruncie rzeczy to nie są rzeczy "duże".
Wszystko wynika nie tylko z nowych norm, ale i z oczekiwań klientów. Innymi słowy, nowe samochody stały się po prostu dobre. Mało jest samochodów, o których mogę powiedzieć "jest super wygodny, ale prowadzi się źle". Testowana ostatnio Honda nie jest supertwarda, ale sportowa. I tak dalej, i tak dalej. Jeden prowadzi się lepiej, inny ma trochę większy bagażnik, czy lepiej rozplanowane wnętrze. Ale co do zasady - każdy w zakresie jego codziennego użytkowania będzie w porządku. W taki sam sposób. Multimedia - w miarę podobne. Wyposażenie - coraz bogatsze, ale nie widać nic rewolucyjnego. Silniki podobnie dynamiczne. Fakt, niektóre palą bardzo dużo, inne bardzo mało, jak na swoje parametry (całe zdanie może dotyczyć jednej marki - Hyundai). Ale każdy kierowca może te wyniki lekko zmodyfikować ze względu na sposób jazdy. Awaryjność? Trudno ją mierzyć w zwykłym teście. Praktyczność? Fizyka ogranicza możliwości umieszczenia większej przestrzeni w aucie o konkretnej wielkości.
To prowadzi do jednej konkluzji. Wszyscy zbliżają się do samochodu idealnego. Maksymalnie ergonomicznego, maksymalnie wydajnego, maksymalnie praktycznego. Przeciętny klient nie potrzebuje dynamiki Porsche, prowadzenia starego BMW i komfortu dawnych Citroenów. Potrzebuje maksymalnie wydajnego sprzętu AGD. I taki jest. Z punktu widzenia miłośnika motoryzacji - każdy jest "beżowy", czy też "bezbarwny" i po paru dniach zapominamy o jakichkolwiek wrażeniach.
Brak wiary w rozum
I do tego zmierzamy. Na dodatek zarówno poprawność polityczna jak i normy ekologiczne (w teorii słuszne, w praktyce... sami wiecie jakie) powodują, że producenci nie inwestują w wyróżnienie się. Wszystkie reklamy są takie same. Wszystkie nowe samochody wskazują na podobne ich cechy.
O ile popieram wysokie kary dla piratów drogowych i jak najszerszą edukację motoryzacyjną (co wolno i czego nie wolno) to jestem w głębokim szoku, jak bardzo ubija się w zarodku dobre pomysły, które dają jakiś powiew świeżości. Mam tu na myśli np. ostatnią kampanię BMW. Świetny pomysł z M-Town, FIKCYJNYM miastem, w którym kierowca (BMW M) ma frajdę. Niestety łatwo było rozpoznać, że film kręcono w Warszawie. No i afera, że promuje się niebezpieczną jazdę po mieście. Jakoś producenta sprzętu AGD nikt nie ścigał, że w reklamie facet jedno danie po drugim przypala na węgiel. A to może grozić pożarem, albo zaczadzeniem, albo... no właśnie. Nawet sportowe samochody zostaną niedługo sprowadzone do roli gadżetu do postawienia w garażu, w imię bezpieczeństwa i braku wiary w rozum kierowcy. A to spowoduje, że i inżynierowie producentów się "rozleniwią".
Pewnie narzekam i przemawia przeze mnie tetryk. Dlatego mam nadzieję, że więcej producentów będzie w stanie zrobić takie niszowe, choć "bardziej dostępne" odtrutki jak Mazda MX-5, Alfa Romeo Giulia Q, Toyota GT86, Alpine A110, a nawet Hyundai i30 N. Na co dzień zostają nam sprzęty AGD. Tyle, że coraz lepsze - i to cieszy większość klientów.