Korea zza kierownicy. Fotoradary i Samochodoza. Tutaj musisz mieć dużego (Hyundaia)

Korea Południowa - motoryzacyjny potentat, potęga w świecie technologii. A jaki jest motoryzacyjny przepis na ten kraj? Możecie być naprawdę zaskoczeni.

Nieduży kraj z potężną gospodarką i skomplikowaną historią. Choć tradycje motoryzacyjne Korea Południowa ma krótkie, to jej wpływ na światowy rynek jest niepodważalny. Azjatycki kraj kojarzy się często z "Japonią na sterydach" - ma być jeszcze wydajniej, nowocześniej, bardziej gadżeciarsko i futurystycznie. Czy jednak naprawdę tak jest? Pojechałem się przekonać, jacy są Koreańczycy na drogach, jakie są drogi w Korei i czy niemalże rynkowy monopol jednego koncernu ma wpływ na to, co widzimy na drogach. Wnioski mam zaskakujące.

Korea ma patriotyczną twarz bez koloru

Niewielki, dość bogaty kraj i potężny koncern motoryzacyjny sugerują, że sytuacja na drogach może być dość... monotonna. I pod tym względem zaskoczenia nie ma. Choć mimo wszystko, skala jest olbrzymia.

Na ulicach widać przytłaczającą większość aut pochodzącą spod znaku czebola (koreański konglomerat firm o niesłychanie dużym zakresie działania) Hyundai. Ulice zdominowane są przez Hyundaie, w mniejszym stopniu samochody KIA oraz, co trochę mnie zaskoczyło, Genesisa. Wyodrębniona marka premium jest tam niezwykle popularna. Naprawdę, wprowadzenie jej to był strzał w dziesiątkę. Patriotyczne podejście Koreańczyków spowodowało, że Genesisy "wycięły" w pień importowany segment premium. Ostał się głównie Mercedes. W wydaniu seulskim - w formie Maybacha. Na ulicach stolicy w ciągu trzech dni widziałem więcej aut z podwójnym "M" niż dotychczas w swoim życiu.

Poza tym jeżdżą Ssangyongi (czy też obecnie KG Mobility - nazwa pochodząca od kolejnego czebola - KG) oraz starsze Daewoo.

Większość samochodów jest względnie nowa. Średnia wieku aut w tym kraju nie przekracza pewnie 10 lat, bo nie widziałem wielu modeli starszych niż dwie generacje wstecz. Względnie popularnym wyjątkiem okazała się Kia Opirus (tak, ta z której nabijaliśmy się, że kopiuje Mercedesa klasy E), Daewoo Chairman oraz pierwsze Hyundaie Equus, wciąż trzymające klimat luksusowej limuzyny z lat 90-ych.

Niewiele marek, same nowe modele, a do tego w zasadzie nie ma wyboru kolorów. Znaczna większość aut jest biała, srebrna lub czarna. Dotyczy to również "importów". Aż dziwne.

Korea Wszystkie kolory Korei

Zaskakujące z motoryzacyjnego punktu widzenia okazuje się też to, że w zasadzie nie ma aut japońskich, poza Lexusem. Toyot widziałem z pięć, jedną Hondę i jednego starego Nissana Maxima.

Cóż, biorąc pod uwagę historię, jeżdżenie w Korei "Japończykiem" to trochę tak, jakbyśmy my jeździli autami niemieckimi i rosyjskimi. A nie, wróć. No, ale wiecie o co chodzi. Oni tam za sobą nie przepadają.

Tu nie ma miękkiej gry i jeżdżenia "mieszczuchami"

Oczywiście, w Seulu odsetek małych aut jest większy. Zresztą, koreańscy producenci przekonali nas, że potrafią robić świetne miejskie auta. O czym niedługo przeczytacie. Ale najwyraźniej nie jest to kluczowy segment na tamtym rynku.

Pierwsze dni spowodowały, że uwierzyłem, że najważniejszym samochodem w Korei jest Hyundai Sonata. Jednak nie. Ważniejszy jest Grandeur. Generalnie, trzeba jeździć wielkim samochodem. Sedany klasy wyższej i najwyższej, potężne SUV-y oraz minivany. Sorento i Santa Fe (w tym to najnowsze) są popularne jak u nas Tucson i Sportage. Carnival i Staria jeżdżą stadami. Dużo jest też Hyundaia Palisade i KIA Mohave, czyli największych SUV-ów w gamie.

Hatchbacki? Niemal nie istnieją. Kombi? Nie widziałem chyba żadnego. Hyundai i20? A co to takiego?

I taki samochód najlepiej zaparkować jak najbliżej miejsca docelowego.

Korea

Wszelkiego rodzaju aktywiści w Polsce używają określenia "samochodoza". Mieliby w Korei używanie. Zastawione skrzyżowania, chodniki, ulice zastawione samochodami - to wszystko jest normą, zwłaszcza poza Seulem. Brak wyznaczonego chodnika? Trudno, to znaczy że pobocza robią za parking. Pieszy sobie poradzi. Można podjechać pod budynek? To podjeżdżamy pod same drzwi. Mimo rozbudowanej i zaawansowanej komunikacji publicznej, samochód jest niezmiernie ważnym elementem życia.

Korea jeździ powoli, kiedy Wielki Brat patrzy

Po kilku dniach jazdy po Korei miałem też specyficzne wnioski dotyczące kultury jazdy. Pomijając kwestię parkowania, inne nawyki drogowe również przypominają te... polskie. Ale nie obecne, bo moim zdaniem jeździmy już znacznie bardziej kulturalnie i spokojniej.

Fakt, że jeździmy szybko, ale za to nieco bardziej "stabilnie". Korea ma niskie ograniczenia prędkości - maksymalnie widziałem 110 km/h na autostradzie. Może to i dobrze, bo są dość kiepskiej jakości, często popękane, łatane i z ubytkami.

Za to zastawione fotoradarami, jakby płacili im od każdego aparatu fotograficznego. Ciągłe odcinkowe pomiary prędkości (niektóre sięgające 30 kilometrowych odcinków), dodatkowo wsparte zwykłymi aparatami. Niektóre fotoradary umieszczone były "wewnątrz" odcinków i tak już mierzonych. W miastach fotoradary liczyłem w dziesiątkach. Na szczęście wszystkie oznaczone, również w nawigacji samochodowej.

A co na to Koreańczycy? Nie widziałem nikogo, kto jechałby znacznie powyżej limitu, ale takie 20-30 "plus" to niemalże norma. I hamowanie przed aparatem. Ciężarówki nie mają limitów i też cisną 100-110 km/h gdzie się da, nawet jeśli limit wynosi mniej.

Do tego Koreańczycy, chyba historycznie uwarunkowani wiecznym zagrożeniem ze strony Chin i Japonii, wykształcili w sobie niechęć do ustępowania miejsca komukolwiek. Biada kierowcy, który chce zmienić pas. Piesi, których puszczałem na pasach, mieli miny będące mieszanką przerażenia i bezbrzeżnego zdumienia.

Korea Taka "Matrioszka" - fotoradar wewnątrz fotoradaru

Innymi słowy, jeździ się tu tak, jak w Polsce jeździło się kilka/naście lat temu. Z niewielkim poszanowaniem innych. Niech najlepszym dowodem tego będzie jeden z najpopularniejszych gadżetów do samochoidów. Niebieskie gąbki zapobiegające obijaniu drzwiami innych aut. Paskudne i wyjątkowo popularne.

Trzeba jednak przyznać, że choć drogi są przeciętnej jakości, to przynajmniej nie są drogie. Choć autostradami pokonałem blisko 1000 km, nie wiem czy w sumie zapłaciłem więcej niż 100 zł za przejazdy. A i paliwo nie bije po kieszeni. Średnia cena benzyny to ok 1700 KRW za litr. To przy obecnym kursie około 5,1 zł za litr benzyny.

Korea zza kierownicy elektryka

A jak się ma sprawa z "elektrykami" w tym nowoczesnym, a przy tym niedużym kraju? Niewielkie odległości, niskie ograniczenia prędkości i brak srogich zim - to brzmi jak idealne warunki dla aut elektrycznych. W Seulu na prąd jeżdżą głównie taksówki. Na południe samochodów "z wtyczką" jest znacznie więcej, choć to wciąż nie są przytłaczające ilości. Szybciej znajdziecie diesla V6, albo dużą benzynę (np. Hyundai Staria 3.5 V6). Za to infrastruktura - świetna. Ładowarki nie są szybkie (najmocniejsze widziałem 100 kW) ale jest ich mnóstwo, na każdym parkingu, na MOP-ach, czy przy atrakcjach turystycznych znajdziecie kilka stanowisk do ładowania.

W Seulu na prąd to tylko taksówki

Podsumowanie

Przedziwny to kraj. Z jednej strony najeżony fotoradarami i ze świetną infrastrukturą dla "elektryków", z drugiej z kiepskimi drogami i niemalże "amerykańską" potrzebą jeżdżenia wszędzie samochodem. Najlepiej jak największym, jak najnowszym i... krajowego pochodzenia. Tylko czemu wszystkie takie same i nudne kolorystycznie. Dobrze, że znalazło się choć kilka błękitnych Matizów!